w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

LISTY O EMIGRACJI


I


Panie Redaktorze!

KierunekDziennika Polskiegojest powodem, że nie potrzebujemy się odnosić do obywatelskiego sumienia osoby z prośbą o danie głosu treści poniżej wyłożonej (luboć by nam to wolno było, rzecz jest bowiem zwłoki niecierpiąca), ale do samychże obowiązków, ale do pojęcia, które zda sięDziennikowi Polskiemuprzewodniczyć, choćby tylko dlatego, że już czas jest, iżby przewodniczyło w ogólności wszystkim wszędzie dziennikom.

Do pojęcia, mówię, nie tylko to się drukiem ogłasza, co obchodzi publiczność, ale i co winno obchodzić. Na tym bowiem zależy odrodzenie się dość już schorzałego i bezużytecznego dziennikarstwa, co też - jak się wyżej napomknęło - „Dziennik Polskizdaje się mieć na oku, tym więcej, że czasopismdziśprzede wszystkim obejmując, obecnością jakoby samą żyje; tym więcej, że fałszywa literatura, pchnięta ruchem, dość już długo u nas się rozgląda w przeszłość tylko i w przyszłość, ale od obecności stronić zda się i Janusowy kształt przybiera, proroczą twarzą w jedną stronę, a pokutniczą lub jałowo-archeologiczną w drugą stronę od tylu-to czasów rozwrócona!

Co zaś wszystko ile chorobliwym, to każdemu zdrowemu umysłowi nazbyt zapewne jest wiadomym, iżbym dłużej się nad tym zatrzymywał, choć nie nazbyt, abym wspomnieć nie miał, zwłaszcza mówić chcę o rzeczach, które publiczność nie obchodzą, lecz obchodzić powinny.

Tymi zaś jest: nędza, zapomnienie i pod pewnym względem nieuznanie najnieszczęśliwszej części społeczeństwa polskiego, którą jest młoda emigracja. A najnieszczęśliwszej, bo zastała wyczerpniętą gościnność na Zachodzie, pierwej niżeli zarobić na nią mogła albo obejść się bez niej; i to spotkało z jednej strony, gdy tymczasem z drugiej, oprócz żeńskim miłosierdziem grosza podanego (który wystarczającym być nie może, mimo najczujniejszej ekonomii) - śmiało wyrzec możemy, naganną bezczynność się spotyka.

A zaś naganną z tej przyczyny, że tu już dochodzą do samobójstw w całej rzeczywistości słowa tego, które każe zarazem się domyślać długiego ciągu różnych innych, mniej plastycznych samobójstw, jakie one krwawe poprzedzają logicznymi pochody.

A zaś jeszcze naganną z tej przyczyny, że nie rzekłszy, czyli naród część swojego społeczeństwa za coś swegouznaje (za czasowych kaleków, pokąd języka nie nabędą i nie potrafią się zatrudnić), że - mówię - nagannym tym milczeniem uobojętnia w nich siłę postanowienia coś o sobie, jak się to już nieraz okazało, kiedy do Ameryki lub Algieru w pewnej części wyruszyć zamierzano.

Jeżeli bowiem opinia narodowa nie potępia powodów, dla których rozbitki te istnieją, tedy czemu nie wpływa na powrócenie ich krajowi przez użyteczność pojedyńczą - przez podtrzymanie do czasu, pokąd jedni języka nie nabiorą, drudzy sobie nie znajdą specjalności?

Czemuż składki na to przyzwoicie zorganizowanej dotąd nie ma, iżby na żeńskim miłosierdziu, to jest na wspaniałomyślnościach pojedyńczych, i na tym jałmużny heroizmie, który czułych obciąża dobroczyńców, a odbierających poniewiera i stanowi rzeczy nie zaradza; żeby, mówię, na siłach tak dorywczych część ta społeczeństwa nie zawisła?

Czemu w następstwie rzeczy nadzoru k'temu dotąd nie ma? - a to wszystko w czystejjedno myśli przyniesienia pomocy tej ludzkości, dla której się totyle i tak bardzo szerokich chęci miewa?

Czemu rzecz ta nie tak postawioną jest w opinii publicznej, ażeby się nikt uniewinnić z obojętności nie mógł ani niewiadomością, ani nieprzywiązywaniem do niej wagi, ani trudnościami, jakich wcale nie nastręczy rząd żaden społeczeństwu, które umie czujne, chrześcijańskie w sobie ciepło żywić?

Czemu ludzie światłem obdarzeni, a zazdrośni stróżowie narodowego powodzenia, nie wykazują dosyć jawnie, o ile się przez to fatalności i mimowiedności - bo rozpaczy- w przedsięwzięcia, w wolę, w sądzalewa?

Czemu ludzie mieniem obdarzeni nie czują potrzeby w sposób zdrowszy, skuteczniejszy daleko, ciężary swoje jałmużn onych, nieporządnie świadczonych, ustatkować?

Czemu patriotyzm on liryczny (a coraz jałowszy na rozległej obowiązującą scenę dramy nie wychodzi dotychczas?i verbis non factis)

Czemuż nareszcie czasopismy, których to świętą jest powinnością, na opinię publiczną pod tym względem ociągają się wpłynąć? Jest zaś powinnością z tej przyczyny, to właśnie jest rzecz obecności - dziś trwająca i teraz, kiedy to piszę, i gdy będą to, co piszę, drukować, i jak drukowane czytać będą?.. .

Jeżeli dzienniki potrzebne, to ażeby głosiły nie to tylko, co publiczność obchodzi, ale i co winno obchodzić - z tego bowiem opinii moc urasta.

A jeżeli opinia nie potępia emigracji powodów, tedy do pewnego stopnia i jej skutki przyjąć musi na siebie. A jeśli nawet potępiła, tedy nie ma się prawa przemilczeniem w zawieszeniu trzymać się tej części społeczeństwa polskiego, i tak dość już zawisłej.

Spodziewam się, Panie Redaktorze, w tych słowach znajdziesz głos tysiąca ociągających się go podjąć przez źle zrozumianą serca czułość, brak odwagi cywilnej i do niejawności przywyknienie, które piętnem jest głównym społeczeństwa, nazbyt ceniącego historyczność nałogów. Jakoż, zaprawdę, gdyby wszystkie miłosierdzia żeńskiego dobrodziejstwa nie okazały się płonnymi, dalibyśmy się również może odwieść od przedsięwzięcia kroków męskich, to jest publicznego upomnienia.

Kiedy jednak ucieczka nie wystarcza, do czynienia wycieczek widzimy się być przymuszeni.

Niech Pan Redaktor raczy znaleźć w piśmie swoim miejsce dla prawd onych, które prędzej czy później samą rzeczy wagę wynieść muszą na widowniępubliczną. Że zaś czytelnicy, którym uniewinniać się potrzeba z pełnomocnictwa, ile razy na korzyść ogólną mówić się ma, tedy dla tych kończę przypowieścią:

Umarł człowiek - a krewne mu niewiasty wskrzesiciela szukały z płaczem wielkim; co więc sąsiad mądry usłyszawszy, taką radę im podał: „Niechaj każdy członek ciała tego w kółku swoimczyni swą powinność, o całokształt ducha się nie troszcząc - a tak będzie on człowiek w zmartwychwstaniu.”

Gdy więc radę długo rozpoczęto ważyć i odmierzać, o ile się ma każdy z członków ku zmartwychwstaniu kwapić, ruch się obudził w kółku każdym na porzuconym ciele męża. Był to ruch rozkładu i robactwa.


Pisałem w Paryżu, dnia 22 września 1849


II


Panie Redaktorze! Na list mój pierwszy wDzienniku Polskimzamieszczony bardzo piękną odpowiedź i proroczym prawie duchem tchnącą zamieściłeś, Panie, w piśmie Twoim.

Niźli jej dotknę - wpierw uprzedzam, polemiki szukać nie chcę, choćby tylko dlatego, że ta kończy się właśnie tam, kędy celem być zaczyna.

Otóż - nie dla marnej polemiki, ale iżbym prawdzie dał świadectwo, na odpowiedź znowu odpowiadam.

Mistyczne pojęcia sprawy polskiej poważną nazbyt dla mnie rzeczą, ażebym je za słuszne i stosowne uważał tam, gdzie o codzienne sprawy idzie. Owszem, za mało-zdrowe, i pod pewnym względem niemoralne, to zastawianie się krzyżem śmiem ogłosić, ilekroć idzie o możebne, o doczesne, o świeckie, o nie-apoteotyczne interesa.

Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno - ani dla uświęcenia traktatów wiedeńskich, ani dla uświęcenia jakichkolwiek, choćby im przeciwnych. Z tego bowiem w prostym ciągu następstw to powstaje na przykład, co już jako Ideę w społeczeństwie francuskim spotykamy, a co może w przyszłości nie tak bardzo odległej rogiem czynu na wierzch się wybodzie. To zaś jest, że ostrogą boleści różnych parte masy w chwili gwałtu zgadnąć nie w stanie, co prawdopodobieństwem, a co prawdą, i zamiast orzec np., nadużycie Imienia Bożego złem jest, albo Imię Pańskie w złego imię się zmienia, ilekroć bywa nadużytym, albo złe jest to nadużycie... zamiast, mówię, rzeczy tak określić - zwięźlej, skrawiej, gwałtowniej (jak znakomity skądinąd pisarz: Proudhon) - przeciw-boży sztandar wznieść podążą. A to wszystko, jak każde ateistyczne poruszenie, z poprzedzających je nadużyć rzeczy świętych pochodzi. Bo ateizm w naturze i w naturze ludzkości prawowitego miejsca nie ma, lecz gwałtownym jest tylko odbluźnieniem.

Przeciwko prorokom nie powstaję - byłoby to swawolą i niepoważnym słów użyciem, ale czyliż wieszcze od lat tylu nie przepowiedzieli nam wszystkiego, przez co przechodzimy dziś i przez co jutro jeszcze przechodzić będzie trzeba?... Żaden prawie człowiek, żadne miasto, żaden naród z proroctw nie skorzystał. Prorocy tylko na świadectwo potępienia i sądu. Całe dzieje świata niech powiedzą, zali jest błędnym to mniemanie?...

Niniwo! Jerozalem! - i wy, do których Skarga mówił o emigracji tej dzisiejszej, i wy, do których lub obrócono - powiedzcież, k'czemuż proroctwa? Więc nie przeciw proroctwom ani przeciw użyciu mistycznego Polski rozumienia, ale przeciw tychże nieużyciu i nadużyciu głos podnoszę.Przedświt Nieboską-Komedię

W tymże samym numerzeDziennika Polskiego", gdzie odpowiedź na list mój zamieszczono, czytam słowa następne:

Liberalizm taki nie uczyniłże z ich piersi cieplarni, ogrzewanej sztucznie poddawanymi do woli drewkami?” (Sejm rakuski).

Z głęboką pokorą utrzymuję, że naród polski Chrystusowej męki wypełnia podobieństwo, wszakże gdyby Józef z Arymatei, który potajemnym Chrystusa Pana uczniem był (bo człowiekiem z bogactw swych znajomym), zamiast Magdaleny, łzy miłosne popod krzyżem wylewał, a ta znowu biegła do Piłata, gdzie zaledwo męża zamożnego i obywatela znanego przypuszczano - byłoby to nie tak, jak tam było - byłoby to przeciw prawdzie rzeczy.

Ręka, która przyciska obszar kraju naszego, nie rozrosła nigdy tak szeroko, ani rozrość może kiedykolwiek, by przykryła cieniem niejawności wszystkie Polski oblicze.

Zawsze będzie klinmiędzy palcami ręki onej, którym się słońca blask przeciśnie.

Tym sposobem uczy nas Opatrzność uszanowania woli dobrej i dorabiania się na małym. Taki kraju jest obraz.

III


Emigracja tymczasem - jako się wyżej okazało, w liście przeszłym (drugim) - nigdy nie ustanie, bo ku temu historii pogwałconej niepokonalne gnają moce. Odnawiać się ona będzie co epoka, co pokolenie, co puls dziejów.

Ale emigracyjne wszystkie ruchy niewczesnymi będą (tak jak były), póki z miejsca warunków wyprzągnięte, a w czas jedynie - że tak powiem abstrakcyjnie - rzucone wychodźców umysły przeciw-wagi w pracy, w prawdzie, w jawności, w konserwatywniejszych (że tak nazwę) obudzeniach instynktów - mieć nie będą. Ku temu zaś trzeba, aby w onej cząstce Polski, gdzie jawnie na rzecz społeczeństwa mówić można - żeby, mówię, tam czujność i wszechstronność opinii zakwitnęła. Bo za narodem nigdy jeszcze narodowa opinia nie urosła - ona zawsze tam będzie, ona zawsze była jednostronną, i inaczej nawet być nie może, jak się to powyżej okazało.

A kiedy wielmożnik jaki w Polsce, sumienia głosowi folgę dawszy lub naturze umysłu wyjątkowej, z mieniem choćby największym na wygnanie pośpieszy samowolnie (jak to było i będzie jeszcze nieraz, jeśli stan obecny się przedłuży), to gdzież ucho przyłoży, by opinii narodu głos usłyszeć i tej usługi oddać swoje ? Radzić bowiem któż może pojedyńczym serca uniesieniom? - słuszna jest, albo naturalna, poświęcający mienie człowiek wedle swego uznania je poświęca. Wszelka rada, jako pojedyńcza (a tylko parcjalne tu być mogą), skutkować nie może, lub przynajmniej jako parcjalna ująć musi z indywidualności tej osoby, która poświęcać się przychodzi.

Opinia publiczna tylko może i powinna wodzem być w tym względzie. Bo tylko ona ekonomię poświęcenia zdolna zaprowadzić jako bezparcjalna, bezwyłączna, jako -jednym słowem - narodowa.

A czy jest drugi lud na świecie, co by tyle krwią, mieniem i umysłem niewczesnych podjął już poświęceń?!... Tak jest przeszło pół wieku! Sprawa Polski wyrwaną jest w idei - urzędy nawet przeciwne nam to świadczą, lubo głosem zaprzecznym, lubo ujemnymi zamachami.

Polska w wieczności jest i świecie - idzie tylko o wczesność tej wieczności.

A i cóż ku temu zrobiliśmy?...

Czy publiczność Polska wie na przykład i w obowiązujący umie sposób to chociażby rozwiązać zapytanie - lubo elementarne i tak proste, że filologicznym prawie zwrotem odpowiedzieć na nie można - to zapytanie: skąd niewczesność?...

Ze straty czasu, prosto mówiąc.

A jak wczesność odszukać - tak, ażeby niewczesne poświęcenia nie pochłaniały najgorętszej młodzieży części, krwi, umysłów, łez i pieniędzy (łez symbolu!)?

Przez obrócenie się ku drobnym dzisiejszości pytaniom - ku każdemu pyłowi dnia każdego - w imię tego, co wyżej, co dalej - dalej - jest, i czym się na to tylko przedwcześnie uradowywać dozwolono, aby więcej siły w sobie poczuć.

Cierpieć-nie jest to gnuśnieć, ale w znanym kierunku ze świadomością rzeczy walczyć.

Dlatego za słuszne nie uważam - owszem, za nie poparte dosyć rady biorę: „trzeba jeszcze i tego cierpienia, aby się wypełniły przeznaczenia etc.” -Bogu tylko jednemu ze słupa obłoków by przystało słowa one wygłosić...

Nie chcę pytać po co? i dlaczego?... i jakie przeznaczenie? itd. Czynem tylko dodatnim wolno by tak świętemu w twarz zaprzeczyć poczuciu. Szanuję też wszystko nieobłudnie, co ofierniczego, tajemnego w boleściach się Polski zanieciło. Ale byłoby brakiem wiary w naród - ale byłoby patriotyzmem chorobliwym nie orzec otwarcie, tych rzeczy do codziennych kwestii się nie mięsza - i do żadnych nie mięsza, ale się z nimi łączy tylko, i to przez dobrego uczynienie.

Między dobrym uczynkiem i między dobrego uczynieniem jest różnica węgielnie, że tak powiem, patriotyzm polski obchodząca.

Dobrych uczynków nie brak u nas, ale brak dobrego uczynienia.

Dlatego to właśnie jest tak trudno, aby - choćby z chęciami najlepszymi - mimowolnie dobrych nie skaleczyć, ile razy o dobro (zwłaszcza w bieżących) idzie kwestiach.

Wszystkie te uwagi smutno pisać - wygodniej o nich ani myśleć.

Filozofia niemiecka, w krytycyzmu swego samowładztwie ułożywszy przeszłości ciąg logiczny i orzekłszy, gdzie się zatrzymała, nie obowiązując do niczego prócz do książki zamknięcia: „Tak - powiada - musiało być koniecznie i tak się też koniecznie jakoś stało.”

A mistyczne Polski uważanie (w niewłaściwym użyciu), lubo rozumowemu samowładztwu najgorliwiej przeciwne, do tychże dochodzi rezultatów. I dlatego powiadam, że jest błędne lub niezdrowo użyte - i że nie obowiązuje do niczego. I że jest niewczesne, i że czcze...

Nie idzie o to, ażeby używać pokoju, ale żeby czynić pokój, bo błogosławieni czyniący...

A zaś czynić nie jest to formalnie przeciw słowu powstawać, ale przeciw rozdarciu i nieharmonii słowa z czynem. Bo słowo, które nic nie czyni, a czyn, co nic nie mówi - równa czczość. Takie obie akcje - ruchem tylko.

Owóż, cierpieć na to, aby cierpieć - jest to gorzej poniekąd, aniżeli z krewkości tej człowieczej w zniecierpliwienie jakie popaść!...

Jedyny poeta dziś francuski (a człek ducha bardzo gorącego) J. Reboul (piekarz z Nîmes), powiada:

Tout peuple, qui s'indigne, a droit à l'espérance,

Mais malheur à celui, qui pourrit en silence!


Pisałem w Paryżu 1849

IV


Panie Redaktorze!

Jeszcze, do poprzedzających trzech listów o stosunku emigracji do narodu, którymi to (śmiem twierdzić) najważniejsze dzisiaj zapytanie usiłowałem dotknąć - jeszcze, mówię, nieraz w ciągu czasów będę musiał dodać objaśnienia. Zagadnienia treści tak poważnej nie dają się rozstrzygać - one się muszą rozwiązywać. Opinia publiczna, faktów następstwa i sąd ludzi światłych, a ludzi serca współczucie, wywiną z tego, co potrzebne, co niepotrzebne rzucą na wiatr, co złe w twarz mi odrzucą.

Owóż - czuję potrzebę dodania jakby sumariusza tego, co się powiedziało.

1. Nie mówię o żadnej emigracji, lubo - warunkami jednej zawarowan - zaczepiłem o jedną. Nie mówię ni o polskiej, ni o węgierskiej, ni o włoskiej, ni o niemieckiej itd... których tyle właśnie się ruszyło, których (jak się rzekło) więcej będzie, albowiem nie może być inaczej, wedle tego, co wyżej mówiliśmy. O czymże więc mówię? O emigracji jakoprocesie, jako organie, jako (proszę darować niewykwintność obrazu), jako aperturze w ramieniu społeczeństwa pod nienormalnymi oddychającego warunkami. Normalnośćtej anormalności, historyczność tej niehistoryczności sprawiedliwie okazać - jest to podnieść godność narodową, choćby tylko o tyle, o ile Spartańczyk padający wznosił rękę na znak przeciwnikom, nie umiera zwyciężony!

2. Mówiąc więc o emigracji w ogólności, to jest jako o organie anormalnym - przez nienormalność warunków, w jakich się ten lub ów naród znajduje, wywołanym - muszę przyjść do wniosku stanowczego, emigracja jako proces musi być przeciwną emigracji i że dopóty nią jest tylko, póki jest jej przeciwną. Czyli że np. apertura, sztucznym będąc organem, ku ułatwieniu zaprzeczonych fatalnie funkcji otworzonym, dopóty jest tylko aperturą, póki jest jej przeciwną, dopóki dąży ku zdrowemu zamknięciu rany przez stosowną ewolucję wewnętrzną - i że w następstwie rzeczy apertura inaczej zrozumiana organem na nowo być przestaje, a zaczyna być raną.*

3. Z tego wychodząc stanowiska, po zastanowieniu krótkim, każdy łatwo sobie zda już sprawę: dlaczego zazwyczaj emigracja wie totylko, co trzeba? - a czemu naród tylko jeden może wiedzieć, co można?**

4. Wiadomo wszystkim, co trzeba, nie leży w czasie, lecz w wieczności, bo tej ostatecznie jest potrzeba - bo nic więcej nie trzeba...

5. Ale - wiadomo również prawie wszystkim, niestracenie, tylko z oczu tego, comożna, jest warunkiem uczynienia tego, co potrzeba. Inaczej zaś wszystko jest niewczesne, to jest niehistoryczne - nieprawdziwe - i owoców żadnych nie przyniesie, bo Opatrzność wichrem je otrzęsie, niżeli dojrzeć będą mogły.


* Taki sposób rzeczy uważania, prowadzący do określenia pozycji emigracji - nieco niezgrabniej albo mniej sumiennie wzięty czy zrozumiany - może wyobrażenie dać fałszywe, nie o określeniu, to jest urzeczywistnieniu (bo co rzeczywiste ma granice, ma swój profil-charakter), ale o zamknięciu życia mowa. Tej niezgrabności nie trzeba sobie wyobrażać, choćby tylko z powodu, życia zamknąć niepodobna, czego onaż dowodem emigracja jako proces rewindykującego bieg swój życia. Otóż życia zamknąć nie można, ale można rozemknąć, czyli - jak filozofia polska by powiedziała - roz-pasać, to jest rozegraniczyć - z-czczościć!

Zresztą - mówiąc publicznie, nikogo przepraszać nie uważamy sobie za powinność i nikogo obrażać. Pióra - nie powiem: sprawiedliwości chciwsze, ale doświadczeńsze i utalentowańsze - kwestię z milczenia, w jakim zastałem, gdy podniosą, rzecz się lepiej wyjaśni. Może być nawet, stanowczo błąd się pokaże z mojej strony. Emigracji pierwszej przyczyną niewczesne czyny były, młodej chęci niewczesne do tej drugiej należą.

** Co to jest naród? - Historycy i filozofowie polscy nie określili albo raczej nie opracowali dostatecznie tego, tyle ważnego - osobliwie dla Polski, i w dzisiejszym jej stanie do Europy - zapytania. Odpowiedzieć też na nie ostatecznie tylko w realności swojej naród cało-głosem zupełnym by potrafił. Ale częściowo odpowiadać w stosunku do tego lub owego zapytania można i potrzeba. Owóż naród jest wewnętrznym powinowatych ras sojuszem - tak jak państwo jest zewnętrznym blisko siebie będących ras s-kupieniem, z-traktatowaniem, z-niewoleniem. Naród tedy z ducha, a więc z woli i z wolności jest (sojusz z Litwą, niezaborczość oręża polskiego etc), a państwo jest z ciała albo raczej z zewnętrza, z tego świata - z niewoli.

Pracowanie tedy na Królestwo-Boże nie przez naród, to jest nie przez wnętrze-to jest nie przez ducha-Bożego w człowieku, a w następstwie nie przez człowieka w dziejach (czyli naród) - jest robotą omylną, jest robotą wsteczną, jest eksploatowaniem tylko Królestwa Bożego. Mówię o tym, bo kwestia jest dzisiejsza.

Owszem - śmielej orzeknę, w następstwie stąd idzie, że teoria państw nie uszanowujących narodowości jest teorią z zewnętrza naciskającą wnętrze ducha, jest roztłoczeniem, jest Roz-pasaniem ducha ze stopniowych jego przeobrażeń, a przez to samo nieporządku i chaosu sztandarem. A teoria Królestwa Bożego (które nie z teorii, bo nie z tego świata jest) aplikowana drogą taką, jaką państwa (nie narodowości) wzięły, jest potykaniem się z państwy na broń jedną - tylko że u mniejszej liczby krótszą - jest potykaniem się syna nieprawego z uzurpatorem-ojcem, jest oną starą jeszcze walką Brutusa z Cezarem - tylko że Brutus się Królestwa-Bożego purpurą białą nie odziewał!

Ażeby królestwo-ziemskie znieść, nie godzi się Królestwa-Bożego nadużywać, bo nic z tego nie będzie - fakta mówią. A ażeby porządek zaprowadzić i ludźmi porządku się nazywać i konserwacji przyjaciółmi, jak to rozpasujące narodowego ducha w świata-obywatelstwo państwa przeciw-narodowe czynią - nie dość jest rząd uczynić, postanowić, ukazać, ale go jeszcze pod rząd wyższy, pod rząd biegu historii poddać, pod rząd tej idei narodowości, której świadczyła zawsze Polska, pod rząd - mówię - tej idei, która jedna przyjaciółką-porządku prawą jest, która jedną formą czynienia-pokoju jest, która jedna wyznaje i w rzeczywistości okazuje, że niepokornego rządu (to jest absolutnego) nie ma (bo nie-porządku będzie rządem), ale każdy musi być pod-rzędnym - pod przyjęciem praw wewnętrznych ducha z dobrej woli narodu wywiniętym.

O biedneż sojusze zewnętrzne, wewnętrzny prąd pokoju przeciwko sobie buntujące!!...

Podnieścież, o bramy! wierzchy wasze, podnieście się wy, bramy wieczne! aby wszedł król chwały” (Psalm XXIV).


6. Przedwieczny wszędzie jest - dlaczegóż nie miałby być w historii? Owóż jest On w historii przez człowieka, tak jak w historii każdego człowieka jest przez siebie, przez Boga-człowieka - przez Chrystusa.

7. To zobowiązanie tego, co trzeba - tym, co można, tej wieczności - czasu warunkami, tego Boga-człowieka - człowiekiem-Bogiem, wydać się może buntu hasłem, choć jest tęczą pokoju.

8. Jak tylko przypuścimy, że Przedwieczny w historii tak jak w człowieku działa, w dwa straszliwe błędy upadniemy, to jest albo w bezwładność pokory, albo w dumy-bezwładność, w czczość - i to czasu tego dzieje. Dlatego to wszystko jest niewczesne!

9. Bo Przedwieczny w człowieku przez się działa, ale w historii przez człowieczość. Ta kategoria jest warunkiem Chrześcijańskości społeczeństwa. Inaczej bowiem tylko będą ubezwładnione dumą duchy i ubezwładnione strachem dusze. A tym samym płacz będzie i uciśnienie, i boleści - a potem może bunt, którego jest owocem niewola!

10. Nic tu nowego nie odkryłem - wielu zapewne wie to dobrze, a inni pokątnie przeczuwają - ale podobno nikt nie głosi, nie ostrzega, nie radzi, fatum tylko jakiegoś oczekująctylko że fatum to nie Chrystus!...

11. Pokora w człowieku jest przez podnoszenie się ku Panu, jest przez przyjmowanie Boga w siebie.

12. A pokora w historii jest przez zniżanie siebie w dzieje, i to dlatego w tym, comożna (to jest w czasie) - to jest w kwestiach możebnych - nie już krzyżem, ale rozkrzyżowanymi potrzeba zastawiać się piersiami!

Tym sposobem się wczesność odszukuje.


1849 r.