SZCZĘSNA
POWIEŚĆ
Nieszczęśliwym
w dowód głębokiego poważania
poświęca
Autor
WSTĘP, CZYLI PRZED-PIEŚŃ
DO LUTNI
I
Dziś Cię odepchnę jako kratę złotą -
Zabrzęcz i uleć - a może na niebie,
O! Lutni moja, nie odrzucą Ciebie,
Jako z wrzeciądzy wytrącone wroto:
By piorun, widząc czas na pogoń dobry,
Ciął Cię i zszczerbił się, jak miecz swój Chrobry.
II
Dziś Cię odepchnę jako pierś pancerną,
Westchnij i odejdź, bo nie tędy droga;
Ani ja taką przyjaciółkę wierną
Porzucić mógłbym na ziemi bez Boga,
By lada żołdak, plądrując namioty,
Odpinał z Ciebie naramiennik złoty.
lII
Idźże!... a powiedz, że lat nie wiem wiele,
Może lat dziesięć - i dziesięć-set może -
Byłaś mi, czym są ludziom przyjaciele,
A matkom dzieci kładące się w łoże:
I wiesz - żem Ciebie nie dotknął inaczéj,
Tylko z nad-szczęścia, tylko z nad-rozpaczy.
IV
Anim się upił i wołałem na Cię:
„Pomóż mi kłamać przed sumieniem własnym";
Ani Cię widział kto w pałacu jasnym,
Ani Cię widział kłoniącą się w chacie.
Chorągwie różne wiatr po świecie zrywał,
Nie drgnęłaś... chyba, żem ja chciał i śpiewał.
V
To jeśli Ciebie spytają o liście,
Albo o Laury jakiej różę bidą -
Zaśpiewajże im, że się wykonało...
Mieliście oczy i [nie] widzieliście...
- Koń mój ostatni wieniec zjada z głodu,
Ty wiesz turniejów koniec i rapsodu!
VI
A Laurę... któż to ją miał z bezwawrzynnych
Dziś, gdy anielskie tylko są istoty? -
Z bez-posagowych kto włóczęgów gminnych,
Co ani razu nie napisał „O, Ty!..."
Lub co napisał... ale rzecz jest skryta,
Tak!... że Bóg tylko... i serce ją czyta.
VII
Bóg, serce - cóż są?... dziś... o! bardzo wiele,
Tak bardzo wiele, tak niepospolicie -
Że to zostawić lepiej na Niedzielę,
Nie mięszać rzeczy tych świątecznych w życie,
Które jest „prozą, polem jest praktyki,
Nie zaplątanym w ciemne ogólniki".
VIII
Więc to dlatego właśnie dziś ja lutnię
Na pożegnalny nastroiłem akord -
Tak gdy chorągiew los i kula utnie,
A żołnierz idzie chleba kupić za kord,
I miecz wygina na lichwiarza progu
Gestem historii pełnym i nałogu -
IX
Pies, dziecię, patrzą nań sposobem godnym
Tragedii onej, patetycznej wielce -
Nie mówiąc zasię, iż musi być głodnym,
Stalowe raczej podziwiając jelce;
Tak dziecię zmarłe gdy matce kto chwali,
Że usta miało z pąsowych korali.
X
Psom, dzieciom, dudarz ślepy gra u płota,
Gwiazdy się nad nim zamiast oczów świécą -
Więc Cię odpycham na wiatr, Lutni złota -
Zdążaj... a pisuj do mnie błyskawicą...
I bywaj zdrowa, iłem ważył Ciebie
Niebiesko - to jest pierw, niż byłaś w niebie.
SZCZĘSNA
POWIEŚĆ
TŁO
I
Jako gdy konie wywodzą przed ganek,
W czas poobiedniej godziny trawienia,
Tak bohaterów rzędy i kochanek,
Tak myśli wielkie i wielkie wspomnienia
Wywodzi pisarz na chiński stoliczek
Przed wpół-otwarte oczy czytelniczek.
II
I trwa ta sztuka lat kilkaset z górą,
Te, owe sercu dobierając dramy -
Żyć nie potrzeba... na cóż?... kiedy pióro,
Za pozwoleniem Cenzury i Mamy,
Jakie chcesz, drgnienie serca w tobie wzbudzi,
Mniej tym, co razi nas u żywych ludzi.
lII
Mniej tym, że trzewik z białego atłasu,
Choćby do lilii listka był podobny,
Zeszpecić musi pół-owal obcasu,
Ani go chodnik ustrzeże osobny,
Jeżeli tylko otwarcie lub skrycie
Był nieroztropny tak! - że weszedł w życie.
IV
By więc pominąć nieroztropność wszelką,
Prozaicznego by uniknąć kału,
Wzywam Cię, czysta wieku-marzycielko!
Bym, idealny romans ideału
Śpiewając, żadnym nie pokalał mętem
Krwi, łez lub potu... (oprócz atramentem).
v
I abym ciemnym nie był w wyrażeniach,
Jak ten, co matki śmierć donosi komu,
Rzecz poczynając o życia cierpieniach,
Sługom, by czuli - zalecając w domu,
Nawiasy czyniąc o PAŃSKIEJ boleści...
Zamiast od razu przystąpić do treści.
VI
Nie lepiejż prosto powiedzieć i jasno:
„Matka umarła... hej!... a są gromnice?
Nie ma - to kupić! - gotówkę dam własną:
Dzwonnikom tyle, a tyle na świéce;
Ksiądz śniadał, niechże wymowę ma letszą;
Klucze niech zbiorą, pokój niech przewietrzą."
VII
Styl z tego zaraz skorzysta stanowczo,
Metafizycznych uniknie herezji,
Postąpi sztuka - lubo drogą owczą,
Geniusze wstaną, a krytyk ich nie zjé,
Ni laury komu wzrastające otnie:
A serce?... serce - zapłacze samotnie!
x0
VIII
Do hieroglifów, do sanskrytu, do run
Przystąpić mógłbyś już z takowym wstępem,
A cóż dopiero do jasnej jak piorun
Powiastki, piórem nakreślonej tępem! -
Więc śpiewać pocznę najumiarkowaniéj,
Słuchajcie, wieszcze znani i nieznani!
x0
IX
Powieści mojej ojczyzną jest może
Grecja, nim Lord-Kleft przypłynął w jej
Kraj, skąd nie wyjrzał nikt za bliskie morze
Sumieniem; serca - ścisnęły paszporty;
Kochano silnie ojczyzny granice,
Gród, obwód, powiat, wreszcie okolicę...
X
Dalej wieś swoją, dalej we wsi dworek,
Nareszcie żonę tylko, dzieci własne,
Potem i z dzieci jedno - siebie - worek -
I - koniec!... Wielu stąd było za ciasno,
Ale to byli ludzie bez-znaczenia,
Lub ze zbytniego w kraju pokolenia.
SZCZĘSNA
I
Owdzie więc - była ona - to taż sama,
Którą już jakie kilkaset lat z górą.
Że nie chcę dalej sięgnąć - do Adama,
Opisywało wszelkie gęsie pióro...
Ale to nie ta - dobrze! - a więc nie ta
Prze-naj-piękniejsza z wszech-pięknych kobieta.
II
Mowa, że nie ma takowego brzmienia,
Które harmonię-harmonii wyraża,
Słusznego dla niej nie miała imienia,
Felicją nazwał ją tryb kalendarza.
- Pierwsza to boleść na ziemi ucisku
Mieścić się w jakimś nie swoim nazwisku!
III
Felicja, panną będąc i dziedziczką,
Dóbr swoich panią, więc panią swej doli,
Jeśli nie była panną-kanoniczką,
To iż namyślać się nie miała woli -
Los, czas, składając wszystko pod jej stopy,
Służyły rączo jak słowiańskie chłopy.
IV
Piękna, bogata, mądra, można, młoda,
Skoro jej wola spotkała rozdroże,
Przyjęta wraz ją wyręczała moda:
Straszne „tak", „nie tak", najstraszniejsze „może"
Ulatywały na kształt niedopyrza,
I pewność - miejsce zajmowała krzyża.
V
Tak z wolą; z sercem zupełnie inaczéj:
To jeśli w drodze spotykało chmurę,
Orkiestrę całą - bywało - w rozpaczy
Jak loretański dzwon niesiono w górę:
Niżej tańczono lub komedię grano -
Aż wzeszło słońce na drugi dzień rano.
VI
Tak z sercem - ale jeżeli z sumieniem
Mogła ona mieć zajście jakie drobne,
Kaplica, świerków utajona cieniem,
Rozpłakiwała się w modły osobne,
Które, w miejscową przeszedłszy tradycję,
Zwano w parafii: votiva-Feliciae...
VII
Tak więc z sumieniem - lecz w myśli dziedzinie
Jeśli się smętny zagaił monolog,
Najęty Niemiec w takowej godzinie,
Biblijotekarz i fenomenolog,
Przychodził grzecznie porządkować w głowie,
Co po czym idzie - gdzie - i jak się zowie.
VIII
Lecz cóż ? miałżebym dziwnym obyczajem
Pominąć opis wszech-uroków Szczesnéj,
Do druku pisząc oszukiwać najem
Miałbym? - przez jakiś wzgląd wcale niewczesny
Na myśl, sumienie, serce albo wolę!...
Nie... będę pisał równo jak po stole.
IX
Wiem, czytelniku, jak schniesz i umierasz
Z niecierpliwości widzenia obrazu,
Więc zwlekać nie chcę i zrobię komeraż,
I, co powiedzieć mam, powiem od razu:
Próżnego sobie omamienia nie rób,
Szczęsna - tak była piękna jako Cherub.
x
Jaki zaś oczów brylant i ust rubin ?
I ramion powab ? i całej postaci
Tok i udatność mieć może Cherubin,
Jeżeli nie wiesz?... jeszcze rzecz nie straci,
Ani w czymkolwiek będzie zaciemniona,
Cherubin bowiem jest piękny... jak ona.
SPOTKANIE
I
Przez plamy cieniu bluszczów o południu,
Przez mgłę koronek u szaty jedwabnéj,
Przez łunę ogni na kominkach w grudniu,
Przez atłasowy trzewiczek zbyt zgrabny,
Przez słówko, które budzi sny i nieśny,
Poznał ją młodzian - na imię miał Szczęsny.
II
Poznał przez szczęścia Szczesnej blask promienny,
Podawający każdy jej wdzięk żywo;
Więc im był bliższym, tym bardziej był senny.
O! nieszczęśliwy, kto kocha szczęśliwą!...
Bo radość jego będzie tylko echem,
Smutek natychmiast zawiścią, ta – grzechem.
III
I lepiej przez łez kryształ, czysty z wiary,
Przez trudów poty ochłodzone niebem,
Patrzeć na lubą twarz, jak w obraz stary,
Przed którym kapłan z winem trwa i chlebem;
Przez łunę lepiej bitw sięgać po kwiatek,
Niż tak szczęśliwym być, świat mieniąc w światek.
IV
Więc, jeśli dziejów drama nie skończona,
Prawdy jeżeli zrywać mają pęta,
A niebo nie jest jak księga zwiniona;
Więc, jeśli jeszcze trwają sakramenta,
I od lwa-kości lepsze szczenię-żywe,
To... was zaklinam: bądźcie nieszczęśliwe!
V
Tu - długie mógłbym dołączyć wet-za-wet,
Niestety ciemne i niezrozumiałe,
Omówień pełne - ach! niegrzeczne nawet:
W róż przeto bukiet zamieniwszy strzałę,
Pod stopy ciskam, i gęśl miększą biorę,
Jak uśmiechami płatny - trovatore.
VI
Szczęsny tak kłamał na dzień razy tysiąc,
Prawd pytał, która? gdzie? zyska uznanie.
Kłamać tak nie jest jeszcze: krzywoprzysiąc,
Lecz jest to zwykłe o rękę staranie -
Przysięga kończy dopiero stosunek,
Jak suma kończy miesięczny rachunek.
VII
Dziś więcej niźli kiedykolwiek bliski,
Porzucił cugle u furtki ogrodu;
Groom wziął je - zagiął na siodło puśliski -
Konie się cieszą z wieczornego chłodu -
Pałacyk letni bieli za aleją:
Szcześni otwarcie mówić chcą - czy śmieją ?
x0
VIII
Weszedł, lecz, ręki dotknąwszy podanéj,
Było mu tęskno właśnie ze zbliżenia:
Jak uwieńczony wpierw, nim urągany,
Jak zaskoczony jawem bez zwątpienia.
Mówić chciał - o czym ? - i tego nie trzeba,
Tak samo bowiem i ona... o! nieba...
IX
W mieście na taki brak żywotnej dramy
Jest do najęcia piękny środek: scena;
Najmujesz lożę, siadasz obok damy,
Aktor się poci za was - Melpomena
Sztyletem zręcznie serc próbuje wiele,
Jak gdy iskierki szuka kto w popiele.
x
„Na wsi - szczęśliwym trzeba być lub niczem",
Rzekł wreszcie Szczęsny, lecz w czarze herbaty
Przejrzał się bardzo zmienionym obliczem.
Ona, to słysząc, poszła widzieć kwiaty -
On wstał... „Czy w drogę?"-„W drogę, i daleką."
Ucichli - resztę drzwi przywarło wieko.
LISTY
I
Pojechał - za nim groom - do dom i za dom,
I taki pisał list: „Berlin-Sans-souci -
Data... Dwoje nas Szczęsnych! iłem świadom,
Koniecznie jedno nieszczęsnym być musi:
Chodzę na kursą filozofii w celu,
Bym umiał cieszyć się po smutkach wielu..."
II
„Paryż - kolumna Vendôme - data. - Stałem,
Patrząc... brąz czyn ów gdy w powietrzu trzyma,
Tez, antytez nie pytaj - wyznam, że zadrżałem
Jak dziecię na podniosłym ramieniu olbrzyma.
Sekstern logiki, który przywiozłem z Berlina,
Groom mój karta po karcie na ogień wycina."
III
„Rzym - data. - Na tej górze, gdzie, narodów świecznik,
Paweł Apostoł głowę swą pod miecz położył,
Ukląkłem - a kometa na niebie jak miecznik
Trząsł się i lud patrzący niesłychanie trwożył:
Ja - serce tłumu tego czułem i ciemnotę,
I modliłem się bardzo o wiedzy prostotę..."
IV
„Zinąd. - Pani mię pytasz, po co ten niepokój ?
Czy nie mówiłem, że nieszczęścia szukam - -
O końcu, jaki będzie?... zawyrokuj...
Dziś - proszę - pukam.
- W tych dniach płakałem tu łzami takiemi,
Jakie przed wieków osiemnaście lano;
Z kamieni potem uniósłszy kolano,
Uczułem prawo na ziemi..."
v
„Pestum w Kalabrii - data. - Trzy świątynie
Z całego miasta, jak wielkie, zostało:
Saracen resztę skruszył jak naczynie,
Wilgoci w starych wodociągach mało:
Zgniłymi przeszła kroplami w rośliny -
Te wreszcie odął wiatr, słońce wyżarło.
Leniwe pełzną po głazach gadziny,
Wyziewa w chmury wszystko, co tam marło,
I febra z mrokiem cowieczornym wnika
Na spóźnionego członki podróżnika.
- Ludzi garść, jako karłowate drzewa
Wydarte z ziemi, żółte i koszlawe,
Włóczy się - mówić zaczyna - poziewa - -
Ruina - pracy nie ma - ręce prawe
Są lewe - lewe są ironią ramion;
Na czołach zmarszczki, ale nie starości:
Coś do fatalnych podobnego znamion;
Każdy klnie, modli się, próżnuje, pości,
Lub złamki bogów z gruzu wydobytych
Na wpółżebrzącej wyciągnąwszy dłoni,
Do podróżników odzywa się sytych:
Stu - pieniądz rzuca, żaden łzy nie roni!..."
VI
„Zinąd. - O smutno, smutno! - aż mi lepiéj -
Na grooma twarzy własną boleść zgadłem;
Wino jest dobre - dałem piastra: «Przepij -
Mówiłem - wszakże przepij przed zwierciadłem.
Patrz, jak ów pije, co wiedzie chór pieśni».
Groom pił - mnie było trzeźwiéj... i boleśniéj..."
VII
,,Pani! - nieszczęście! - wszystko mi skradziono.
Zostałem w górach sam, i to niezdrowy -
Groom mój jest człowiek!... - otworzył swe łono
I rzekł: «Mam, panie, szkaplerz z Częstochowy,
Dukatów kilka zaszytych w nim dzwoni,
Panie!... do jadła dalej... i do koni...»"
VIII
„Zinąd. - Dwanaście tysięcy mil morza,
Kraje przede mną, gdzie krzyż ledwo świta,
Ta, owa skała, jak Golgota-Boża,
Dziś albo jutro krwią będzie obmyta:
Katakumb, krucjat wiew - jak matki dłonie,
Pacholę trefiąc - włos zgarnie na skronie."
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
IX
„Pani!... więc za mąż idziesz i dniem pierwéj
Pamiętasz o mnie?... życzę uroczyście
Wszystkiego! - serce me, dusza i nerwy
Witają kwiatek nadesłany w liście...
Pisać dziś więcej nie mogę - ktoś czeka -
Dwa słowa tylko: pomnę... kocham... CZŁEKA."
X
I to ostatni był list do tej damy,
Która rozważnie poszła za mąż sobie:
Więc cichy żywot pędzi (nie bez dramy),
Ku czemu lepszą powieść z czasem zrobię,
Morał wykażę jasno jak na dłoni,
A jaki-taki grubą łzę uroni.
Koniec powieści ..Szczęsna"