TRYLOG
[I]
1
Jak fontanna tak wstawała,
Z tymi swymi warkoczami,
Z tymi swymi półsłówkami
Co kropliła, odkraplała,
Co dzwoniła, co szeptała...
2
A ja miałem skrzydeł cztery,
Dla niej jednej cztery skrzydeł,
I latałem przez Etery,
Do tej mojej, do nieszczeréj,
Do tej Jasnej-pani sideł...
3
Od-kraplałem na nią słowa -
Te, dzwoniące najzabawniéj,
I szeptałem: „Nadzmysłowa
Jak my bliscy, jak my dawni,
Jak ta przyjaźń już nie nowa.
4
Aż poznałem!... że tak nowa!
[II]
1
Nadzmysłowa bo też była
Onegdajsza tamta pani,
I nie taka jak ta miła,
Com zapomniał pierwszej dla niéj.
Ani do niej się umyła!
2
Jak zatęskni - to niesztucznie;
Słowem, okiem, takim okiem,
Co wyrzuca włócznią w włócznię!
A zapłacze - to potokiem...
A zaśmieje się - to hucznie...
3
Bodaj szepnę jej te mocy,
Co olbrzymią pierś i ramię -
Że wylatasz jakby z procy;
Ból się łamie, grom się łamie!...
Tak - jej szepnę o północy.
4
Aż poznałem znów, że kłamie...
[III]
1
Mniejsza o to... bardzo ładnie...
Najżyczliwszym jestem sługą:
Jak wypadnie, tak wypadnie,
Przecudownie czy szkaradnie,
Zawsze pewność - że niedługo.
2
Przy księżycu dziś herbata ?
Z dawna miłe mi księżyce...
A zieloność - jak sałata;
Dzikie także okolice?...
- Burze - bębny - błyskawice.
3
Bardzo ładnie - owszem - służę -
Romantycznie albo z grecka,
Z tym wszech-śmiechem, co w naturze,
Socjalistka czy szlachecka,
Kanoniczka albo świecka ?...
4
Bardzo ładnie... owszem, służę.
Paryż 1849-0