ZE WZGLĘDU ARTYKUŁU «0 CYNKOGRAFII»
W '(BIBLIOTECE WARSZAWSKIEJ*, TOM II, STR. 519
W zeszycie „Biblioteki Warszawskiej" na miesiąc maj wydanym znajdujemy słów kilka O cynkografii pana S. Oleszczyńskiego; jest to, jak się zdaje, odpowiedź na opisanie pierwszej ryciny Album rysunkowego: odpowiedź, w której p. W. Wrz. zgorszył się nadzwyczajnie, iż „nie chcąc uchybiono p. Piwarskiemu i p. Oleszczyńskiemu".
Grzeczna myśl! - szkoda tylko, że dziś w rzeczach krytyki piszący nie powinien zanurzać swego zdania w morzu jednobarwności tego a tego sądu. Owszem, pisze on właśnie z przyczyny, że nie może czekać na wyręczenie, bo głos jego jest inny. Toteż czy sąd ten pozostanie sądem uzasadnionym, czy też będzie, jak owoc nieukształconych roszczeń, odrzucony zupełnie, zawsze nie bez korzyści odezwie się wśród tłumu; w ostatnim bowiem razie zostanie jako świadek postępu pojęć estetycznych.
Pan W. Wrz. twierdzi dalej, że „pan Piwarski, kreśląc obraz, w którym ani jednej akcji, ani jednej fizjonomii cudzoziemskiej nie widzimy, do którego wzory tak licznie się nastręczają, nie potrzebował naśladować lub kopiować malarzy flamandzkich" - tak jakby naśladownictwo wynikało z potrzeby; przecież wszędzie są wzory, bo wszędzie jest natura, ale sposób widzenia jej stanowi różność, sposób wyrażenia, styl. Naśladownictwo więc nie z potrzeby, nie z braku wzorów, ale z niesamodzielności wynika. Kto jest samodzielnym, ten jest treścią, a ci inni to tejże wynikłości, zdol-nostki powołane do rozwinięcia tego, nad czym on nie miał czasu się zastanawiać, bacząc na główny pomysł. Jest to właśnie różnica, że założyciel szkoły bezpośrednio obcuje z pięknościami natury, jego zaś satelity potrzebują wstawienia się swego mistrza. Owóż dobrze tam p. Wrz. mówi o odurze-niach trunkiem i zaręcza, że trzy szklanki nie są jedyną cechą flamandzkiego obrazu; dobrze także, że i uchybień przestrzega pracowicie, należałoby jednak zastanowić się nad tym, co stanowi duch szkoły.
Co się tyczy samej cynkografii, to rzecz inna, to tam biegli w tej mierze odezwać się potrafią*, a pan Wrz. chociaż bardzo się zdumiał, jak można było nie wspominać o tym, czego sam zapomniał, nikt jednakże po przeczytaniu jego pisma więcej o cynkografii nie wie.
„Ten znakomity artysta (pan Piwarski) pierwszy zaczął upowszechniać w kraju charakterystyczne obrazy. * Lichtenberg'któ^obiaś"U^sla^H°8a^ jakiego tenże malarz do swych tworów używał, bo w tym względzie statystyczne wykazy skrupulatnie eo wyręczyły."
Dziwimy się, że krytyk ani o Smuglewiczu**, który niekiedy trafnie nasz gmin umiał przedstawiać, ani nawet o Orłowskim, tym wielkim mistrzu krajowych charakterów, nie wspornina. Lubo zaś powszechność bardzo ceni i talent, i przedsięwzięcia pana Piwarskiego, jednakże trudno jest na zapomnienie skazywać innych, których każdy zajmujący się sztuką uwielbia, bo niepamięć ta mogłaby być rękojmią niepoznania się na pracach samego pana Piwarskiego.** Smuglewicz, oprócz głównych swoich przedmiotów malowania, obrazów świętych, niekiedy zajmował się także scenami gminnymi.
Dowiedzieliśmy się więc z artykułu p. Wrz., że układ i wykończenie jest rzeczą rysownika, przeniesienie na papier - litografa. Suum cuiąue!