XLV. CNÓT - OBLICZE
1
Cnoty spotkałem trzy różne oblicza:
Jak światło, cień i złudzenie;
Lecz głosić nie chcę, która ? z nich zwodnicza
Strona. - Całość trzech ocenię.
2
Cnotę-tragiczną widziałem, od wieków
Jako zwyciężała opór:
Od hardych mieczów - do krzyżowych ćwieków,
Od więzień - pod sznur i topór.
3
Od łez połkniętych - do pogody czoła,
Wszech-królującej wielmożnie:
- Jako gdy posąg w-wodzą do kościoła,
Nie chyla się on ostrożnie,
4
Lecz owszem - w górne świątyni sklepienia
Poglądać zda się, jak w domu -
Lub twarde członki na łoże z kamienia
Idzie wyciągnąć bez sromu...
5
Tragicznej cnoty widziałem to ijście
W Kościół Tryumfu wysoki,
A wieńce za nią padały jak liście,
A drżały przed nią obłoki.
6
Widziałem potem dramatyczną cnotę,
Pełną-giętkości - jak fala,
Co łan użyźnia pod pszenice złote,
Skały przybrzeżne obala...
7
Przez jej zawistnych im samym zakryta,
Jak w masce nie obmyślonej,
Dzieł dokonywa, których hipokryta
Sam nie dociekłby zasłony!...
[Końca brak.]