[UWAGI DLA NOWEJ REDAKCJI «GAZETY CODZIENNEJ))]
Powiedz, komu w Nowej Redakcji za stosowne uważać będziesz, że cokolwiek bądź zrobiliby, na nic się nie zda, jeżeli nie będą umieli nie za-patrywać się na dziennikarstwo zachodnie. Żeby umieć nie zapatrywać się, nie dość nie widzieć; owszem, więcej niż widzieć trzeba.
Dziennikarstwo tutejsze całe i angielskie ma takie ogromne wady, gorzej niż wady - prawie występki w sobie, że byłoby o tym tomy pisać! a straszne byłyby. Ale ono tu jest nieledwie ciałem dyplomatycznym - więc jest siłą. Przy zjeździe monarchów, gdzie dyplomaty jeszcze zapomnieć można, dziennikarza tu już nie zapomną. Na włoskiej kampanii samych amerykańskich dziennikarzy było dziewięciu... Oto główna ważność (i różnica)...
Tę ważność odjąwszy, pozostałoby dziennikarzom francuskim i angielskim niesłychanie mało - może mniej jak polskim; albowiem ramy wtedy zostałyby tak wielkie, że zmniejszyłyby jeszcze małość rzeczy pozostałą.
Jeżeli przeto będą umieli się nie-zapatrywać, to będą żyli; jeżeli nie, to zmarnieją - albo tylko kołatać się będą siłą (...a bywało i zabiegliwą ruchliwością...) redaktora indywidualną: siłą człowieka, a nie rzeczy. Tak Hannibal mógł jeszcze być Kartaginą parę miesięcy, ale Kartagina sama była stosem podpalenia oczekującym. Tak się wszystko kołatać może, dopóki człowiek z silnymi nerwami służy, i obraca się, i osią jest - siebie nawet, w momentach czczości, usprawiedliwiającą przed sobą, że jest osią!
Pierwszy krok pokaże, czy umieją nie-zapatrywać się - czy tylko patrzeć są w możności.
Jeżeli bowiem sobie właściwą pójdą drogą, to od razu zobaczysz ich na drodze do jednego a jedynego i najjedyńszego celu - to jest do opatrzenia, wywołania, zbudowania obyczajności i obyczajów publicznych. Boć Opatrzność już gniewa się o to, iż tam najmniejszego poczucia obyczajności publicznej nie ma: ils ont des moeurs privées, mais pas une ombre de moeurs publiques... Zdaje się niektórym nawet, iż to rzecz archeologii i niemal kolekcjo-nariuszowska zabawka - i zdaje im się, że obyczajność publiczna to coś jak zygmuntowski polski język, którym, Mości Dobrodzieju, listu do sąsiada bez przesady napisać nie można: bo język piękny, złoty, ale zardzewiał... i dla kaznodziei tylko jeszcze ujdzie, albowiem kaznodzieja powinien pięknie i potoczyście mówić - kiedy raz na tydzień gębę otwiera...
A tymczasem obyczajność publiczna toć jest nie umarła, ale najżywotniejsza rzecz - et U n'y a rien au monde de plus modernę.
Jeżeli zatem swoją drogą iść będą, to w tym będzie wstępna-rzecz dziennika, w tym będzie sprawiedliwe i prawdziwe premierę Varsovie\
A to wiesz dobrze, że dziennik, który nie ma sobie właściwego wstępnego SŁOWA, jest tułów bezgłowy, popychany, gdzie chcesz i jak chcesz.
Ale tu sęk, bo nic wygodniejszego, jak odnieść się do tego, do czego się we wszystkim zawsze ucieka w takich (w żywotnych!) rzeczach - to jest -iż do tego trzeba by... trzeba by... żeby ta obyczajność była. Aha! vivat! Daguerotypistom zawsze trzeba, aby był przedmiot, albowiem daguero-typ nie jest - histerycznym sztukmistrzem. Człowiek - jest Obraz i Cząstka Boga, tj. Stworzyciela.
Byłoby jeszcze wiele - wiele a wiele do mówienia, ale to wstępne i na pamiątkę, żeśmy naprzeciw Vendómskiej Kolumny gawędzili przy herbacie na bulwarze paryskim o premierę Varsovie.