w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

SZTUKA W OBLICZU DZIEJÓW JAKO SYNTETYKI KSIĘGA PIERWSZA


1850


DO WYDAWCY


Pozwól, Szanowny Panie, ażebym Ci książkę przypisał, dlatego że cel jej odgadnąwszy do upowszechnienia dajesz pomoc.

I ażebym spłacił dług moralny, którego skromne albo dumne przemil­czanie szczepi obojętność i to zatrzymanie rozwinięcia Narodowej myśli, które u nas smutno nieraz daje się spostrzegać.

Książka pierwsza z porządku (w rodzaju swoim i języku) niech G, Panie, nie będzie obojętną.

C. K. N.

1. Na początku było Słowo a ono Słowo było u Boga, a Bogiem było ono Słowo.

To było na początku u Boga.

Wszystkie rzeczy przez nie się stały a bez niego nic się nie stało, co się stało.

Ewangelia według Ś-o Jana..

KSIĘGA I

DO DRUGIEJ «SYNTETYKĄ» NAZWANEJ STANOWISKO AUTORA


§1

Własnością jest treści pisma tego, że to, co zazwyczaj Wstęp zawiera (czyli połączenie myśli głównej z Czytelnika myślą przez myśl-czasu-da-nego), rozwiniętym na początku być nie może. Księga druga, nazwana Syntetyką, usprawiedliwi mię w tym względzie, albo przynajmniej wytłu­maczy z tego umyślnego uchybienia.

Dla wzmocnienia tylko poważnej obietnicy Szanownego Wydawcy, praca ta nie będzie dla odwłoki druku przemilczaną, wspomnę, że stosunek słowiańskiej myśli do historii jako umiejętności nie odpowiada sto­sunkowi słowiańskiej myśli do historii jako wiedza, życie, powołanie, i że nieodpowiedniości tak wyraźne, że brak umiejętności historycznych tak powszechny jak u nas w nic dobrego nie może rzeczywiście zakwitnąć.

Zaś dla Czytelnika to dołączę, że każda myśl, choćby najbujniejsza, pod rzeczywistości warunkami interesem się staje - że interes każdy ma swe akta, proces swój, dzieje swoje; że zatem na przykład biografia nie tyle bez-interesowną jest historią jak historia-narodu, a Dzieje-Ludz-kości zaprawdę, albo przynajmniej być by winny, naj-bez-interesow-niejszym interesem. Stąd, u-bez-interesownienie się istotne (które celem człowieka i ludzkości) przez historię tylko się odbywa.

Historia więc zbiorem aktów będąc interesu Ludzkości przez człowieka, rodzinę, pokolenia, narody i przez Kościół-przekładana jest jakby pieczę-ciami-zaświadczającymi wiarogodność, i te to pomniki sztukami pięknymi otrzymane. I te to one arcydzieła do ludzkości całej należące, których zaród w symbolu jako pomniku-wszech-pomników, a duch w myśli narodu i epoki, a istota w natchnieniu jest sztukmistrza.

Odkąd wyszła historia z dyplomatyki średniowiecznej i jakoby się siebie zapytała: czyli Dzieje się dzieją albo czy się gdzieś bez echa po-dzie-wają? czy kołujemy, czy idziemy, czy powracamy? itd., odtąd tyle jest różnych dla tej umiejętności systematów, ilu autorów systematów - a każdy z nich prawdy ma odłamek i każdy do godności systematu go wznosząc przez to samo kłamie odłamkowi, bo systemat właśnie jest zupełność, bez--brakliwość i kompletność.

Rzeczy te znając w ich owocach i w zasadzie, którą w-zwyż odkrywam, taki tylko system mam za słuszny, który nie dla udania odłamku prawdy za jej całość, ale dla tym lepszego okazania braku ma posłużyć. Bowiem nadto dobrze mi wiadomo, że tu kompletności innej nie ma, jedno naprzód w uznaniu, a potem w wyraźnym określeniu tego, co do kompletności zbywać może. Systemat więc taki tylko pewnym, który ile systema-tem jest, uznaje i jakoby trafnie wątpić umie o kompletności własnej.

To pojęcie procesu samejże już historii jest pojęciem polskim, w za­sadniczej swej podstawie mającym, że: początkiem mądrości bojaźń Boża. Że więc, jako się wyżej powiedziało, nie od doskonałości systema­tu umiejętność polska-myśl poczyna, ale tworzy systemat dla nie-zupeł-ności wykazania ku tym doskonalszemu rozwinięciu.

Historię sztuki poczynając pierwszą w polskim języku, starałem się najprzód w ogólności polskie znaleźć pojęcie tego, co historią nazywamy -nie spotkałem go nigdzie określonego stanowczo i wyraźnie, lubo wiem, że Czytelnik jak znajomość starą je powita. Mądrość bowiem niemiecka onym właśnie systemów samolubstwem życie wszelkie odjęła umiejętnoś­ciom i historii, jak francuska wniwecz je roztrwania przez niesystema­tyczne braków czucie, przez bez-kształtne pragnienia!

Zdarzało mi się wprawdzie słyszeć, że to historycznych umiejętności zaniedbanie, które u nas widocznym, jak również sztuk, wreszcie i ręko­dzieł - jest szczególną zaletą i znamieniem wyższych, więcej duchowych usposobień. W piśmie treści poważnej nie można dosyć zażartować z tak dziecinnej próżności: ograniczam się przeto na przyznaniu, że złych książek nie czytać i utworów smaku zepsutego do ojczyzny nie wnosić, a zbytkow­nych nie szczepić też rękodzieł, jest zaprawdę znamieniem poczucia przyszłości doskonalszej, jeśli próżnię w ten sposób uchowaną czym zacniej-szym z czasem się zastąpi.


§2


Historia (jako umiejętność), więc historia-pisana, gdybyśmy wedle przyrodzonych podziałów treści uważali, składa się:

z zeznań żywych od osób, które czynny udział w opowiadanych przez się dziejach miały;

11° z podań osób, którym czynna się historia zeznawała;

III0 z podań ogólnych, spadkobierczyni tradycji duchem samego już języka, obyczaju i życia utrzymanych.

Pomniki również - albo jeszcze lud trwający od wieków w samym życia pojęciu dochowuje, albo obcy zażywił owocami duchowej swej czynności, albo tylko pisma, monumenta i wyroby zostawił przemysłowe.

Żywioły te jednakże przyrodzonym sposobem, tak jak się rzekło, roz­łożone, żeby znowu złożyły się w historię, muszą jeszcze ogarnąć su­mienie i wiedzę historyka, ażeby ich względne czasowości, ażeby ich prawdę warunkową sprawiedliwie uczuł i ocenił. I muszą jeszcze się na­wzajem jako używalne środki poddać sumieniu i wiedzy historyka, o ile ten je znów odnosi do ogólnej zasady najbezinteresowniejszego interesu. O ile więc co jest warunkowym i co względnym poznawszy, do bez-warunkowej i bezwzględnej postępu prawdy ma stosować - czynność ta starożytnym prawie wcale nie znana, a zachwyceniami średnio­wiecznych proroczymi jawiona, pozostawiła nam w spuściźnie umie­jętności dwie, zaledwo poczuwające się na siłach, a już nieraz do walki z nadużywającymi ich ważności i do zwady z tymi, co nie dosyć ważyć je umieją, powołane.

Filozofia-historii i archeologia, czyli historia ducha dziejów i postaci dziejów - oto te dwie nowe jako spuścizna i zadanie nam umiejętności zostawione.

Gdybym historię-sztuki nie dla polskiej pisał publiczności, a więc i nie wedle myśli-polskiej, musiałbym wyłączyć i mógłbym wyłączyć w archeologiczno-technicznym jej zakresie, literatury bowiem obce, mia­nowicie francuska i niemiecka, rozpojedyńczyły najsubtelniej dzieje-źródeł--historii - od historii-religii do historii fałszowania najdrobniejszych monet starożytnych. Skutkiem której to właśnie obfitości wszelki pogląd ogólny albo się ustrasza warunkami erudycji do tyla zogrornnionej i znów w jakim szczegółku umiejętności się zasklepia, albo gardząc z góry rze-rnieślniczym rozdrobnieniem mądrości w bez-treściwych przepada ogól­nikach.

Zadaniem zaś moim nie jest tylko jedną więcej książkę wydrukować (co, owszem, za środek mam konieczny) ani nową przynieść umiejętność (lubo ogarnąć będę musiał), ale sprawić, ażeby Czytelnik książkę zamy­kając sam się uczuł artystą, o ile nim winien być i może.

Myśl więc polska koniecznie naprowadziła mię, ażebym Syntetykę napisał.


§ 3


Ani historii-sztuki, ani archeologii dotąd nie ma wyłożonej sposobem, który nastręczyła mi myśl polska przez same warunki publiczności - od muzeów bogatych i arcydzieł sztuki oddalonej, a nie smakującej w bez--żywotnych poszukiwaniach erudycji. Jakoż sądzę, że zamiast Słowiani­nowi pokazywać życiem obcym obszary starych jego Ojczyzn przetrawione, nierównie jest więcej po słowiańsku, a przynajmniej po polsku, samąż jego żywotność do twórczości powołać historycznej - że zatem jałową erudycję (bo cel w sobie mającą) i do tyla przez Niemców uprawioną zostawiwszy na boku, uwłaszczyć przyjdzie nam dwie one umiejętności młodociane, to jest filozofię-historii i archeologię, jako szereg zachodniej cywi­lizacji zwierające, a które też sobie zostawione, nie użyte, bez-władne, w czczość i martwą literę na Zachodzie by się roztrwoniły.

Myśl więc polska, powtarzam, nie pojmuje archeologii bez-celowej (a która by więc miała zadanie swoje w sobie samej), ale uważa jak hi-storię-postaci-dziejów i jak twórczą sztuki wszelkiej podstawę.

Według tego pojęcia historia sztuki wyłożona stanowić będzie wstęp konieczny i jakoby część pierwszą (księgę-pierwszą) umiejętności, której nazwę syntetyki nadałem, a którą do życia chcę powołać, o ile mi na to sił wystarczy.

Myśl polska, dzisiaj mniej niż kiedy jako wyłącznie-polska, bo owszem jako i słowiańska, w dzieje świata wstępując, nie może się wyzuć z swej własności, z osi sobie właściwej, z właściwego sobie punktu wyjścia. Czemuż by więc Epoka wprowadzenia w dzieje świata żywiołów tak zamożnych jak te, z których słowiańska myśl się składa, nie miała być pieczęcią umiejętności nowej albo sztuki nowej naznaczona? Wszakże na historii-filozofii i na archeologii łańcuch umiejętności zachod­niego świata się zatrzymał nie domkniętym ogniwem; umiejmyż spoić je, a ramię w pierścień ten ostatni zarzuciwszy poczujemy się już nie jak widzę lub jak na samotność oddaleni, ale jako przytomne dziejów świata czynniki!


§ 4

Kiedy się więc na wstępie okazało, jakie jest pisarza stanowisko do tego, co systemem lub metodą historii się nazywa, i jakie historii przy­rodzone podziały, i w jaki to stosunek z nimi wchodzi osobistość pisarza, i nareszcie, gdzie jest myśli polskiej (jako zobowiązanej Słowiań­szczyzną) do szeregu zachodniej cywilizacji przystań?... kiedy w następ­stwie do szczegółów (coraz bliżej to pismo obchodzących) z ogólnego zstępując założenia, należało celem-ożywione archeologii dać pojęcie -niechże, prawie już wchodząc jakby do przysionku dzieła tego, pominiętym nie będzie spis-formalny spuścizny przez wygasłe narody na ziemi i w zie­mi zostawionej.

I tak: W architekturze: pomniki religijne, cywilne, wojenne i pogrzebne

[świątynie, domostwa, mury miast, twierdze prastare (cas­tra), piramidy, obeliski, ko­lumny - teatra - łaźnie - place publiczne - drogi - groby.


W rzeźbie:


płaskorzeźby, statuy, popier­sia (czyli portrety) i ozdoby (czyli ornamenta).


18*

275

W malarstwie:


pornniki religijne, cywilne, wojenne i pogrzebne

rzeźby-malowane - freski -na kamieniu - na drzewie -na papirusie - wazy malowa­niem ozdobionemozaiki

W rytownictwie:


na kamieniach drogich

ryte sposobem ujemnym (wklęsłym) lub dodatnim (wypukłym) z jednej war­stwy kamienia, z dwóch lub trzech.


nad pisy (inskryp­cje) pisane kolo­rem albo ryte, albo ryte i kolorem znaczone


język, pismo, treść nadpisu skrócenia - pieczęcie.





medale

Kruszec - epoka-nadpisu -język - kształt głosek, medale lub pieniądze: narodu, mias­ta, familii jednej lub człowieka. Ciężary służące jako waga, które często wartości me­dalów, skutkiem historycz­nych ozdób swoich.

Nareszie:

utensylia, czyli narzędzia: ofiarne, wojenne i domowe.


Spis taki, na szeregi nie objaśniające nic rozdzielon, zastępuje często­kroć w archeologii myśl ogólną, umiejętność ta bowiem, mimo szero­kie swe zamiary, pozostaje do dzisiaj na dwóch zarównie formalnych jak bezowocnych stanowiskach: 1° jako introdukcja dla odwiedzających

gabinety albo je zbierających, albo ich się trudniących konserwacją; 11° jako erudycja sama sobie za cel postawiona.

Stąd więc archeologia sposobem pierwszym uważana, a na konserwatyz­mie zebranych, spisanych i ułożonych muzeów się kończąca, może ledwo obchodzić tam, gdzie one muzea miejsce mają, gdzie oglądać je chodzą, gdzie próbują lub pragną z nich korzystać. Zaś jako erudycja, to komu jest wiadomo, że kilku tylko starożytnych w kilku miejscach pism swoich o sztuce nam wzmianki zostawiło - łatwo już zgadnie, skąd pochodzi, że tak zwane uczone-dysertacje akademików na wiadomej, policzonej na palcach i nie mnożącej się już liczbie cytacyj wsparte, do niczego, oprócz śmiesz-nych-powagą i czczych się sporów nie przydały.

Myśl polska rzeczy te inaczej z ubogiego pola swego widząc zamiast ceramiki, numizmatyki, glyptyki, toreutyki, ikonografii, epigrafii... etc. syntetykę postawić usiłuje.

SYMBOL. PIERWOKSZTAŁTY. SZTUKI

ANI NA CHRONOLOGII, ANI NA POCZUCIU PIERWSZYCH POTRZEB CZŁOWIEKA DZIEJÓW - SZTUKI OPRZEĆ NIEPODOBNA

Wiadomo jest każdemu, ktokolwiek historią się zatrudnia, o ile chrono­logia co do zgasłych narodów nie wystarczającą jest podstawą... indyjska na przykład lub egipska... Czas za nami niknie i zarnierzcha, pozosta­jąc tam tylko, gdzie przez jakie dzieło nieśmiertelne duch go ludzki zwyciężył i o ile zwyciężył.

Tylko czasu zwycięstwo świadczyć może o czasie...

Poszukiwanie, kiedy Egipt kształt indyjskiej przejął piramidy, a kiedy Etruskowie albo odleglejsi Meksykanie w sztuce go swej użyli, na niczym oprzeć się nie może i niczemu posłużyć. Dzieła przepełnione erudycją nigdy jeszcze zapytań położonych w ten sposób ostatecznie rozstrzygnąć nie umiały.

Wiadomo jest niemniej, ktokolwiek dzieje sztuki wywodził od nie­znanych szałasów nieznanego stanu pierwszych ludzi, napo­tykał w Indiach gmachy takie, jakich dzisiaj w naszym ukształceniu wzoru nawet nie mamy. A to wszystko groby i świątynie, gdy tymczasem śladu nie zostało, gdzie mieszkali cieśle tych budowli i lud, co je ożywiał?...

Pokazuje się więc, że nie można ani tego nawet punktu-wyjścia dziej om--sztuki naznaczyć, lubo służył do wielu niezmiernie uczonych dysertacji, mianowicie w wieku osiemnastym. Myśl polska, dla samego braku Zbiorów bogatych i literatury estetycznej, przyjmuje punkt wyjścia cale inny.

SYMBOL


Symbol, po polsku zakład, jest najpierwszym pomnikiem, jest źró-dliskiem pomników istniejącym zarówno, gdziekolwiek duch się uzewnę­

trznia i naznacza stosunek swej czynności do otaczającej go przyrody. Jest on zatem pierwszym naznaczeniem pierwszego zmierzenia się z naturą czynnej myśli człowieka i zakładem na przyszłe jej pochody. Sabiński góral włócznię zatknął, a ta bóstwem wojny się stawała* - to bóstwo tylko krwi wylewem można było ubłagać - lud obchodził je milczkiem albo dzikim tańcem w krąg obiegał, i powstawał obchód, więc obrządek, więc stosunek czasu do wieczności, więc pierwotne pojęcie kalendarza i historii zorza powstająca. A jak w onym przykładzie u dzikiego to widać Sabińczyka krwawej włóczni zatknięciem naznaczone, tak u Indów znakiem w skale rytym, a u ludów północnych głazem na głaz rzuconym, albo kopcem kamieni, albo nawet mogiłą, odeptaną wschodami przez gromadę obchód swój czyniącą.

Symbol zatem pierwszym jest pomnikiem - jest zakładem pomników.


PIERWOKSZTAŁTY

Że ta siła znaczenia, symbolizowania, założenia wszystkim ludom jest wspólną - wszystkim ludom, bowiem człowiekowi - więc i sztuki źródło jest też wszędzie, lubo swoim zwierciadłem równobarwne okręgi firmamentu i rozliczne odbija krajobrazy. A że dzieje-sztuki tak wywodząc do wnętrznego jej źródła zstępujemy, przeto jakby do Sztuki--sztuk, do miejsca, skąd się słowem, liczbą, głosem, kształtem i barwami rozwijają.

Pierwokształty zatem symboliczne, jako to: prosto-padła, trójkąt, koło, kwadrat, owal - czyli i, które nawet kropkę ma dlatego, że jest koła promieniem ze środkowego punktu wyszłym - A, które jest trój­kątem - O, kołem - U, kwadratem - E, dwoma na sobie kwadratami, czyli owalem lub elipsą: pierwokształty takie zarazem pierwo-głosami, czyli samogłoskami: a, e, i, o, u. I pierwoliczbami, to jest: I znaczy 1; A znaczy trójkąt, czyli 3; E - dwa kwadraty na sobie (to jest elipsę)b, czyli

- U znaczy kwadrat, czyli 4; O, czyli koło, znaczy 5, jako ogarniające, jako obejmujące okręgiem swym, jako wyrażające sumę 5. Dla której to przyczyny rzymskie pięć jest jak cyrkiel ku skreśleniu koła rozemknięty (V), a indyjski talizman z dziewięciu kwadratów ułożony (i obejmujący symboliczną mądrość liczb) pięć ma w środku, za liczbę kola uważając. Barw podobnież głównych pięć jest tylko: biała, czarna, niebieska, żółta i czerwona.

to więc: pierwo-liczby, pierwo-głosy, pierwo-kształty i pierwo-barwy, wszystkim ludom bez wyjątku właściwe, albowiem właściwe człowiekowi i ze Słowa tchnionego weń idące. Te nam służyć mają jak muzea i gabinety do wykładu historii-sztuki, czyli sztuki w obliczu dziejów, która wstępem i pierwszą księgą części drugiej, Syntetyką nazwanej.


SZTUKI

0 ile pierwokształty, pierwogłosy etc, z twórczego-Słowa (człowiekowi tchnionego na własność) wykwitając, wzajemnie sobie zaręczone, o tyle i sztuki pokrewne, tak każda z nich w swojej osob­ności jest tylko ekspresją, wyrażeniem wszystkich sztuk wewnętrznie pojednanych.

Itak np. budownictwo, czyli architektura, przez gzyms, kolumnę, kariatydę z rzeźbą najzupełniej jest zjednana, a przez ściany płaszczyznę albo formę sklepienia - z fresku głównym rysunkiem, Z kompozycją ry­sunku ścianę mającego przyozdobić, a przez światło-gmachu- z kolo­rytem, a przez sklepień warunki akustyczne z głosem, śpiewem, muzyką.

Kiedy zaś w ten sposób określiłem, jaki jest punkt wyjścia przez myśl polską dla dziejów sztuki otrzymany i jakie to zeń pierwo-wzory wspólne wszystkim dają się spostrzegać, i jak się ten związek ma do związku wszyst­kich sztuk wewnętrznie pojednanych - zatrzymajmyź w pamięci on cało--wzór twórczości wszystkim wspólnej i przebieżmy zeznania historyków we właściwym im toku-przypadkowym, nad łomami ruin się unosząc w przezroczystym globie myśli głównej, ludom wszystkim właściwej, od początku czasów do dzisiaj.



Niech się, proszę, obruszać nikt nie raczy, że historię sztuki z monumen­tów (nie znanych u nas) przesiębiorę, bowiem ona właśnie nieświadomość

do pewnego stopnia jest powodem, że historia sztuki na Północy, nie na twórczym Południu się poczęła.

Każdy Naród inaczej przystępuje do uczestnictwa w sztuce samej albo w jej podaniu, w jej owocach. Wenetowie Morza Północnego (Niderland-czycy), lud praktyczny, przez chemiczne odkrycie do uczestnictwa w sztuce przyszedł, dając, mówię, początek temu olejnemu malowaniu, które od Van Eycka (1410) trwa do dzisiaj, a któremu winniśmy i samego nawet Rafaela, ile w czasie myśl jego.

Kto zna A trójkąt, □ kwadrat, M owal, 0 koło, I prosto-padłą, ten już może skorzystać z historii sztuki wyłożonej sposobem, jaki tu przy­jąłem - że pominę, trzecia część nieledwo publiczności u nas czytającej wszystkie prawie muzea europejskie odwiedziła - z ciekawości tej twórczo coś skorzystać zaczyna już być obowiązkiem.

INDOWIE (A)


INDII-POZÓR

Ziemie pod nazwą India przez starożytnych znane składają się jakby z dwóch półwyspów na Oceanus Erythreus ku południowi wychylonych -te w ląd stały wyżej się zlewają, a od północy górami (Emodi montes) ob-rębione. Z tego to pasma gór, jak struny źródliskami swymi zaczepione, ociekają rzeki do morza. Środkiem, gdzie się pół-wyspy na dwa kliny rozchodzą, zapływają fale i golf czynią, Bengalską zwany dziś Zatoką, dawniej Golfem-Gangejskim, z powodu tam właśnie rzeka ta, w dwie połowy rozdzieliwszy ląd stały (czyli zrośnięcie się pół-wyspów), do Oceanu wpada. Stąd Indie Wschodnie i Zachodnie, India extra Gangem et intra Gangem. ,

Lud na tych ziemiach zamieszkały, wśród najbogatszego przyrodzenia, przemysłem wcześnie się zatrudniał, a tradycje jego dna nie mają. Gdy­byśmy samą tylko literaturę uważali, która jest jedną z najliczniejszych starożytnego świata, a mianowicie pochód onej od heroicznych hymnów i pieśni świętych do dramy, do słówek dwuznacznych i dowcip­nych formuł wierszowania, już by można sobie wyobrazić, ile naród ten przeżył i jak znamienitych rewolucji.

Dla wynurzenia się z chaosu fenomenów świata indyjskiego - dla zna­lezienia nici wyjścia z tego ogromnego labiryntu, który w sercu granitów ma początek, przez pokłady stopniowe fantastycznymi wiązadłami na po­wierzchnię ziemi się wydziera i o czysty nieba lazur piramidalnymi kształty bije... dla nieodbiegnięcia, co największa, od zadania i celów na wstępie pisma założonych, wybrać trzeba punkt taki w dziejach sztuki indyjskiej, który by, najprawdziwszym pomnikiem będąc jej znaczenia, naszemu pojęciu ogólnemu o twórczości-duchowej wszystkim ludom wspólnej odpowiedział.

Bo każdy lud ma czasy swoje - czasy wyłączności i złączności -czasy rozpraszania i skupiania myśli swojej plemiennej - czasy, w których się czuje, i czasy, w których się poznaje - i te, w których szuka-podo-bieństwa za obrębem swego całokształtu, i te, w których buduje się sam w sobie lub podoba się sobie i naśladuje się - i ginie.

Żeby tedy zachodu słońca nie wziąść za czerwieniejące zorzy światło, szczególniejszej trzeba ostrożności. Zwłaszcza zadaniem naszym nie jest nagromadzenie wiadomości wyciągniętych z opisów monumentalnych ruin Indii, ani podanie czytelnikom eru-dycyjnego skorowidza (który nie jest nowością, bo autorowie znako­mici opracowali już ten przedmiot), ale tylko skreślenie stanowiska, jakie Lud ten otrzymał w rozwijaniu się sztuki.



CEL, SIŁA I POCZĘCIE

Wspomniało się na wstępie, że pojęcie-życia naznaczone, założone symbolem (skąd też symbol zakładem nazywamy), jest pomnikiem pierw­szym i jakoby źródłem wszelkich pomników. To pojęcie u Indów było w smutnej tradycji o upadku człowieka, czyli o grzechu i o buncie przeciw Najwyższemu podniesionym, z którego się człowiek tu oczyszcza, za cel mając zupełne wyzwolenie. Cel ten siłę urodził, bo godności różność względem czasu, tak więcej jedni, a mniej drudzy posu­nięci w trudach oczyszczenia (lubo wspólnym upadkiem na dnie wieków złączeni i zrównani), zorganizowawszy się w porządki, utworzyli silne społeczeństwo, trudów wielkich podjąć się mogące. Cel więc siłę urodził, a ta siła stanąwszy przed materią, przed rzeczową przyrodą, jakże miała rozpocząć trud od-twarzającej twórczości?

Celu tego i siły wyrażeniem formalnym (polityczną myślą społe­czeństwa przeniesionym na ziemię) stały się równania, czyli kasty, jako materialne określenia i rękojmie świętości-obowiązku, niby samą powagą nadziemskiego celu postawione.

I tak, kasta-kapłańska, a więc celu najbliższa (bo o dochowaniu myśli głównej pieczę ciągłą mająca), a więc naj-cel-niejszai najświętsza - dalej kasta-rycerskao całości zewnętrznej stanu rzeczy powinna mieć staranie - dalej przemysłowa i kupiecka, społeczeństwa życiem wy­wołana - i nareszcie sługa-sług: niewolnik.

Że jednakże ten pochód wyobrażeń, w kilku słowach powyżej przedsta­wiony, zdobywał się z Czasem i układał za pociągającym go dogmatem -za tym celem każdemu żywotowi w drobnym jego szczególe naznaczo­nym - stąd i twórcze-słowo ludu tego nad materią granitu zawieszone wstępowało w głaz rylcem dłoni na trud skazanej, symbolicznie pochód pracy znacząc.

Taki więc cel i siły - takie sztuki poczęcie.


SZTUKI INDÓW

To pojęcie-życia (czyli celu), które rzeźbę w graficznych dopiero jej początkach, jako pracę-dla-pracy, więc jako ćwiczenie, pociągnęło, dało też początek sztuce drugiej i drugiemu ćwiczeniu pojedynczej osoby - sztuce tańca.

Jak kasta skazana na przerycie skał dłutować w nich symbol roz­poczęła, tak i pojedynczy duch kształtował członki swojej powłoki onym dziwnym tańcem-obrzędowym, którego tradycje mechaniczne w baja-derach indyjskich i akrobatycznych widać sztukach.

Pierwsza sztuka z drugą w połączeniu, czyli ciała-harmonii-zro-zumienie z sztuką rycia kamieni - dać by były powinny doskonalszą już rzeźbę, gdyby sztuka nie była samym tylko wypadkiem założenia -gdyby siebie-wiedziała, a nie pracą-dla-pracy, a nie pokutą raczej była kast, skazanych na przejście przez najgrubsze osłony.

Sztuk więc (jako się rzekło na początku) w swej wszystkości wnętrznie pojednanych, a przez sztuki szczególne jako przez ekspresję wyrażanych, sztuk o sile-twórczej śpiewających, nie ma jeszcze u Indów. Poczęcie ich owszem jest - przez rzeźbę jako pracę-dla-pracy, jako uderzenie o materię, jako siłą dogmatu w społeczeństwa ciało odzianego zarycie się w granit na znak siły.

I sztukmistrzów nie było - i nikt nie wie, kto gmachy te postawił, co po dziś dzień straszą swym ogromem, bo sztukmistrzem był dogmat i spo­łeczność - bo, jak słusznie indyjski lud dziś twierdzi: Bogowie te gmachy wyrzezali!...

Czym muzyka być mogła wtórująca tańcowi-nie-dla tańcu, lecz uważanemu jak ćwiczenie i jak pasowanie się z oponą zamkniętego w niej ducha? - łatwo sobie można wyobrazić. Czym malarstwo bez kształtów wyzwolonych symbolicznie zdobiące zasłony świątyń albo sprzętów prze­znaczonych do ofiar - mówić o tym trudno jak o sztuce.

Sztuk więc cale nie było, sztuka tylko - na dogmatu gwiaździc za­wieszona i nierozkładalna na promienie i nie rozpowita jeszcze w tęczę.

Była to tylko sztuka-pracy, żadną pracą szczególną nie wyrażająca się stanowczo.

Był to jakby pokutny-psalm w potędze, która ryć się w granit roz­poczęła; spójrzmy, gdzie też podąży?


ARCHITEKTURA-INDÓW

Architektury u Indian starożytnych podział na trzy szeregi historycy wszyscy jednozgodnie za stanowczy uznają - to jest:

na - gmachy podziemne albo raczej gmachy w skale ryte o skle­pieniach bezświatłych, przyrodzonych;

nagmachy ryte jak poprzednie, lecz pod niebem otwartym;

i na - wolno stojące na powierzchni z głazów sztuką złączonych.

Podział taki przebiegłszy wyobraźnią na mocy tego, co powyżej o po­częciu sztuk w Indiach (przez graficzną rzeźbę) mówiliśmy, łatwo już jest zrozumieć, że nie architektury, ale sztuki w ogóle jest podziałem -i że nie podziałem, lecz pochodem.

Że pierwszy szereg jest bezwiednym zapuszczeniem się w skałę dłuta ostrzem, drugi - tej bezwiedności nieodwołalnym skutkiem, trzeci zaś poczęciem budownictwa z kształtów w onej pokucie i podróży mozolnej napotkanych, dla której to przyczyny gmachy rzędu trzeciego, to jest te, co stoją na powierzchni, obejmują wszystkie kształty pierwsze w dwóch poprzednich sferach zdobywane (nie już przypadkowo, lecz umyślnie), skutkiem czego raz je za odwieczne, a drugi raz za bardzo wczesne mają, w sposób, że niepodobna archeologicznie ich oceniać, tak jakby na przykład liść-koryncki z cynku dzisiaj odlany (i przy­bity gwoździami jak ornament do budowli dzisiejszej) nie poprzestał być przeto starożytnym, lecz był razem korynckim i paryskim.


DOGMAT A KONSTRUKCJA

Jak widzieliśmy wyżej, że pojęcie-życia w swym dogmacie, w wie­rze - mówię - zwarłszy społeczeństwo, siłę dało i siły tej wrażenie to­porem w rudy granit Indii: tak ta siła pokuty przez skał odnogi szła w zdo­byczy, osobiste z początku odnosić mając wyrobienie, lubo musząc w na­stępstwie i poza-osobiste sił-pojęcia nieodzownie zdobywać.

Że zaś to, co konstrukcją w budownictwie zowiemy, jest poznaniem się sił i użyciem - jak i to, co planu nazwę nosi, jest poznaniem się celu, opatrzeniem się celu - więc dwa te już wyższe stanowiska na końcu dopiero pierwotnego sztuki indyjskiej przetrawienia sztuką siebie-wiedzącą albo chociaż poznawającą się na sobie, wiernym miały zaświecić pracowni­kom.

Architektura więc indyjska w dwóch swych pierwszych szeregach (czy Epokach) - można by powiedzieć, że na celu architektury-sztukę miała.

To zaś - naprzód w pojęciu tego, co planem się nazywa i co dzisiaj początkiem jest, a tedy skutkiem było poczęcia bezwiednego.

Potem - w siłach koniecznie otrzymywać muszących się pod rylcem, który naprzód jaskinię, a potem cały szereg jaskiń, a potem stosunek ich do piętra - do drugiego równania sił odejmujących się wzajemnie otrzy­mywać i badać, i stosować koniecznie był zmuszony.

Tym sposobem szczegół (to, co dzisiaj ostatecznym się zowie orna­mentem), tam będąc pierwszym symbolicznym zarysowywaniem się w granicie, wykończanym mógł być tak starannie - tak chędogo -tak bardzo skrupulatnie - tak sakramentalnie, że użyję stosownego w tym względzie wyrażenia. Tym sposobem ogół (plan, czoło-budowli i jej profil) musiał być tak dziwnie wypadkowym, ledwie że ujętym w całość jakąś, nacecho­waną szczególniejszym niepojętości piętnem.

Tym sposobem nareszcie pierwo-kształty, wszystkim ludom właściwe (które za punkt wyjścia uważamy w dziejach sztuki niniejszych), jako pierwo-siły tam spotykać, lub plastyczniej powiem: tam omijać -tam od martwej natury zapożyczać konieczności-prawem się musiało.

Pion więc i linia prostopadła - to, co samogłoska i wyraża, było tylko rubasznym ominięciem głazu, co utrzymywał przyrodzone cię­żary; głaz ten, siła ta, trafem i koniecznością ocalona, symbolicznej k ształt siły też przyjęła - ociosano w grube kształty słonia!

Albo znowu kuszono niepowściągliwym rylcem wiary, w symboliczne tocząc ornamenta do ostatniego sił-szkieletu, póki jedno wytrzymać mógł ciążenie granitowych sklepień, z których wynikł.

Stąd pochodzi, że nie ma kolumny-indyjskiej, ni porządku w gma­chach, które przechodzą ogromnością swoją i skończeniem wszystkie inne na świecie.


GMACHÓW GŁÓWNYCH SKOROWIDZ

W prowincji Aurunghabad, w środku Indii - Elora w pokładach granitu czerwonego ręką ludzką żłobiona: gmach, którego początek tajem­nicami osłonięty, a na godzinę drogi pieszo labiryntem swym długi.

Po przejściu tegoż labiryntu, pokoleń pracą żłobionego - dziedziniec wielki i gmach drugi: gmach spoczynku świętego Kailasa, błogosła­wione bóstw siedzenie.

Visvakarma - Mhar, w tejże prowincji Aurunghabad. W Golfie Oman, na wyspie Elefanta, na wyspie Salset - świątynie również ryte w skale, pod imieniem Kennery wspominane.

Nassouk w prowincji Aurunghabad.

Tamże Ajayanti (co po sanskrycku znaczy: „przejście" albokory-tarz-niezdobyty").

Między Bombaj a Puna w pobhskim Khandula - groty Carli. Dhumnar - w prowincji Malva. Sławne groty Panch-pandhu w prowincji Malva.

Mawalpuram na brzegach Coromandel - miejsce znane pod naz­ Siedmiu-pagód.

Siringam - dwanaście tysięcy grot ciosanych w skale, Bamiyan zwanych; podług podróżnika Abul-Fazel, pod koniec wieku szesnastego.

Na sanskryckiej Lanka, czyli na wyspie Ceylon, w mieście Tanjor może najpiękniejsza z Bhagawati, to jest z domów-bożych, czyli pagód, które to słowo też pochodzi od miejscowego Bhagawati.


SZTUKI INDÓW ZDOBYCZE OSTATECZNE

Na pochód sztuki wynikniętej skutkiem społecznego założenia, a która jednak - jak z dzieł widać - dosyć miała czasu, aby z wolna, konieczności--sposobem, kształtowanie się swoje napotykać - która, jak okazało się powyżej, z zatrzymań się w pracy i z upadków, z trafów, miała osiągnąć samowiedzę, czyli sztukę twierdzącą, czyli konstruktywne swe poczucie - na pochód więc sztuki tak fatalnie potykającej się o siebie dwie gwałtowne burze upaść mogły: wewnętrzna naprzód, przez samego rozdwojenie dogmatu, więc sił, więc sztuki-sił, więc pracy - i zew­nętrzna, czyli najazd obcych.

Te dwie burze powstały, a upadek Indów, z nimi - sztuki (rozwijanej w ten sposób), jest ostatnim aktem dramy onej.

Społeczeństwo na celu ostatecznym człowieczego ducha zawiśnięte iwedle tegoż w polityczne kast równania złożone, całą swoją żywotność, całe pracy-dążenie w osiągnięciu celu tego mając, nie mogło być głębiej rozłamanym, jak przez drogi łatwiejszej lub przynajmniej mniej-czynnej ku dopięciu celu znalezienie. Pytanie więc, czyli przez wiadomość i ćwi­czenia osobne i dumanie - albo przez ciąg uczynków (przez prac wy­konanie) - cel ostatni łatwiej da się osiągnąć?

Pytanie - czy przez myśl, czy przez życie?

Czy przez pracy-pokutę, jak tradycje odwieczne nauczały, czy przez medytacje osobliwe: zatopienie się w sobie - i zakrzywienie się w siebie nawet ciałem, pozostając tak w kłębie nieruchomym i słowo AUM powtarzając, jak doktryna Yedanty nauczała? - pytanie, mówię, tak

stanowcze, w każdym społeczeństwie najstraszliwsze, póki i ile jest pytaniem, stało się dla Indów tym wewnętrznym pierworodnych spójni rozemknięciem, które szybko na zewnątrz szramą wielką pryska i rozwala.

To albowiem, co kasty formą było - co różnice wcielone stanowiło - co, acz czasowo i formalnie, organizowało przecież różniąc - postawiło się nagle przed oczyma jako dwa sposoby, dwie idee.

Pytanie więc takie (póki i ile jest pytaniem) przetworzyło nagle oną pracę, która była dla pracy - przetworzyło sztuki bieg, pojętej jako wynik głównego założenia.

Wszakże pierwej żyły granitowe przenurtował człowiek i już nieraz konstruktywne trudności napotkawszy, słup niejeden ominął ku podtrzy­maniu mas i drugi lżejszy w piętrzegórniejszym: tamten w słonia symbol zaklinając, aby w trudach swych dotrwał, ów w jaszczura giętszego, a ów w fasces łodyg-w kwiatów wiązkę... Wszakże potem nieraz już odetchnął, w przeżłobioną skałę czoło niosąc, ku lazurom, co go znów witały.

I tak - spoczął - i zamilkł - i zawinął się w siebie nawet ciałem, po­wtarzając święte słowo AUM...

Bramanowie, Ksatryas, Vaissyas i Sudras - kasty-czyste i po­średni lud, i niewolnicy, wszystko w wielkim wzburzeniu przechodziło też mnogie rewolucje - wojny z obcym - z Persami - i nawiązywanie się na nowo sekt tysiącznych i nowe kształtowanie się podań przemieszanych. Mnóstwo stanów nastaje, a mistyczne świątynie z pałacami książąt i twier­dzami w pomniki się nowe zjednać muszą.

Po świątyniach rytych w sercu skały i po otrzymaniu pierwo-kształtów jako pierwo-siły napotkanych i użytych w tej pracy, po uznaniu planu poza sobą a priori dłutem zdobytego, po ozdoby, czyli ornamentu, naj-sakramentalniejszym wykończeniu... po rozchwianiu się wreszcie społecz­nego porządku, który szukał się znowu i w postawy nowe odróść żądał -łatwo sobie można wyobrazić, że architektura na powierzchni, te świątynie-pałace i fortece (nowych potrzeb społecznych określniki) rozpoczęły wstawać kształtem silnym, nie ujemnym i wklęsłym jako dawne, lecz dodatnim, hardo postawionym - kształtem z wszystkich naj-krzepszym - piramidą. Ta ubrała się jakby w druk mistyczny: w one wszystkie szczegółki początkowe - w one czczone znaki - w one czcionki dziejów sztuki i Indii.

Ta, już samo-siłą postawiona, za rzecz główną miała to, co w starej--architekturze, z rzeźby wyszłej, pominięciem było przypadkowym - ta, gdyby nie pierwotne samo-siły poczucie, powinna była ów podziemny słup w kolumnę rozwinąć i zatknąć jako sztandar nowy.

Ale jej spieszno było tym się kształtem wyrazić przede wszystkim, w któ­rym siła-a-postać jak najnierozdzielniej zjednane, więc trójkąta kształtem (A), piramidą...

Pagody wszystkie za zasadę mają ten kształt, acz drobnych czcionek płaszczem okryty i zniepokojony nanośnymi dodatkami cudzych architektur.

Rewolucje wewnętrzne i zewnętrzne, z obcymi różnej treści stosunki na ten nowy rodzaj budownictwa połączającego kościół z twierdzą bez­pośredni wpływ mając, przysporzały nowych, coraz wyższych konstruk­tywnych zagadnień, wszakże naród zmierzając ku ostatecznemu okwitaniu nie miał już sił tak dzielnie nad nieczułym czasem zapanować sztuką drugiej potęgi, jak w zaraniu pierwszym myśli swojej nad twardością gra­nitu zapanował.

W opuszczonych jaskiniach, pod cieniami pagód granitowych lub na gruzach twierdzy przy-klęczone do kamienia modlitwą i w piramidalny kształt skościałe rozsiadły się dziwne indywidualności samotników. Każdy Z nich w pagodę się urobił albo raczej opuścił, każdy twierdzą, kościołem i mieszkaniem osobnym najprzedziwniejszego AUM stał się.

U takich to mędrców Aleksander, Ammońskiego Jowisza syn, za­pytał zdobywcy głosem: „Jakie środki ku od-nieśmiertelnieniu człeka w bóstwo ci szczególni znawcy wynaleźli?'"1

Zapytanie to (jeńcowi mimochodem rzucone) w labiryntach historii zdaje się być echem zapytania, którym się monolit ludu tego w rdzeniu swoim spękał był i rozchwiał... Tak kończyli Indowie, a dla tym zupełniej-szego rozwiązania Vikramadytia, mąż cnotliwy i król mądry, jeszcze zapanował nad rozłamliwością kraju, ludu i wewnętrznej myśli tego ludu w on ostatni sposób pełen troski, bo bez-twórczy, choć świetny, który to dziś restauracją się nazywa.

Yikramadytia w swej historii jest tym, co August w dziejach Rzymu.

SZTUK UŻYCIE CZASOWE. PRZEMYSŁ

Życie, pojęcie-życia i życie-sztuki nakreśliwszy, godzi się powiedzieć o użyciu, które zowią przemysłem. Ten jako organ swój miał kastę, to jest siłę jedną ze składowych, a jako środek opóźnioną (jak się rzekło) konstrukcję, albo otrzymaną wtedy właśnie, kiedy naród musząc się urządzać, rozporządzać na zewnątrz nie był w stanie. Konstrukcja-okrętów, niedalekie podróże mogących wytrzymywać, na­stępstwem była opóźnionej (do-chodzonej) konstrukcji w ogólności, a tej znowu następstwem nieszerokie lub nieodpowiednie przemysłowych środków rozwinięcie.

Rzeźba w swojej sumiennej, sakramentalnej graficzności zaobfitowała w jubilerstwo subtelności dziś niedorównanej.

Od rzeźby przejście do malarstwa odbywało się tam przez złotnic-two, a to z tego powodu, że materię złota uważając za zgęszczenie się światła, za słoneczność-zsiadłą, że tak powiem, kształt się z barwą jednał w tym pojęciu. Skąd indyjskie złotnictwo w stapianiu się kształtów prawie doszło do momentu, który się w malarstwie światło--cieniem nazywa. Jakoż jeżeli samą kształtów-gamą kolor można oznaczyć (o czym wątpić nie będzie, ktokolwiek bądź sztukę praktykował), to indyjskie złotnictwo do tych subtelnych wyżyn doszło.

Malarstwo-właściwe, w symbolicznym kolorów pojęciu zaskle­pione, na farbiarstwo wyborne przejść musiało, ozdabiając przesławne tkaniny indyjskie, których dzisiaj tradycja się jeszcze utrzymuje.

Tak się sztuki użyły - taki dały przemysł i tak go swoim własnym nie-rozwinięciem określiły.

TREŚCIAN SZTUKI INDYJSKIEJ

Ponieważ na wstępie się wyrzekło, że archeologie i historie sztuki najuczeńsze ten jeden główny błąd swój mają, że punkt ich wyjścia jest fałszywy albo niedostateczny, bo - jak już dowodzić nie potrzeba -chronologia sama nie wystarcza, zwłaszcza przerw jest pełną i do dzisiaj nie dość jeszcze znaną, a filozoficzne sztuk pojęcia nigdy się grunto­wać nie raczyły na najpowszechniejszej filozofii - wszystkim ludom właściwej - którą za podstawę obraliśmy, więc czytelnik zrozumie, w ciągu sztuk, w ich dziejach, nie idzie nam o to, co wyjątkiem, lecz co wieczną zdobyczą, co zasadą.

Jak się tedy miała sztuka Indów do tych wiecznych zdobyczy, należy uważyć dla dalszego poglądu na sztukę ludów innych.

Pierwszej-sztuce, onej sile-sztuki w pokładach się skały nurtującej, pierwo-sił żaden ni pierwo-kształt nie przodkował wyraźnie; roz­winęliśmy to dostatecznie i wiadomo nam jest, że pierwo-sił i pierwo--kształt linii prostopadłej (j), że słup, że kolumna napotkana była raczej tej siły i tego kształtu ominięciem, celem podtrzymania mas żło­bionych. Ten pierwokształt więc nie jest tu zasadą.

Pierwosiłem w tej sztuce a priori była świętość dogmatu i pęd wiary, która ledwo w pojęciu bez-plastycznym osobistości przedwiecznego pier­wokształt koła O zakreślała-„Bóg jest jeden, wieczny, wszechmocny, wszech­wiedzący, wyjąwszy przyszłości czynnego życia ludzi wolnych - podobny kołu O - bez początku i końca."e Taki to pierwokształt i pierwo-sił sztuce onej pierwszej przewodniczył, ale bezplastycznie i duchowo, skąd też koła tego zatoczenie bez początku i końca albo raczej z koń­cem na początku i początkiem na końcu - pracą się dla pracy wyra­ziło. f Ten pierwokształt zatem w dziejach sztuki bezpośrednio jeszcze nie wystąpił.

Pierwo-kształt trzeci, to jest trójkąt, ten najdzielniej, najnierozkładal-niej siłę z kształtem w sobie jednający, stał się pierwszym (sztuki jako sztuki) sztuki siebie wiedzącej monumentem.

Piramida (A), z której jest pagoda, szczegółami uprzedniej architektury uwdzięczona, wreszcie przeciążona i zepsuta, jest zaprawdę tym pierwszym obowiązującym pierwo-kształtem, który już do dziejów się policzą, a którego przedwstępna historia u Indów jest historią sztuki tego narodu.

O bezwiedną siłą pędu było. i zostało na boku. A-się wyraziło i poznało. Pierwszy okres sztuki tej był dziwność i prze-dziwność-wyrobu stąd idąca, jak się to powyżej opisało; drugi - kształt jako siła, trójkąt (A), pagoda, zgromadzenie poprzednich w najsilniejszy, określenie w twier­dzę, bo pagody twierdzami były obronnymi: drugi okres był po-dziwem--siły...

Dziw, przedziwność i podziw szczególniejszyrn sposobem od­powiadają tu logicznie.


FENICJANIE - ASYRYJCZYKOWIE - MEDOWIE I PERSOWIE


[Tu koniec rękopisu.]

PRZYPISY

„...Nam et ab origine rerum, pro diis immortalibus veteres hastas cohtere" - Iustia. XLIII 3.

b) W kształcie litery E drukowanej widzimy to zakreślenie dwóch kwadratów na sobie po­stawionych, czyli EL a w kształcie jej pisanym Ł widzimy te kwadraty już w łuk elipsoidy zatoczone. Podobnież w greckim starożytnym Ł e - podobnież w etruskim 3, a w samnic-kim |- \- a w łacińskim starożytnym (~| (patrz Champollion-Figeac). Ł, głównie zna­cząc dwa, wypadkowo znaczy także osiem, jako cztery-a-cztery, jako dwa kwadraty, co się widzi w arabskim kształcie liczby 8.

b) Talizman ten liczebny i planetarny tak się kreśli:

[schemat]

(Patrz Daniela Camee)

d) „...Pojmawszy następnie dziesięciu gymnosofistów, którzy to byli najgłówniejsi, co do buntu Sabbę nakłonili i do wielu się plag przyczyniali przeciw Macedończykom, a mie­li też sławę zawołanych w dysputach treściwych i w odpowiadaniu - zadawał im trudne zapytania..."


„...jeden z tych zapytany: «Jak z człowieka Bogiem zostać można?» - «Gdyby człowiek to czynił, co nad siły człowiecze)) - odpowiedział" (Plutarch o Aleksandrze). - Na­zwisko gymnosofistów wszakże niewłaściwie użyte u Plutarcha, dobrze po Aleksandrze dopiero tak ich nazywano, byli to owszem Bramani czy Sermani (Strabon, XV)

x0

e) Ten wyjątek o Bogu jako koło jest ze starożytnej Sastra, podług Holwella.

(f) To koło bez początku i końca zaokrąglone w siebie, które tu uważamy jako pojęciowy pierwokształt pracy dla pracy, czyli onej pokucie przodkujący - a który się w sztuce nie wyraził, który w duchu był tylko pracownika - dostrzec można w następ­stwie w pokucie bramanów osobistej: w zakurczeniu się w siebie nawet ciałem, nawet samą kością pacierzową...