ZIEMIA
[«KOMEDII» DANTA CZWARTY TOM]
[PROLOG]
Prócz ciemnych Piekieł - Czyśćca pół-ciemności
I blasku Niebios - ach! - Ziemia jest jeszcze...
Wirgili w pierwszych znajdzie dość grzeczności
Między siarczyste z tobą chadzać deszcze,
Kochanka dawna w drugim cię popieści...
Ale na ziemi tu - ziemi boleści -
Któż? - jeśli Prawdy zimne ściśniesz dłonie
I za czymkolwiek bądź pobieżysz innym,
Mniej chłodnym, w bardziej ponętnej koronie,
Mniej opuszczonym, łzawym, choć niewinnym!
Nikt - bo przyjaciel z tobą być przestanie,
Gdy smutnym będziesz - to jest: nie pojętym
A mówię: smutnym, nie w Ofelii stanie,
Lecz nieszczęśliwym prozą i rozpiętym
Na jakim krzyżu nie ciosanym z drzewa,
Którego okiem nie tknąć ani dłonią,
Nad którym karta z pismem nie powiewa,
Pod którym jeźdźca z krwawą nie ma bronią...
Nikt - bo dziewiczy duch nie będzie z tobą,
Odpókiś wnętrzną pokalan żałobą,
Odpóki staniesz się (co bardzo dziwna)
Dwu-świetnym duchem, a jedną osobą,
Odpóki gałęź nad tobą oliwna,
Przed tobą kosą chadzać będą wszędzie,
A śmiechom pieśni dodzwaniać łabędzie
[- - -- -- -- -- -
- - -- -- -- -- -
- - -- -- -- -- -
- - -- -- -- -- -
- - -- -- -- -- -]
PIEŚŃ ÓSMA
Więc to mówiłem, rękaw atłasowy
Nieumyślnymi trzymając palcami,
Jakbym się z kwiatem bawił, co nie plami,
Lub kraniec szaty miął gronostajowy,
Albo jak gdybym próbował materii,
Choć o materię szło tu subtelniejszą...
Więc to mówiłem co do kokieterii
I co do szlubu.
„Zawsze miałam mniejszą
Odrazę - na to mi odpowie ona -
Do gramatyki i do Korneliona
Niż do dyskusji tych o zalotności..."
A ja: „Kobieto! - rzekłem i niechcący
Na bransoletki patrzyłem robotę,
«Kobieto» mówiąc - oto wąż cię gorejący
Rubinem w koło wziął - rzuć tę brzydotę!..."
I uchwyciłem ją za marmur dłoni,
I drżałem - nie wiem, co by się już stało,
Gdyby nie pająk, który mi po skroni
Długimi kroki przeszedł... wszystko drżało:
Ja, ona, atłas-szat, bukszpanu szpaler,
Głos - i daleki gdzieś szczęsny kawaler.
Więc obróciłem się bardzo spokojnie
Ku żeglarzowi wiatrów - pająkowi,
Jak wódz po trafnie niedogranej wojnie,
I rzekłem: „Twemu-m winien jest wpływowi,
Co?... nie wiem... resztę historia dopowié!"
Wtem ona przerwie mi: „Rada bym wiedzieć,
Coś pan i komu teraz mógł powiedzieć?"
A gdy chyliła się w pająka stronę,
Pomiędzy liści zaglądając ciemność,
On jej jak gwiazda spłynął na koronę
Z róż żywych - szepcąc mi: „Jest tu przyjemność."
Więc ja: „O pani! - rzeknę - konwersację
Niewielką z dawnym miałem przyjacielem,
Pająkiem - temu-m przyznał, że ma rację,
Zwłaszcza iż szczery jest i nieraz wiele-m
U niego dobrych czerpał rad na świecie
I w marmurowym grobie, gdzie jest ze mną,
Poczciwiec! - co też, bywało, nie plecie:
O świętojańskich robaczkach, gdy ciemno,
O frenologii i czaszek budowie,
O sercu - kiedy się zamienia w mrowie.
Zaprawdę - mało równych ma sofistów;
Przy tym i żywot sam awanturniczy:
Podobno wylęgł się z miłosnych listów,
Które próchniały w chacie pustelniczej,
I na wędrownym uszedł kapeluszu
Do miasta - tam już mieszkał - to w kościele,
To w arsenale pełnym animuszu,
To w łaźni - to znów ciche zwiedzał cele.
Napoleona znał i raz wieczorem -
Gdy się ten wielki mąż namyślał w sobie,
Czy koronować się imperatorem -
Pająk mój na stół wszedł, potem po globie
Astronomicznym przewlókł się gzygzakiem,
Za konstelacji gdzieś znikając Rakiem."
„Ha-ha-ha, pleciesz pan rzeczy dziwaczne,
Nie wiedzieć skąd, doprawdy, bać się pana zacznę,
Bo tak się nie jest w żadnej przyjaznej rozmowie,
Jak jesteś pan."
„Przepraszam - rzekłem - nie stanowię
Zasady - owszem, przychodząc z daleka,
Z ulicy Grobów, z miasta Pompei, nie mogę
Inaczej być..."
Tu sługa wszedł: „Herbata czeka" -
Wołając.
„Chodźmy" - rzekła.
„Chwile błogie!" -
Zawołam, skoro rękę jej podałem.
A ona: „Szkoda, żeś oryginałem...
I szczęśliw - potem, w nieba patrząc ciemnie,
Dodała - może mógłbyś być poetą.
Czemu nie piszesz wierszy?..."
A ja: „To przyjemnie,
Zaprawdę!... jutro więc służę sonetą
Do twych warkoczy, złotą przeplecionych wstęgą,
Lub fantastycznym jakim dramatem - gdzie będzie
Nieznany człowiek walczył z nieznaną potęgą -
Albo komedią... Pani! każ - treść się uprzędzie.
Satyrę nawet - gdybym odebrał wezwanie -
Skreśliłbym, i balladę jak mydlaną banię,
I romans... choć mi bardzo nie znanym pisanie."
„Przestań" - przestałem. - „Postąp" - postąpiłem - stała
Na progu jak Wenera w Milos znaleziona,
I również bez rąk - w ciemny szal się tak owiała,
Iż z dala patrząc do wpół widziałbyś ramiona...
Więc zgadłszy to, że okiem patrzę Fidiasowym:
„Czemu nie rzeźbisz ?" - rzekła - i weszła do sali.
A ta herbata była w kształtnej porcelanie,
Aromatyczna - przy tym ciasto, które zwie się
Sucharkiem, i rum, białej przeciwny śmietanie,
I owoc różny, który z drzew ogrodu rwie się.
Non e maggior dolore, jak wrócić wspomnieniem
Do pewnych herbat, tudzież ciast i konwersacji,
Prawdziwie wielkim dobrze zaprawnych natchnieniem,
Do szkolnych dni - bukietów z róż - i do wakacji.