w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

[DO MEGO BRATA LUDWIKA]

Na pismo moje garść obcego piasku,
Na północ wiele, wiele rzucam myśli...
Żeby ci posłać cały świat w obrazku
I uogólnić, co się dniowo kreśli:
To z ziemi, którą ujuczyłem głoski,
Z onego pisma mało-większej wagi
I z onych myśli, co, jak atom Boski,
Zdają się ciemne żegnać sarkofagi -
Przez ludzki nałóg glob utoczę drobny
I puszczę na świat - niechby wrzał, osobny.

Atomów władcy, marzeń wodze nikłych,
Z dzielnicy naszej cieszmy się i rządźmy;
Nadzwyczajnego wiele jest u zwykłych,
Popatrzmy w niebo, tam górnymi bądźmy,
A ręce w zwyczaj ujarzmiwszy - prządźmy...

Na wielką ucztę do górnego sklepu,
Mało jest, kto by wszedł jak Elias prorok;
Płomiennej osi nie z onego szczepu,
Co wiosna rodzi, zima trzebi co rok,
Lecz z tego krzesać, rosnącego w jasność,
Co Panu winien, że nie może zgasnąć.


Bo nie zginęło żadne utęsknienie,

I żadna boleść nie przewiała marnie,

I żaden uśmiech błahy nieskończenie

Jest taki anioł, co skrzydłami garnie

I śmiech, i boleść, i to niedotkliwe

Człowieka chaos bierze w dłoń, jak żywe.


A droga taka jest na wieżę życia,

Że wiele szczeblów idzie coraz wiotszych,

Jaśniejszych coraz, przezroczystszych, złotszych,

Jak różne sny , różne serca bicia:

A który szczebel dłonią witasz chciwie

I obłokowe czujesz w nim widziadło

Nogami zdepczesz, stojąc na łuczywie,

Bo już ci skrzepło, w rzecz się ścięło - zbladło.

To rzeczy dola - wielem widział rzeczy...

Młodości dola... sny kochałem ciemne;

Z tych jedne były mdłe i nic do rzeczy;

Jak kwiaty drugie, lekkie i nadziemne,

O trzon łodygi wyższe kału. Z mleczy,

Co po urwaniu perłą wzeszły białą,

Mniemałem słodycz wyssać - jakże mało!


A jam się otruł... wiesz, że byłem struty?

(Wspomnienie równą ma trucizny siłę.)

Co teraz powiem, będzie złe i zgniłe,

I szkieletowe, jako ptak zepsuty,

Co z nieba zleciał wietrznym zwiany słupem

I we mrowisku się przewala - trupem...


Z miłości szydzić, mszcząc się na uczuciu,

Albo teoryj kilka zimnych złożyć,


Jak kilka głazów na Bóżnicę Psuciu,
I młode serca ziębić lub ubożyć -
To jeszcze kochać, jeszcze być zalotnym,
A czemu nie chciał Boski ogień służyć,
Starać się iskrą lub płomykiem błotnym
W niewiadomości ciemnych dróg przedłużyć...
Lecz być wesołym, ile ludziom wolno,
I tyle smutnym, ile ludzie muszą;
I widzieć jasno, jak różę polną
Dla kilku kłosów nieobacznie kruszą,

I jeszcze mniemać, wierzyć, że tak muszą...


(Do świata, który-ć obiecałem stworzyć,
Był piasek listu, myśl i przestrzeń drogi,
Lecz mógłżem sądzić, że łzę trzeba włożyć
Dla prawdziwości bytu czy przestrogi?)

Mówiono do mnie: „Szczęście na tym świecie
Wtedy jest tylko, gdy nieszczęścia nie ma."
Odpowiedziałem: „Czymże słońce w lecie,
Co otwartymi patrzy w świat oczyma?
Czy to jest doba, kiedy cieniu nie ma?"

Mówiono do mnie, acz innymi słowy:
Że z zapomnienia byt powstaje nowy.
O słodki bycie w szczęścia niepamięci,
Kiedy się tobie przypatruję bliżej,
Ty - bez uczucia, wolny trosk i chęci -
Zdajesz się wszego Człowieczeństwa wyżej.

Jeżeli jesteśjeśli czuwasz?... bycie!
Co ani zbawić, ani umiesz zdradzić,


Dlategoś stanął na doświadczeń szczycie,

By nie umierać z nami - ale radzić.

Przeklęte rady!...


Jeszcze, jeszcze - może

I na tej ziemi, choć jest kału stekiem,

Znajdzie się kilka rzeczy wielkich: morze,

I to, co mędrcy nazywają - wiekiem,

I pączek róży, wreszcie grób, a przed nim

Wszystko, co śmiesznym zowią i powszednim,

I to, co wielkie nosi imię - wszystko!

I cała ziemia wielką jest artystką.


Artyzmu ziemi byłem zwolennikiem,

Na wielkie morze i dziś patrzeć lubię,

Na pączek róży także - lubo z nikim

I w doczesności się pijanej gubię,

Nie śmiejąc wiekiem nazwać - i osądzić,

Że taki ogrom czasu można - bładzić.

.

A w grobie moim widzę podobieństwa...

Bo jakże mało będzie ze mnie: popiół;

Ni tu radości godła, ni męczeństwa,

Ni tego słowa nad grobowcem: dopiął!

Ni róży polnej - nic, krom jednej z wiela

Tajemnic Pańskich: znaku Zbawiciela.


Ludwiku, tobie zwykłem był spowiadać

Niedokończonych mar ogromne dzieje.

Widziałeś skrzydła - przyszło mi upadać.

Lecz jeszcze upaść nie jest czas - i dnieje

I widzę obłok z runem bardzo białym,

Jeżeli ten jest - Bracie! - będę stałym.


Jak mało rzeczy pewnych jest na ziemi:
Na każdę słodycz można rzucić prochy,
Na boleść trudniej - lecz się złączy z niemi,
Obiedwie córy z jednejże macochy,
I obie ku nam lecą z uściśnieniem,
Jak pokrewieństwo - czym? - niezrozumieniem.

A jednak ziemi kląć nie będę wcześnie,
Stanę się dla niej, czym się dla mnie stała;
Nie jestem duchem, więc się czasem weśnię,
I kilka moich dni odrobię z ciała,
Z umiejętności tak kosztownej - trudu,
Co ludziom wschodzi, kwitnie mimo ludu.

Że w rzeczach, które człowiek przedsiębierze,
Jest pewna cząstka, pewny cień własności,
To moją będzie - myśl o zgasłym wierzę;
Bo odwyknąłem w szczęście mieć ufności,
Bo z wiarą w jesień, tym północy godłem,

Na każdy Ustek patrzę...

*

...bo się zwiodłem!

Co tobie powiem i co właśnie piszę,
Co ukleconym zowię sfer obrotem,
To jeszcze starczy na czas, nim usłyszę
Anioła wielkim mówiącego grzmotem.
- I dnie opuszczać będę, jak klawisze,
Kiedy je smutny dotknął z nawyknienia,
A nie śmie ciszy zbudzić - i - cierpienia.

Florencja, 1844