* Cały nowy kodeks moskiewski dla Królestwa Polskiego jest tym brutalskim przeprowadzeniem idei państwa, które – bez uszanowania żadnego życia, nawet życia człowieka – stawa się organicznym prawem śmierci. Punktem wyjścia kodeksu tego jest wola osoby (stróża praw), skąd pochodzi, że różnicy przestępstwa i zbrodni nie ma tam wcale – że więc człowiek palący cygaro na ulicy równą popełnia zbrodnię, jak ów, który w tymże samym miejscu najświętsze prawo życia bliźniego stanowczo obraził. Obydwa bowiem karę odnoszą za to tylko, iż minęli się z zasadą prawa, przestępując wolę stróża-praw. Tym sposobem, zaiste, że zbrodni wcale nie ma – monopol jej na górze: niżej są tylko przestępstwa. Tak jest z życiem człowieka, a cóż dopiero z życiem narodu ?!... Idea polska w Slowiańszczyżnie pracuje właśnie że przeciwnie, bo nad człowieka zmartwychwstaniem – nad uznaniem punktu wyjścia w prawie od najświętszego prawa życia-narodu, jako nierozdzielnie z człowieka życiem złączonego i wzajemnie je wartującego – kodeks karny stanowiąc tym sposobem jako względny do tego, co wolno jest, jako strzegący życia praw, a to, co nie wolno, jako konieczny wyjątek, jako warunek jedynie poczytując.
Kobieto! która z harmonijnym łkaniem
Przed Matki-Boskiej klękasz malowaniem,
Co starła węża głowę bosą nogą,
Małżeństwa formy nie uznawszy celem,
Lecz jako środek, by żyć z przyjacielem,
Jako konieczny dla świata wyjątek,
Brudnego ciągłą rzezią niewinniątek - -
Kobieto dobra - miałażbyś ty czoło
Nie dla Miłości iść przed ołtarz Pana -
Lecz od małżeństwa, przez zawrotne koło,
Jak niewolnica wlekąc się sprzedana,
Wciąż na niewolę narzekać Ojczyzny,
A dzieci uczyć - czego? - tej zgnilizny!...
Gdy zasnął Adam, w sobie miał już żonę,
Nie tę lub ową, poza nim stworzonę,
Lecz jako żebro sercu jego bliską,
Miał ją - a Bóg jej dał byt i nazwisko.
Przeto, nieprawość popełniając prawą,*
Porzuci Ona własną matkę, łzawą,
I przed ołtarzem stanie z ulubionym
Po nierozdzielność tego, co złączonym.
* Nie trzeba sobie wyobrażać, iż to jest wolne dogmatu tłumaczenie. Nie idzie tu albowiem o usprawiedliwienie tego zła społecznego (które dzisiejszy Papież tyle razy Polsce już wyrzucał, skoro mu się rodacy przedstawili). Nie idzie, mówię, o uniewinnienie rozwodzeń, ale o zatamowanie zwodzeń, a przeto źródła tamtych. Nie idzie, mówię, o to, aby, wykiąwszy miłość, zamienić społeczeństwo na algebraiczne równania, z których by acz najświątobliwszy rezultat wyniknął – w takim razie albowiem na cóż już małżeństwa i familie? Lepiej zaiste w zakon jaki ascetyczny, albo w amerykańską sektę Miss Anny całą ludzkość zamienić – i ulecieć stąd chórami duchów – ale idzie tu o to, że małżeństwo jest wyjątkiem dla osób duchowo z sobą połączonych, że jest jakoby przyzwoleniem, ażeby żyli społem w ciele ci, którzy pierwej duchem żyją społem: jest to zatem środek, nie zaś cel. Mniej szerokie pojęcia małżeństwa doprowadzają do zamienienia tego węzła na kompanię kupiecką, a w następstwie do zlekceważenia famili (to jest rodu), do uczynienia jej zależną od administracyjnych ewolucji i od uważania tych-to duchownych organizmów za czczy wymysł, jak to gdzie indziej spotykamy. Zstępując w organizm narodu uciśnionego, który na wewnętrznych tylko węzłach dobrej-woli (a więc na wolności poczuciu, nie na niewoli rękojmiach) opiera się, musialem-ci od zawiązku familii rozpoczynać. Nieprawością prawa nazywa się tu opuszczenie rodziców dla męża albo żony, które usprawiedliwia tylko miłość, a które też, nie wiem, czy bez onej okupić by mogło tę niewdzięczność.
Niejeden powie faryzeusz na to:
„Człek rzadki może być mędrcem jak Plato,
Jest doskonałość nad siły ziemiana..."*
Uznam to, owszem - i dlatego właśnie
Ludzka ułomność nie ma być wzniecana,
Iż sama wznieca się - i sama gaśnie.
* Ludzie tak zwani praktyczni, bojąc się wszelkiego ideału, utrzymują, że łatwiej realizować prawdę, koślawiąc ją cokolwiek. Jest to krzywe pojęcie różnicy między słowem a uczynkiem, między ideą a praktyką – przecież niedoskonałość sama się od praktykowania idei wszczyna! Względem czegóż albowiem niedoskonałość być by mogła, gdyby nie miała doskonałości właśnie za cel?... Niedoskonałość, która by była uważaną nie jako fatalny natury ludzkiej moment, nie jako walki-trudności i jej licencja – lecz jako osobny cel – przestałaby niedoskonałością być – byłaby zlością-doskonałą.