♦LXXXIII. SENS - ŚWIATA1
Do uczty gdy z gwarem siadano za stół,
Mnie jednemu zbrakło siedzenia:
Tłumaczy to zwyczaj, bym za złe nie wziął,
Wróżąc, iż traf taki - ożenia!
2
Więc - toast podniosłem, lecz stało się znów,
Że wlano mi ostatek wina.
(Co zwyczaj wykłada za fawor u wdów,
Lub że możesz mieć wkrótce syna!...)
3
Płynąłem za morze... skąd puścił ktoś wieść,
Że się rozbił okręt w podróży —
Wiele stąd tłumaczeń, lecz spólna ich treść
Długi i błogi żywot wróży.
4
Sens z tego, że dziwnie przewrotnym jest świat:
Bo gdy nie masz miejsca, to cię żenią,
A skoro pogrzebią - dodają sto lat,
A gdy zapominają - cenią!
LXXXIV. CZEMU
Próżno się będziesz przeklinał i zwodził,
I wiarołomił zawzięciu własnemu -
Powrócisz do niej - będziesz w progi wchodził
I drżał, że - może nie zastaniesz?... czemu!...
*
Sam sobie będziesz słówkiem jednym szkodził,
Nie powierzonym, prócz tobie jednemu.
Będziesz się bez niej z nią kłócił - i godził,
I wrócisz wątpiąc, czy zastaniesz?... czemu!
*
Szczęśliwi przyjdą, jak na domiar złemu:
Kołem osiędą ją - chwilki nie będzie,
By westchnąć szczerze... ach! czemu i czemu
Przyszli szczęśliwi ? rozparli się wszędzie,
Wszędzie usiedli z czołem rozjaśnionem -
Dom napełnili - stali się Legionem!...
*
Przeczekasz wszystkich?... to - dwóch ci zostanie,
A jeden w progu jeszcze ma pytanie
I choć, na zegar pojrzawszy, się sroży,
Ty - nawyknąłeś już nie ufać jemu:
Wróci i znowu kapelusz położy,
I rękawiczki zdejmie jeszcze - - czemu ?
*
Aż chwila przyjdzie, gdy wyjść ? - lepiej znaczy,
Niżeli zostać po obojętnemu;
Wstaniesz - i pójdziesz, kamienny z rozpaczy,
I nie zatrzymasz się, precz idąc - - czemu?
*
A księżyc będzie, jak od wieków, niemy,
Gwiazda się żadna z miejsca nie poruszy -
Patrząc na ciebie oczyma szklistemi,
Jakby nie było w Niebie żywej duszy:
Jakby nie mówił nikt Niewidzialnemu,
Że trochę niżej - tak wiele katuszy!
I nikt, przed Bogiem, nie pomyślił: czemu ?
LXXXV. DO ZESZŁEJ...
(NA GROBOWYM GŁAZIE)
Sieni tej drzwi otworem poza sobą
Zostaw — wzlećmy już dalej!...
Tam, gdzie jest Nikt i jest Osobą:
- Podzielni wszyscy, a cali!...
*
Tam - milion rzęs, choć jedną łzą pokryte;
Kroć serc, łkających: „Gdzie Ty ?"
- Tam - stopy dwie, gwoźdźmi przebite,
Uciekające z planety...
*****************
Tam - milion moich słów; tam - lecą i te.
LXXXVI. PAMIĘCI
ALBERTA SZELIGI HRABI POTOCKIEGO -
PUŁKOWNIKA - ZMARŁEGO NA KAUKAZIE
Mówiłeś: „Wspomnij!..." - gdy żegnałem Cię -
Niechże Ci będzie lekką ziemia wschodnia:
Ziemia Kaukazu, gdzie lud w błogim śnie,
Gdzie imię „brata" - „gościa" - lub „przechodnia" -
Oznacza jednę myśl... nie trzy... nie dwie!...
*
Wieluż? umarło od spomnianych chwil -
A wielu? Ciebie i mnie zapomniało,
Gdy między grobem Twym a mną?... świat-mil*
Legł - i umarł głos mój, jak Twe ciało:
- Choć-ból to równy (jeśli: „Człek jest styl"**).
*
Lecz ja nuciłem zawdy strojem tym,
Co mało-baczyć śmie na ludzkie głosy:
To - stać mię jeszcze i dla Cię na rym,
Którego w ziemię cień - światłość w niebiosy
Przeszła — cześć Tobie!... przebaczenie im...
* Świat-mil-między Kaukazem a Północną Ameryką.
** L'homme c'est le style - reszta objaśnień w Pamiętnikach kasztelana Kajetana Koźmiana, w rozdziale pod
nazwą Potockiego.
LXXXVII. OMYŁKA
Sukces bożkiem jest dziś - on czarnoksięstwo
Swe rozwinął jak globu kartę;
Ustąpiło mu nawet i Zwycięstwo
Starożytne - wiecznie coś warte!
*
Aż spostrzeże ten tłum u swej mogiły,
Aż obłędna ta spostrzeże zgraja:
Że - Zwycięstwo wytrzeźwia ludzkie siły,
Gdy Sukces, i owszem... rozpaja!...
LXXXVIII. DZIENNIK I EPOS
Treści cudne smakiem a ciemne czasy
I ciągłe postępu zdobycze
Uczyniły, że są dziś Mecenasy...
Ależ są i Mecenasowicze!...
*
Gdzie na pięćset umie czytać pięciu,
Gdzie na pięciu czterech zapał kłamie,
Dedykować tam konieczna Księciu,
Kanclerzowi, lub dowcipnej Damie...
*
Horacego misterny, acz drobny, rym
Gdyby się nie perlił w złotym sygnecie,
Minąłby go Cezar, z Cezarem Rzym,
Z Rzymem wiek... i pokolenie trzecie!
*
Lecz są formy - co nad falą czasów
Jeśli same jak słońce nie jaśnieją?
Nie wyzłoci ich pierścień Mecenasów...
**************
Tak - z Dziennikiem, tak - z Epopeją!
LXXXIX. GADKI
Pytasz: „Czemu?... gdziekolwiek są Amerykanie,
Choćby ich było tylko stu - lub ani tyle -
Mają Dziennik, który się rozwinąć jest w stanie?"
*
Czemu?? - bo wyżej złota cenią oni chwile -
Lecz gdyby mieli zwyczaj przez całe godziny
O plityce gadać byłby Dziennik wszędzie
I nigdzie... byłoby coś, z czego nic nie będzie...
- Skutki to wielkie!... lubo niewielkie przyczyny.
Mówisz: — „Gdybyśmy byli jak Amerykanie,
Którym to jest właściwym..." -
...przerywam Ci, Panie,
Bo w żagle dmiesz, a nie chcesz dobywać kotwicy:
Amerykanie któż są?... Europejczycy!
XC. DWA GUZIKI
(Z TYŁU)
Kmieć mówi, jak mu łatwiej - zaś człowiek uczony,
Jak się w szkole nasłuchał - gdy umysł natchniony,
Mówiąc, tworzy... i wiele pierw przed gramatyką
Jest Homer!... - lecz profesor mówi tak, jak pisze,
I porwać by się gotów na słońce z motyką -
A muzyk mówi, jak mu lgną w palce klawisze.
I gdyby kto zagnańca postawił dzikiego
Przed świątynią w Atenach, na której frontonie
Są te a te zarysy — rzekłby on: „Dlaczego ?...
Dlaczego? plan przeziera z głębi, nie zaś tonie
W posadach gmachu? - czemu? te wewnętrzne - prawa
Sterczą? jako mamuta grzbiet... z wyżyn mogiły...
Gdy linia owa najmniej siły nie dodawa -
A owy rozstęp linii nie spotęża siły..
*
Pytania te, i takie byłoby zdziwienie
Dzikiego Scyty. - Dzikość bowiem stąd pochodzi,
Że się jest jednostronnym, jak kwiatów korzenie,
I że się przeciw-wrotnych połowic nie godzi.
*
Kwiat śpiewa: „Ja - do słońca prosto drgam!"-a korzeń:
Że kwiat mu jest korzeniem... że różność? - z położeń
Idzie, lecz nie z natury - i że on w ciemności,
Gdzie dąży? czując, kwiatów podeptał próżności!
*
Lecz mowa-piękna zawsze i wszędzie polega
Na wygłoszeniu słowa zarazem ponętnie
I tak zarazem, że się pisownię postrzega:
Po tej to zgodzie, jak po nieomylnym piętnie,
Poznasz: pojedyńczości obcowanie z prawem,
Ducha ? - z literą, nocnej głębokości - z jawem!
*
Dodam tu, że Chińczykom, skoro nas obaczą,
Najdziwniejszą się rzeczą wydają guziki
Dwa - z tyłu! - te, pytają Chińczyki: „Co? znaczą...
K'czemu ? są..."
Użyteczność - ocenia człek dziki,
Lecz harmonii ogólnej pojąć on nie może,
Jak chory wstać i swoje na plecy wziąść łoże.
On - ani dostrzec zdolny... że gdyby, jak groby,
Lub jak szlafroki, ludzie zatyli?... to może
Guzików-dwóch na krzyżu wcale nie byłoby!
XCL. SPOWIEDŻ
GLADIATOR
Ojcze Janie!... odmówiłem danin
Bogom rzymskim - jak Wy nas uczycie:
Przez słowa Twe jestem chrześcijanin,
Choć gladiator przez całe me życie!
*
Cóż ? uczynię, skoro na zabawę
W Cyrk mię rzucą... życia?... nie wybieram,
Tylko, Ojcze! mam od dziecka wprawę,
Że (bywało) lwy głodne rozdzieram,
*
Cóż? mi każesz, bym począł - gdy może
Bez-umyślnie, gdy może z nałogu,
Wcisnę ręce lwu, jak dwie obroże,
I poklasną mnie!... nieczuli-Bogu!...
OJCIEC
Synu! ufaj - nie na śmierć Pan woła:
Lecz-na świadki i gody wieczyste;
Samson nie był wyrzutkiem Kościoła!
***************
GLADIATOR
Alleluja!... Te salutant, Christe...
XCII. CACKA
Myśliłem ja - że Lira i że Styl,
Choć fala je nosi jak łabędzia,
Nie obliczającego dróg i chwil,
Choć cel mają w sobie, są - narzędzia!
*
Myśliłem - że gdy Lud nie ma bytu,
Że słowu jeżeli brak powietrza,
Dotyka wieszcz kluczem u zenitu,
Skąd aura na świat płynie letsza.
*
Ja - myśliłem, że każda ze strun wie,
W jaką porę? wydzwonić co? i gdzie?...
I myśliłem - że przez ich balsamy
Upowinowacone różności
Czynią - iż spóźnionych prawd nie mamy -
Spóźnionych dla miękkiej drażliwości.
*
Myśliłem! - że wieszczów było tyle.
Ile jest blizn dotkliwych ? - a które
Przez form-czary - przez stosowną chwilę -
Opatrują się i leczą w porę---
*
Och!... ja byłem błędny i sam chory:
Ponętniejsze jest lir przeznaczenie -
Są one dla prawd... czym w oknach sztory.
Na których wstrzymują się promienie,
Wyświecając płótno malowane,
Z malakitowemi krajobrazy,
Ze źródłami ametystowemi,
Pasterkami owianemi w gazy...
Z ziemią tą... co - nie dotknęła ziemi!
*
One śnią: że szyba?... to - posadzka!
One nucą: „Stąpaj, bez poręczy,
W objęcia Fantazji, co się wdzięczy..."
---cacka - cacka!!
XCIII. ŹRÓDŁO
Kiedy błądziłem w Piekle, o którym nie śpiewam
Dlatego, że mi klątwy się pierw w usta kleją,
Jak muchy brzydkie, które ze skwarów szaleją -
I nie śpiewam dlatego, że nim pocznę, ziewam;
Kiedy błądząc przeszedłem kolumnadę-nudów,
Długą i prostą - tudzież kaprysów-przedsienia
I niedogasłych w piasku cmentarz-wielkoludów,
Ruszających się sennie pod brukiem z kamienia;
Gdy pomierzyłem kroki mymi przedpokoje-
Nerwów-głupich, co ciągle przymierzają stroje,
A nie są nigdy na czas ubrane weselny!...
- Gdy przestąpiłem nędzy-próg, kłamstwa-podwoje
I mijałem już zbrodni-labirynt bezczelny,
Po-oklejany zewsząd wyrokami prawa —
Znalazłem się na miejscu, gdzie pod stopą lawa
Stygła - i szedłem dalej w powietrzu i porze,
I świetle, które były rzetelnie bez-Boże!...
- Na podobieństwo łanów zwęglonych wulkanem
Lub morza, co zatęchło postępem wstrzymanym,
Morza fal, które stojąc, poglądały wzajem,
Zadziwione niezwykłym głębi obyczajem
Jak Sfinksy --zaś nad nimi pelikanów nieco
Z otwartymi gardłami, co schły od pragnienia,
I gwiazd parę czerwonych, które w otchłań lecą,
Gasnąc...
...tam szedłem (spomnieć trudno bez wytchnienia!..
Szedłem tam — kędy?... wątpiąc... gdy roślinka drobna,
Blada i do niewprawnie wyszytej podobna,
Szepnęła mi: „...Jest źródło..." - a dalej, w parowie,
Poczułem coś jak wilgoć.
Z tejże samej strony
Śmiech mię doleciał gorzki i szmer przytłumiony,
I obaczyłem Męża z rękoma na głowie,
Jak kiedy kto przenosi całą swoją siłę
W stopy własne - - ten deptał modrą Źródła żyłę
Jakoby wstęgę, która mu sandał oplotła,
Lub szargała się w prochu, gdzie ją stopa wgniotła.
Śmiech człowieka był wściekły - wymowa odrębna:
Coś - jak tętno za trumną noszonego bębna,
Którym wybrzmiewał sarkazm, chrypnąc z nienawiści:
„Patrzcie!... jak Duch-stworzenia obuwie mi czyści
XCIV. HISTORYK
Wiele jest - gdy kto pomierzył stary cmentarz
Albo i genealogiczny-dąb;
Wiele - jeśli inwentarz
Skreślił - zajrzał Epokom w głąb
I upostaciował opis...
Ale - jeśli on w starca, w męża, w kobietę
Powrócił strach ów, z jakim dziad ich drżał,
Patrząc na pierwszego kometę,
Gdy po pierwszy raz nad globem stał:
.........................to - Dziejopis!
XCV. NERWY
Byłem wczora w miejscu, gdzie mrą z głodu -
Trumienne izb oglądałem wnętrze;
Noga powinęła mi się u schodu,
Na nieobrachowanym piętrze!
*
Musiał to być cud - cud to był,
Że chwyciłem się belki spróchniałej...
(A gwóźdź w niej tkwił,
Jak w ramionach krzyża!...) - uszedłem cały!
*
Lecz uniosłem - pół serca - nie więcej:
Wesołości?... zaledwo ślad!
Pominąłem tłum, jak targ bydlęcy;
Obmierzł mi świat...
*
Muszę dziś pójść do Pani Baronowej,
Która przyjmuje bardzo pięknie,
Siedząc na kanapce atłasowej —
Cóż? powiem jej...
...Zwierciadło pęknie,
Kandelabry się skrzywią na realizm,
I wymalowane papugi
Na plafonie - jak długi -
Z dzioba w dziób zawołają: „Socjalizm
*
Dlatego: usiądę z kapeluszem
W ręku — a potem go postawię
I wrócę milczącym faryzeuszem
- Po zabawie.
XCVI. OSTATNI DESPOTYZM
„Cóż nowego?" - „Despotyzm runął!... wraz opowiem:
Oto depesza..."
„...Jakże? pan cieszy się zdrowiem -
Niech pan siądzie! - depesza ?... mówi ?... - spocząć proszę.
Lecz co ? słyszę: w przysionku chrzęszczą mekintosze,
Ktoś nadchodzi! - to Baron - jakże? cenne zdrowie...
Niech siądzie! — cóż? nowego nam Baron opowie..."
★
„Depesza ta - co? mówi... może pomarańczę?...
Lub może wody z cukrem ?" — „Upadły szarańcze
W Grecji — na Cyprze brzeg się w otchłanie usunął -
W Cyruliku sewilskim występuje Pitta -
- Pomarańcza, jak widzę, z Malty - wyśmienita!"
„Może drugą?..."
*
„...i jakże Despotyzm ów runął??"
*
Lecz - właśnie anonsują eks-szambelanowę
Z synem przybranym — „Cóż pan mówisz na nepotyzm?
Chłopiec starszy od matki o rok i o głowę...
Właśnie nadchodzą...
...jakże? runął ów Despotyzm."
XCVII. FINIS
...Pod sobą samym wykopawszy zdradę,
Coś z życia kończę, kończąc - mecum-vade,
Złożone ze stu perełek nawlekłych,
Logicznie w siebie, jak we łzę łza, wciekłych.
Wstrzymuję pióro... niżeli... niżeli
Zniecierpliwiony się wstrzyma czytelnik:
Poszyt zamykam cicho, jak drzwi celi —
*
Tak Flory-badacz, dopełniwszy zielnik,
Gdy z poziomego mchu najmniejszym liściem
Szeptał o śmierciach tworów, chce nad wnijściem
Księgi podpisać się... pisze... śmiertelnik!
XCVIII. KRYTYKA
(WYJĘTA Z CZASOPISMU)
VM, złożone ze stu rzeczy drobnych,
Wyszło — kolega nasz (niespracowany
Krytyk) źle wróży z utworów podobnych!...
-Takowej wszakże dalecy odmiany,
W niespracowanym czasopiśmie naszym,
Zapowiedzianą przyszłością - nie straszym.
*
Literatura kwitnie - mamy dużo
Poetów - lubo są umysły pewne,
Które, zboczywszy, zboczenia też wróżą.
*
Wiersz - kwitnie u nas - kwitną rymy śpiewne
Woni rodzimej, jak zielona fletnia;
I czują u nas z dala wiew trucizny.
-Satyra wtedy Muzę uszlachetnia,
Skoro się głównie rzuca na obczyzny,
Naleciałości chore, z krajów owych,
Gdzie naszych wiosen brak konwalijowych!
*
Od jadu nawiań tych ogół bronimy
I chrześcijańskie oburzenie mamy
Dla sensu... zdradnie odzianego w rymy -
Kwilisz? poeto?... kwilże nad czasami,
Nad fatalnością... nad zbiegiem wypadków;
Łzę nawet kanąć możesz, jak łzę rosy,
Łzę safirową na safir bławatków,
Zefirem chyląc ku ziemi niebiosy -
-Płacz!!...
- lecz jeżeli ból jest gorzki?...
- niemniej
W książce on może brzmieć lżej i przyjemniej,
Rytm powodując dla słuchaczów miły
(Skąd nazwy Wieszczów-krzyża, lub -mogiły,
Co, w nawałności, lśnią nam z wierzchu Cyklad;
Tych - niechaj Autor używa za przykład!...).
*
Jak na Leandra czekająca Hero
Zapala światłość i nuci jej: „Prowadź!" -
Tak my - surowość, lecz i światłość szczerą,
Zwykliśmy dla piór obłędnych szafować;
Autor nie wie: że jedną literą
Zatracić można i można zachować!...
*
Poeta? - jeśli poetą prawdziwie
Żyć pierwej musi w tym samym żywiole,
Który rozlewa potem w swoim śpiewie.
- Nie mają tętna wymarzone bole,
Ni burz opisy przy biurowym stole...
**************************************
PS: Chwalić możemy niejedną końcówkę
Zaciętą kształtnie — druk broszury ditto
Można ją nabyć oprawną, lub zszytą,
Owdzie i owdzie — jedna za złotówkę.
XCIX. FORTEPIAN SZOPENA
Do Antoniego C
La musiąue est une chose etrange !
Byron
L'art?... ćest l’art - et puis, voila tout.
Bćranger
I
Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie
Nie docieczonego wątku —
-Pełne, jak Mit,
Blade, jak świt...
-Gdy życia koniec szepce do początku:
„Nie stargam Cię ja - nie! - Ja, u-wydatnię!..."
II
Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś - co chwila, co chwila -
Do upuszczonej przez Orfeja liry,
W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztery,
Trącając się,
Po dwie - po dwie -
I szemrząc z cicha:
„Zacząłże on
Uderzać w ton?...
Czy taki Mistrz!... że gra... choć - odpycha?..."
lII
Byłem u Ciebie w te dni, Fryderyku!
Którego ręka... dla swojej białości
Alabastrowej - i wzięcia - i szyku -
I chwiejnych dotknięć jak strusiowe pióro -
Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
Z słoniowej kości...
I byłeś jako owa postać, którą
Z marmurów łona,
Niźli je kuto,
Odejma dłuto
Geniuszu - wiecznego Pigmaliona!
IV
A w tym, coś grał - i co ? zmówił ton - i co ? powié,
Choć inaczej się echa ustroją,
Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją
Wszelkiemu akordowi -
A w tym, coś grał: taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiej,
Jakby starożytna która Cnota,
W dom modrzewiowy wiejski
Wchodząc, rzekła do siebie:
„Odrodziłam się w Niebie
I stały mi się arfą - wrota,
Wstęgą - ścieżka...
Hostię-przez blade widzę zboże...
Emanuel już mieszka
Na Taborze!"
V
I była w tym Polska, od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta, tęczą zachwytu —
Polska - przemienionych kołodziejów!
Taż sama, zgoła,
Złoto-pszczoła!...
(Poznał-ci-że bym ją - na krańcach bytu!...)
VI
I - oto - pieśń skończyłeś — i już więcej
Nie oglądam Cię — jedno - słyszę:
Coś?... jakby spór dziecięcy —
-A to jeszcze kłócą się klawisze
O nie dośpiewaną chęć:
I trącając się z cicha,
Po ośm - po pięć –
Szemrzą: „Począłże grać? czy nas odpycha??..."
VII
O Ty! - co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię Dopełnienie;
Te - co w Sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie...
O! Ty - co się w Dziejach zowiesz Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
I „consummatum est"...
O! Ty - Doskonałe-wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?... znak...
Czy w Fidiasu ? Dawidzie ? czy w Szopenie ?
Czy w Eschylesowej scenie?...
Zawsze - zemści się na tobie: BRAK!...
-Piętnem globu tego - niedostatek:
Dopełnienie ?... go boli!...
On - rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się - zadatek!
-Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta...
VIII
Oto - patrz, Fryderyku!... to - Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Dziwnie jaskrawa —
-Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo:
Owdzie - patrycjalne domy stare
Jak Pospolita-rzecz,
Bruki placów głuche i szare,
I Zygmuntowy w chmurze miecz.
IX
Patrz!... z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki,
Po sto - po sto —
-Gmach zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów — i oto - pod ścianę
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane —
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają... runął... runął - Twój fortepian!
X
Ten!... co Polskę głosił, od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wziętą, hymnem zachwytu -
Polskę - przemienionych kołodziejów;
Ten sam - runął - na bruki z granitu!
- I oto: jak zacna myśl człowieka,
Poterany jest gniewami ludzi,
Lub jak - od wieka
Wieków - wszystko, co zbudzi!
I - oto - jak ciało Orfeja,
Tysiąc Pasyj rozdziera go w części;
A każda wyje: „Nie ja!...
Nie ja" - zębami chrzęści –
*
Lecz Ty? - lecz ja? - uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: „Ciesz się, późny wnuku!...
Jękły - głuche kamienie:
Ideał - sięgnął bruku -- "
c.
NA ZGON
Ś.P. JÓZEFA Z.,
OFICERA WIELKIEJ-ARMII,
RANNEGO POD PARYŻEM,
JEDNEGO Z NACZELNIKÓW POWSTANIA
W POLSCE
Przedwieczny - którego nam odkrył Syn,
I o którym więc możemy mówić bezpiecznie,
Chociaż nigdy Go nie widzieliśmy -
Przedwieczny nie pragnie boleści tej,
Która osłupia serce ludzkie,
W wytrwały je zamieniając głaz.
Przenosi On ową raczej, która zwycięża
Siebie samą — i z pociechami graniczy.
Ucho Jego pełne jest Miłosierdzia,
Ani rade słuchać jęków człowieczych,
Lecz skoro się gdzie nadłamie trawa polna,
Upuszcza On na nią kroplę rosy,
Która, z tak ogromnego Nieba,
Utrafia na drobne miejsce swoje.
- Dlatego to w Epoce, w której jest więcej
Rozłamań - niźli Dokończeń...
Dlatego to w czasie tym, gdy więcej
Jest Roztrzaskań - niżeli Zamknięć;
Dlatego to na teraz, gdy więcej jest daleko
Śmierci - niżeli Zgonów:
Twoja śmierć, Szanowny Mężu Józefie,
Doprawdy, że ma podobieństwo
Błogosławionego jakby uczynku!
- Może byśmy już na śmierć zapomnieli
O chrześcijańskim skonu pogodnego tonie
I o całości żywota dojrzałego...
Może byśmy już zapomnieli, doprawdy!...
Widząc - jak wszystko nagłe rozbiega się
I jak zatrzaskuje drzwiami przeraźliwie -
Lecz mało kto je zamknął z tym królewskim wczasem i pogodą,
Z jakimi kapłan zamyka Hostię w ołtarzu.
KONIEC VADE:MECUM
EPILOG
Na wstępie do Vade-mecum skreśliwszy zarówno nierozwlekle, jak rzekomo, pojęcie nasze o obecnym stanie poezji, nie wahamy się dać tu miejsce Listowi następującemu, którego treść, lubo poufna, tym więcej jednakże należy do niniejszego zbioru, iż dziennikarstwo nasze nie zatrzymuje i nie obejmuje nigdy bieżących wrażeń, a przeto znane są nam tylko apoteozy pośmiertne i monumentalne owacje. Ukształcać zaś współczesnego sądu nie jesteśmy w możności - owszem, takowego unikamy przez drażliwość, zrazu oględną, potem systematyczną, a nareszcie nieszczerą.
DO WALENTEGO POMIANA Z.,
ZWIERZAJĄC MU RĘKOPISMA NASTĘPNIE WYSZŁE
W XXI TOMIE BIBLIOTEKI PISARZY POLSKICH
ABSURDITE - toute chose avancee par nos
antagonistes, contraire a notre routine ou au-
-dessus de notre intelligence.
Dictionnaire contemporain
I
Zaledwo się myśl tego wydawnictwa wszczęła
Pytasz mię, jak? je nazwać - PISMA, albo DZIEŁA? -
Jakbyś do obu nazwisk tajemne miał wstręty -
Pojmuję to, i wraz Ci odpowiem, Walenty!
-A naprzód: gdyby na myśl przyszło księgarzowi
Zebrać regestra, listy, notatki i kwity,
Którymi Voltaire (lubo pisarz znamienity)
Zaszczepić usiłował swemu powiatowi
Rękodzielnię-zegarków* - o! powiem Ci szczerze,
Iż książkę stąd powstałą, że taką agendę
Zwałbym DZIEŁEM, i więcej, że jest dziełem, wierzę,
Niż mnóstwo innych, których i zwać tu nie będę.
* I. Promethidion: dialogi o sztuce. 2. Pisemko O sztuce. W pierwszej z tych dwóch książeczek zapowiedziane
było w formie dialogu to, co drugiej stało się powodem!... - Dziś nastąpiły już faktu i pokryły polemikę.
-Tak samo: nie tragedie rozwlekłe Byrona
Dziełami jego nazwałbym, lecz te namiętne
Powiastki greckie, których nić u jego łona
Snowała się, a strofy ulatały smętne,
Jak duchy, którym wcieleń czas odmówił chyży,
I płaczą, że nie były armii-bulletinem,
Kochankiem, bohaterem, męczennikiem - czynem -
Że czas skąpił im gwoździ i drzewa do krzyży...
-Jakkolwiek co innego z tragedią Shakespeare'a:
Dramy jego - są dzieła; i u Danta niemniej
Pieśń dziełem jest, na pozór calej i przyjemniej
Zamknięta, i dzwoniąca rytmem w krąg jak sfera.
- Owszem: im większy sztukmistrz, tym słowo a dzieło
Bliżej się (nie w bliźnięcy) w trzeźwy uścisk wzięło,
I jedno znasza drugie, posiłkując wzajem,
Jak prawo, gdy przekwitnie ludu obyczajem.
Zwij więc, jak chcesz? - Współczesność minie niestateczna,
Lecz nie ominie Przyszłość: Korektorka-wieczna!...
..................................................................................
*
Powiem Ci tylko, ani ukryć się poważę,
Co? myślą, gdy wyrzecze kto słowo: Poeta!
Im zdaje się, że dziewięć panien kałamarze
Noszą mu, a warkocze każdej jak kometa;
A wzrok? - jak nieba lazur, lub noc południowa;
Szaty? - jak obłok; poszept? - jak mgła porankowa;
Że jaw, że jawu złoty wół i lew miedziany,
I że niedoperz-dziejów, którego wciąż głowa
Dysze, a tułów bywa co wiek wypychany;
Że płowy lampart, tudzież innych bestyj stado,
Mijają go! - że łacno do stóp mu się kładą...
Więc czoło wieszcza - taką otoczone szczwalnią -
Są, którzy chłodzić radzi słowem przyzwoitym,
I myślą, że sprostują Cię i u-realnią,
A ty, przy owym cierpiąc, cierpisz jeszcze przy tym.
- Jakoż, gdyby Mickiewicz, po owych już wstrętach
Za-panowawszy, gdyby nie zostawił wieści
O krytykach warszawskich i o recenzentach*,
Niejeden dziś z objętych w pisma tegoż treści,
Niejeden z onych, którzy żółć mu nieśli zgniłą,
Przeczyłby: „Jako żywo! (mówiąc) tak nie było,
Wcale nie! - uczciliśmy poetę, aż miło!
I żaden wiersz Adama, boleścią wyparty,
Nie spotworzył się, prawdę zapisując w karty,
Ni gdzie w poety szale ulgi szukał człowiek.
Czytelnik to połyka, odkupuje to - Wiek...
Nie! - wcale grzechu tego nie mamy na sobie,
Składka jest - jest i posąg-i kwiaty na grobie."
O krytykach i recenzentach warszawskich - pismo śp. Adama Mickiewicza, zakończone tymi słowy:
zczęśliwi! Pisałem w Petersburgu etc."
Podobnież Juliusz, gdyby w Beniowskim lub w owych
Feuilles-volantes* nie zostawił o współczesnych śladu,
Że nie on, owi raczej przy zmysłach niezdrowych
Będąc, nadziei jednej szukali - z nieładu!
Aż po niemałej trudów i bolów kolei
Przypomnieli nareszcie... potrzebę-Idei! -
Czy mniemasz? że ciż sami dziś by nie głosili:
„Jako żywo!!-mniej więcej Juliuszaśmy czcili!"
Również - gdy mam już prawdę mówić tym Ichmościom -
Zgon Zygmunta toż winien „Polskim Wiadomościom"**,
Inaczej bowiem: „Owszem! - rzekliby - przy zgonie
Czuliśmy blask, co jego usłoneczniał skronie,
Rok żałoby, jak Grecja, nosząc, po Byronie!"
A kto by śmiał zaprzeczyć, byłby to już istny
„Machiawel i demagog, i człowiek zawistny!"
Więc - z tego wniosek, ile? rzeczą jest poczciwą
Różę zwać różą, tudzież pokrzywę pokrzywą;
Ani że głosić zdrajcą godzi się człowieka,
Który mówi, iż gwóźdź jest podobien do ćwieka,
I, w Chrystusowe wierząc szczerze człowieczeństwo,
Wielbi gwóźdź, wcale drugim nie rając męczeństwo,
Głosząc przy tym, iż śmierci zniknie z czasem skaza
Przez zwycięstwo, wszelako, że gwoździe - z żelaza!
* O potrzebie-idei - proza Juliusza Słowackiego, tudzież inne feuilles-volantes, w których powiada: że rodacy tak dalece Ideę lekce-ważą, iż życzyliby sobie, ażeby Lord Palmerston sam, własnymi rękoma, bomby rzucał na mury chińskie, nie zaś myślą stanu wojnę czynił.
** „Wiadomości-Polskie" - numer pisma, w którym jest doniesienie, jak? była uszanowaną chwila zgonu świętej i coraz wiekopomniejszej pamięci największego poety czasu swego, Zygmunta Krasińskiego - co wszelako następnie wraz się zatarło i pokryło.
Otóż - tych rzeczy wcale ubarwiać nieskory,
Marzyłem o powieści bynajmniej okaźnej,
A która działaby się prozaicznej pory,
Nie czasu fantastycznej doby, niewyraźnej;
Nie czasu świtów mgławych, czerwonych zachodów,
Co dziwne tła dla ludzi mają i narodów.
I chciałem właśnie ową-że wykazać prozę,
Której się pisarz dotknąć uważa za zgrozę!
W pałace z tęcz, w tęcz szlaki wabiąc czytelnika,
By mu się świat tam zamknął, gdzie książkę zamyka.
- Owszem więc, mój bohater - i jeden, i drugi -
Wielkich nie czynią rzeczy, to zaś ich spotyka,
Co ludzi miernych albo małoznaczne sługi.
Homo-Quidam, z wejrzenia coś do ogrodnika
Podobny... (acz przez łzawe oczy Magdaleny
I Chrystus Pan nie większej wydawał się ceny,
Ani się jej jak Jowisz nagle stawił Stator,
Ani jak mąż wielmożny i rzymski senator).
To więc w nawiasie kładąc, dodać mam niewiele,
Jedno iż do dziś jeszcze mądrość nasza cała
Składa się z greckiej, rzymskiej i tej, co w Kościele
(A która przez żydowski ród nam się dostała) -
Zaś Artemidor Grek jest i Zofia z Hellady,
Mag z Izraela . - Młodzian? co upada blady
Pomiędzy tłumem, wszystko miał na bohatera!
Lecz prawdy chciał i, idąc za mistrzami w ślady,
Tuła się - i fatalność jakaś go obdziera,
Trud-współczucia zawodów nastręcza obficie,
Ten i ów, nim mu prawdę da, zabierze życie;
I pięknym będąc, nie jest ukochan od onej,
Miękkością popsowanej, a rytmem natchnionej,
Która ma wiele z Grecji, lecz perska tkanina,
Azjacki płaszcz, jak wężów ob wij a ją ślina.
- I, jakby nie czas już był na miłość, mój młodzian,
Wywróconego kosza kwiatami przyodzian,
Przypadkiem więc pogrzebion, jak zabit przypadkiem
W miejscu, gdzie go sprzeczności zawiodły przypadki,
Prawdy nie znając (lubo może jej był świadkiem),
Bohater! a za pole bitw cóż znalazł?... jatki!
Miałżeby to być przeto obraz pokolenia,
Co w wilię chrześcijańskiej prawdy objawienia,
Między zachodem greckiej i żydowskiej wiedzy,
Dziko rośnie i ginie jak zioło na miedzy,
A za patronów jeśli w niebiosach ma kogo,
To chyba rzezi ciosem duszki wypędzone
Z ciał, które żołdak rzymski popychał ostrogą,
Przed-męczeńskie i w wieków wieki uwielbione.
.........................................................................
II
Tego, coś dotąd czytał, pisać miałem wstręty,
Przeto iż chemią trąci - trąci alembikiem -
I jest, jakobym w bajce handlował bydlęty,
Wołając: zapęd głupi nazywam tu dzikiem;
Wół z rogi złoconymi? - jest bursowy cielec;
Żołądek ? - jest publiczność; doktryner? - widelec.
- Któż by chciał tak wycinać w pień gaje majowe,
By widz leniwy, w stronę pozierając owę,
Coraz to nowszy przedmiot odbitym czuł w oku,
Nie domyślił się ruszyć - i umarł... w szlafroku!
Ale widziałeś! - ale dotknąłeś rękoma
Publiczności-prywatnej - ile? nieruchoma!
I jako, z autorem gdyby który raczył
Nieco się współ-utrudzić, pierwej by z-rozpaczył,
Aż przyjdzie czas nie bardzo i wiele czekany,
Gdy jako za Shakespeare'a dni, iż był nieznany,
Wołano, z koni ciężkich zsiadając o mroku:
„Wiliam! potrzymaj strzemię!" –
„A! z którego boku?"-
„Cóż? będę z lewej strony zsiadał - czyś oszalał?
Nierozgarnięty chłopiec! lub wódką się zalał..."
I Shakespeare stąd, gdy stylu jasnego kryształy
Przejmie, Falstafów lepsze poda ideały!
I będzie postęp wielki w grubijaństwa stronę,
Jakkolwiek by je cudza słodziła ogłada,
Kupiony polor wdzięczył, guziczki złocone,
Ton obcy, który zawsze - czyj jest? - się wygada.
A skoro przez lat wiele cichości i nocy
Pisarz jaki zacniejsze poczucia rozbudzi,
I poczną drgać nasiona - czy kamienie w procy ?
Czy serca ? - ku wskrzeszeniu poruszonych ludzi,
I on, od niwy własnej wezwany poszeptem
Żywiołów: „Jestem!" - rzecze: nazwą to konceptem.
A choćby rzekł: „Męczeństwo prawdy jest świadectwem,
Bez względu, czy toporem? krwią? czy jakim śledztwem?
Znaczone - czy ? obelgi pogodnym prze-życiem" -
Katechistyczną nocję tę nazwą: odkryciem!
Jest bowiem męczennika palmy nadużyciem
Nie być wymalowanym z suchotniczą twarzą,
Na węglach, które, iż są gorejące, parzą!
(Indyjskie to-o ile boli; ile łudzi?-
Francuskie; a o ile ułomne?-to, ludzi!)
-1 koniec jest: że marność ta, pod dni ostatnie
Zygmunta, gdy rozrywał skrzydłami tę matnię,
Na wpół już ulatując; że ta powiatowość
W imię kapusty (rzeczy skądinąd wybornéj)
Pozwie go, iż pominął swoją narodowość,
Człekiem ? że był zanadto, że minął grunt orny,
Brzozy płaczące, bydła wracające trzody,
A szukał Polski kędyś pomiędzy narody,
Gdzieś - u świętego Piotra grobu, lub w Nowinie
Apokalipskiej... perły że rzucał ...........
III
O! tak, o! tak, mój drogi... czas idzie... śmierć goni,
A któż zapłacze po nas - kto? - oprócz Ironii.
Jedyna postać, którą wcale znałem żywą,
Pani wielka i zawsze w coś ubrana krzywo,
Popioły ciche stopą lekką ruszająca,
Z warkoczem rudym, twarzą czerwoną miesiąca.
Ta jedna!... A cóż więcej Ci powiem na wstępie?
Oto, że w świat wchodziłem, gdy w największej sile
Poetów trzech (co właśnie zasnęli w mogile)
Śpiewało!- że milczałem - i znów pióro strzępię,
Jak kłos o sierpu ostrze; a powiedz mi, proszę,
Kto przy mnie jest, i fałsze wyrzuca macosze ?
Owszem: quantumque reges delirant, Achivi
Plectuntur... i jest w błędzie, kto się temu dziwi.
- Jako więc, w świata tego którejkolwiek stronie,
Na mchu jeśli w odludnym przylegniesz parowie,
Planeta Ci się zaraz pod Twe małe skronie
Zbiega, i czujesz globu kulę za wezgłowie -
Tak, mówię Ci, że skoro istota Poety
Zebrać u piersi swoich nie umie planety
Całego chóru ludzkich współ-łez i współ-jęków,
Od ziemi do macicy tej najwyższych sęków,
Od karła do olbrzyma, od tego, co kona,
Do tego, co zawisnąć ma jutro u łona,
Zaiste, niech mię taki nie uczy, co ? jasne,
A co ciemne ? - on ledwo że wie, co przyjemne!
Bo jam nie deptał wszystkich mędrców i proroków,
Ale mię huśtał wicher, ssałem u obłoków
I czułem prochów atom na twarzy upadłej.
Sfinksy znam, czerwieniły się skąd ? czemu bladły ?
Boga? - że znikający nam przez doskonałość -
Nie widziałem, zaprawdę, jak widzi się całość,
Alem był na przedmieściach w Jego Jeruzalem:
W wodzie obłoków krzyżem pławiąc się czerwonym,
Zwierzo-krzewowe psalmy mówiłem z koralem,
Z delfinem - pacierz, z orłem? - glorię - uskrzydlonym...
I właśnie, gdy rzecz wszczynam poziomego toru,
To nie przeto, ażebym sługą był wyboru,
Lecz że mię wciąż dolata trumny zatrzask nowéj.
Dziennik donosi: „Ten się struł, zabił się owy:
Pracował w Ossolińskich Księgozbiorze sporo –
Zbyt czuwał - konstytucję nie dość krzepił chorą...3'*
* Felicjan Łobeski (pisarz-malarz), a następnie i ten, do którego niniejszy list był pisanym!... Przyczyna tragiczna, dla której wiersza tego nie położyło się na wstępie do przypowieści Quidam: raz, że za- legał list ten w papierach zgasłego; drugi raz, że boleśnie było przez długi czas do rękopismu tej treści, i treści naprzód określonej, zbliżać się. - C. N.
...................................................................................
Prawda! prawda! lecz jakżeż może być inaczej ??
Skoro, na grobie każdym rozwartym z rozpaczy
Porzucawszy gałązki, zasłonicie przepaść,
Mówiąc: „Idź... uszczknij listek!" - ale któż ci powie,
Że się załamie ziemia, i nie możesz nie paść
Nogą na obróconej ku niebiosom głowie --
Owszem - tę prawdy stronę uważając za rdzę,
Malowany samotrzask zastawią ci w rowie,
Na korzyść serca...
.. .sercem tym - szkołą tą - gardzę!
[1859]
DODATEK DO «VADE-MECUM»
Ostatnie redakcje i ostatnie wersje
dziesięciu ogniw „Vade-mecum"
Redakcje próbne złożone są kursywą
W OGÓLNIKI
1
Gdy z wiosną życia, jak motyle,
Poi się jej tchem duch Artysta,
Głosić mu wolno tylko tyle:
„Ziemia - jest krągła - jest kulista/"
2
Lecz skoro puchy kwiatów zlecą,
Nawalne gdy przeminą deszcze,
Wtedy dodawać trzeba jeszcze :
„U biegunów - spłaszczona - nieco..."
3
Ponad mnogie wasze uroki,
O ! Poezjo, i ty, Wymowo,
Pozostanie jeden - wysoki:
*******
Odpowiednie rzeczy dać - słowo!
W [VI. W WERONIE]
Nad Kapulettich i Montekich domem
Spłukane deszczem, poruszone gromem
Łagodne oko błękitu --
Patrzy - na gruzy połamanych grodów,
Na obalone furtki do ogrodów,
I zrzuca gwiazdę ze szczytu.
Cyprysy mówią: że to dla Julietty,
Że dla Romea łza to, znad planety,
Spadła - i w groby przecieka --
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie są łzy, ale że kamienie,
I że nikt na nie nie czeka!
W Weronie,
w nocy roku arcydawnego
pisał był
sługa
W VII. ADDIO !
1
„Mnie jeśli szukasz? -Prawda zawoła -
To z namiętnościami czasowemi
Rozłącz się, synu ziemi!
Nie dojrzałbyś i cieniu mego zgoła..."
2
Silna na to krzyknie Popularność :
„Chodź ! z namiętnościami czasowemi
Złącz się, opieszały synu ziemi.
To ja czynność jestem - słowa są marność !"
3
Mamże obie * prosić? - do widzenia!
Sny na mech mnie wołają cmentarny ;
Ani widzieć chcę Prawdy marnej,
Ni Popularności, bez sumienia.
W VIII. LIRYKA I DRUK
1
„*Miłosny - mówi - śpiewać począłem rym..
Kogóż to ty oszukasz?
Nie czuję strun, drżących pod palcem twym:
Jesteś zaledwo drukarz !
2
Liry - nie wiń, że ona
Do przygrawek!... że w pieśni wtórą!
Ona jak żywemu orłu pióro:
Aż z krwią, nierozłączona !
3
O! niechże słów żar, niech treści rozsądek,
I niech sumienia berło -
W muzykalny złączą się porządek
Słowem każdym, jak perłą.
4
Wtedy poznam, przez drżące powietrze
Pod gestem ręki próżnéj,
Że od widzialnych strun - struny letsze
Są - że lir rodzaj różny...
W [IX.] CIEMNOŚĆ
1
On skarży się na ciemność mej mowy -
Czy choć świecę raz zapalił sam?!
Sługa mu ją wnosił pokojowy
(Wielość przyczyn tak ukryto nam).
2
Nić, objąwszy iskrą, zrazu płonie,
Zalewa wosk, który górą wstawa.
Gwiazda jaśni powoli tonie,
Modra światłość jej i bladawa.
3
Już, już myślisz, że zgaśnie - że z dołu
Ciecz rozgrzana wszystko pochłonie -
Wiary trzeba, nie dość skry i popiołu:
Dałeś wiarę... patrz, patrz, jak płonie!
4
Podobnież są i pieśni me - o! człowieku,
Który im chwili skąpisz marnej -
Nim, rozgrzawszy zimnotę wieku,
Płomień błyśnie ofiarny!
1877
XXIV. SIEROCTWO
1
Słychać, że Postęp bogaci nas co wiek :
Słyszeć to arcymiło i przyjemnie;
Aliści co dnia mniej cieszę się ze mnie,
Śmiertelny człowiek !
2
Odkrywający?... wciąż dąży do słońca,
„Czekajcie ! - radząc pokoleniom - bowiem,
Gdy szereg odkryć mych spełnię do końca,
Prawdę (-) powiem /"
3
Zakrywający?... pociesza inaczéj:
(- -) mu łez zdrój łub krew - odpowiada :
„Nie tym się martwić *trzeba, cóż? to znaczy !...
Deszcz może pada.'"
4
Dwie, a tak błogie, mając opiekunki,
()
Gdyby glob nie byl ramieniem piastunki
A [XXVIII.] ECHA-CZASU
Na Filozofię Moralność się gniewa,
Gdy na Moralność Filozofia, niemniej
Swarliwa, ognie i dymy wyziewa -
Skąd na raz bywa i jaśniej, i ciemniej!
„Słysz!... - Filozofia woła - jam jest, która
Bez Moralności praktyk się obchodzę."
„Jak ja - bez ciebie!" - odkrzyknie jej wtóra.
......................................................................
A „Milczcie! - zawoła ktoś - kijem was zgodzę,
Albowiem wczora mnie się syn narodził;
Gdyby więc swar wasz potrwać miał tak długo,
Jak długo syn mój do szkoły by chodził,
To - minąłby się i z jedną, i z drugą!"
Tu obywatel pełen poświęcenia
Doda: że „Postęp wiedzy jest przed wszystkiem
I że nie ma co szczędzić pokolenia!..."
(Lub, w braku zasad, wyprawić je z świstkiem!)
W XXXVI. POWIEŚĆ
I
Opiszę najprzód mego bohatera,
Jak wchodzi do szkól i chłostę pobiera:
Z zadowoleniem wielkim czytelników,
Przeczuwających powieść malowniczą,
Obrazów pełną flamandzkich: jak krzyczą
Jedni, a drudzy śmieją się otwarcie,
Z prawdy że będzie tchnienia ślad na karcie,
I że się będzie sam przezierał cały
Tom, choćby oczy weń patrzące spały.
II
Zrobię i małe, acz rzewne zboczenie,
Wracając na wieś mego bohatera;
Opiszę kuchnię - sosy i korzenie -
I jak hydromeł złoty się podbiera,
Pannę ośpiewam, jak łzy swe ociera,
Potem znów ucztę i znów rozrzewnienie
III
Końca takowej nie dam odysei,
Przeprowadzanej wciąż przez pokolenia ;
Wiersz każdy z wierszem, jak krańce alei,
W perspektywiczne z-wieją się odcienia,
Lipowym z góry osypując kwiatem
Przechadzające tam i sam istnienia -
Z dala za smętnym i *.... światem.
IV
I -jako w Danta piekle narodowym
(Więcej toskańskim niż stara Florencja!),
Tak w mojej pieśni, zamiotem wirowym,
Zbierze się cala poezji esencja -
Czytelnik kichnie?... niechże będzie zdrowym!
(Z tego jest morał: respekt, bo atencja...)
V
Lecz ! - pod stopami drżą mi sarkofagi,
Wzdryga się niebo, piorun się rozlega -
Że - pióro więcej miałoby powagi
Bielejąc martwo gdzieś u stawu brzega !
Tam-podjąłby je dziki chłopiec nagi,
Nie - ukształcony autor... kolega!...
[LXVII.] DZIECIĘ I KRZYŻ
1
Ojcze mój! twa łódź
Wprost na most płynie,
Maszt uderzy... wróć...
Lub wszystko zginie...
2
Patrz, jaki stąd krzyż,
Krzyż niebezpieczny...
Maszt niesie się wzwyż,
Most mu poprzeczny...
3
-Synku! trwogi zbądź,
' Znak to zbawienia!
Płyńmy, bądź co bądź...
Patrz, jak się zmienia:
Oto - wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo.
*
-Gdzież podział się krzyż?
*
- Stał się nam: bramą.
W[LXXXIII.] SZCZĘŚLIWY
1
Do uczty gdy z gwarem siadano za stół
Mnie jednemu zbrakło siedzenia -
Tłumaczy to zwyczaj, bym za złe nie wziął,
Mówiąc: iż taki traf ożenią...
2
Więc toast podniosłem, lecz stało się znów,
Iż wlano mi ostatek wina -
Tłumaczy to zwyczaj jak fawor u wdów,
Lub że można mieć przeto syna!
3
Płynąłem za morze, skąd puszcza ktoś wieść,
Że się rozbił okręt i w podróży -
Tłumaczą to różnie, lecz jedna jest treść,
Która długi i cny - żywot wróży.
4
Sens tego, iż arcyprzewrotnym jest świat,
Bo gdy nie ma miejsca - to cię żenią...
A kiedy pogrzebią - dodają sto lat!
A gdy zapominają - to cenią!