Człowiek, który pomiędzy dwiema rewolucjami wydaje tom poezyj, jest człowiekiem wielkim.
Victor Hugo
Ś.p. Olizarowski trzymał raz rękę „na lutni narodu i wieku...". Wtedy napisał kilka kartek noszących za nazwę Bruno i Zawerucha.
Był to czas, kiedy w całej sile potęgowali się najsłynniejsi poeci w Polsce i na świecie.
Wytrzymać taką konkurencję choćby przez pięć minut... zaiste jest zadaniem, które każdy spólczesny bankier, finansista i przedsiębierca zrozumie lepiej i istotniej od pisarzy, kolegów i... dziennikarzy.
Po tym momencie wielkim Olizarowski, przez osobistą szlachetność swoją, chciał i wolał talentowi swojemu naznaczyć obmyślaną tendencyjność: obmyślił ideę historyczną jałową i niewdzięczną - stracił dla niej talent - ona oddała mu za to samotność i coś podobnego do jałmużny -i... umarł.
Pod ostatnie czasy dawano mu do przepisywania „kaligraficznie" rzeczy, które od ośmdziesięciu lat na druk czekają!
Biedny pan Tomasz zapalał lampę przed wschodem słońca i schylony, dręczony kaszlem, pisał kaligraficznie kopie, do prywatnej biblioteki zamówione.
Ludzie „porządni" mówią, że przecież tak samo Krzysztof Kolumb i Fulton, i inni robili, i że... trzeba sobie umieć radzić!
Poradził też sobie w tych dniach ś.p. Tomasz August Olizarowski, albowiem odszedł...
Skoro z nim o tych rzeczach mówiłem, „gdy jeszcze mogliśmy rozmawiać" i gdy - używszy różnych rąk i piór - starałem się, aby mu choćby jeden sprzedać i uwydatnić rękopism (Złote wesele), odpowiedział mi, że
nigdy społeczeństwo nic a nic od niego, wedle sił i uzdolnienia jego, nie zażądało, i że jeden tylko przyjaciel jego osobisty (Górkowski) - nie Me-dyceusz! - sprawił mu raz tę radość, iż za każdą bajkę przez Olizarowskiego napisaną ofiarował mu po pięć franków, i że to jedno tylko od swej społeczności ojczystej pozyskał po długich poświęcenia latach... (boć wiadome wam być powinno przecie, że Olizarowski nie tylko piórem społeczeństwu swemu służył).
Już powiedziałem powyżej, iż zmarły polot swego talentu dla tendencyjnej, a szlachetnie i stale przyjętej idei stradał - należy, ażebym rzekł i określił, że Olizarowski miał tyle zalet pisarskich, iż zaiste tracić mógł wiele - siebie nie tracąc...
W kilku tomach pozostałych rękopismów (które kiedy wydane będą ? ? ?) pozostały i pozostaną arcywyjątkowe zalety i piękności - takie jednak, których żaden księgarski przedsiębierca nie rozumie i nie ceni, bo ku temu trzeba osobnej nauki i obywatelskiej miłości rzeczy publicznej, nie zaś doraźnego interesu i wyzysku.
Dodam jeszcze, że archaiczny, estetyczny i rytmiczny język polski stracił w Olizarowskim jednego z kilkunastu biegłych - więcej albowiem nad kilkunastu nie ma ich dziś w całej Polsce!