Z «ODYSEI» HOMERA
WSTĘP
Kiedykolwiek zdarzyło mi się wziąść do ręki Homera, a spostrzegłem kilka kartek WSTĘPU, wydawało mi się to więcej niż zabawnym!
To mi się wydawało tak, jak gdyby kto, przy szerokiej szybie kryształowego okna stanąwszy, uczynił naprzód przemowę, że on chce otworzyć okno i okazać widok okolicy...
Homer jest naturalnym... oto i wszystko! I to wystarczyłoby zupełnie, gdyby ten wyraz „naturalny” nie był - przymiotnikiem! Ale! ten wyraz „naturalny” - i jest, i był, i będzie wielkim utworów ludzkich przymiotnikiem... I tu leży zarazem cała tajemnica sztuki i jej ustawna trudność.
*
Czy się można nauczyć naturalności??... to pytanie, którego zupełnej tajemnicy otworzyć niełatwo. Można jednak powiedzieć, że u Homera naturalność ma bardzo potężne dwa źródła. Z jednej strony techniczne: ponieważ rapsodie z ust do ust przechodziły i każdy śpiewający uwłaszczał się w nie, przeto robiło się z używanym często rymem to, co staje się z doręczliwością używanych dobrze narzędzi, które się z czasem w-rękojmiają w gesta człowiecze i jakoby organami żywymi stają się naturalnie.
Ze strony drugiej: głównym naturalności powodem było, że u Homera, od zenitu aż do ostatniego ziarnka piasku, wszystko powzajemniało się. Niejeden wielki bóg był tak człowieczym, iż mógł się zapomnieć przy obiedzie. Tudzież i odwrotnie: wszystko ludzkie tak znowu boskim było, że w rapsodii XVII mówiąc, boski Homer, o pasterzu trzody królewskiej Ulissesa, odzywa się w sposób bardzo niełatwy do wytłumaczenia wiernie po polsku - albowiem mówi: „To gdy rzekł boski-pastuch świń...” itd. Płytko, wszelako, byłoby myśleć, że to już było całą cechą religijnej wiedzy, i byłoby to ześlizgać się po zewnętrznej plastyce pojęć.
Dlatego rapsodyści, śpiewając Homera, zawsze i tłumaczyli go. A była to cała osobna umiejętność. I to tak dalece, że Homer należał do nabożnych ksiąg, a w chwilach życia trudnych i wątpliwych brało się Epopeję i rozkładało się ją na traf, macając palcem, które? parę wierszy ujmie ręka jako słowa wyroczne?*
* Jeszcze Sokratesowi przed śmiercią dwa wiersze z Epopei służą za nieomylną przepowiednię.
Przyczyna tego leży w przymiocie osobnym, który nazwać tylko można by - pewną przezroczystością teologijną każdej karty Homera. Dlatego-to niektóre tłumaczenia są zaledwo przetłumaczeniem tego, co jest - można by powiedzieć - na jednej stronie karty obustronnie zapisanej. Naturalnie, że tym sposobem traci się pół książki!
Na przykład: Minerwa w rapsodii I-ej przybiera cudzą postać i - jako bogini - płynnie kłamie... ale kiedy tak kłamie i dochodzi do interesu swoich kłamań, natychmiast się, sama nawet Minerwa, zaczyna jąkać i przepominać toku swoich periodów. To... jest rozrzewniające! - a tłumacze to bierą za zaniedbanie rymu.
Taka to niemniej teologijną przezroczystość utworu, na obyczaju żywym ludu upostaciowanego, czyni, że tam w każdym nędzarzu i tułaczu obcym podejrzewało się najprzód, czyli on nie jest z Boga?... Nie można było ugościć nikogo, zapytując naprzód: kto jest przychodzień? - ale dopiero skoro się w nim uszanowało boskość, zestępowało się do ludzkich pytań. I to się nazywało gościnnością, a policzało ją dlatego właśnie między nabożne praktyki i cnoty. Jakiegoś „ostatniego człowieka!” nie było u Greków Homera! - zawsze on był pierwszym, to jest boskim.
Jeżeli więc pisarze kształtni myślą sobie: że owa wielkość-stylu i naturalność, która dozwala nie znać nic poziomego i nic niegodnego, pochodzi z umiejętności jakiej rzemiosła pisarskiego - tedy bardzo się mylą... mylą się o całe niebo i o całą ziemię... Tajemnica tego polega raczej na tym: że Homer nie znał parafiańszczyzny, a przeto trywialności, i że on znać ich nie mógł dla tego powodu, że wszelkiego człowieka uznaje „boskim”! I dlatego-to boski Homer jest naturalnym.
Pisałem 1870, stycznia
RAPSODIA I
Śpiewaj, Muzo! płodnego w wynalazki Męża,
Który, acz święte Troi okopy zwycięża,
Długo jednakże błądzi, długo zwiedza kraje
Różnych ludów: ich miasta, prawa ich poznaje.
Cierpiał on wiele w sercu swym na zdradnej fali,
Co i jednego rzadko rozbitka ocali:
Rzadziej!... gdy się ów troszczyć rad o społeczeństwo,
Iż większą liczbę własne pochłania szaleństwo.
O! bezpomni!... Bóg słońca, syn Hyperionowy,
Pomścił się na nich stada-rogatego głowy,
Powrotu dzień odjąwszy za jeden kęs strawy:
Córo Jowisza! spowiedź... choć cząstkę tej sprawy.
*
Dawno inni, tragicznych uniknąwszy zgonów,
Z dala bitew i morza - u własnych zagonów
Spoczęli... Sam on jeden, po dwakroć stęskniony,
Nadaremnie Ojczyzny wyglądał i żony.
- Nimfa, pomiędzy-boskie-pełna-majestatu,
Kalypso, w głębi jaskiń ukryła go światu,
Chcąc, ażeby jej został małżonkiem na zawsze.
Lecz czas kołem w bieguny zatoczył łaskawsze
I w te kresy, co z dawna zaznaczyły bogi,
By wrócił do Itaki, w ojczyźniane progi.
Alić i tam bez walk on nie został. – Dopiero
Wszystkie się bóstwa nad nim w jedną litość zbierą,
Krom Neptuna, którego gniew ciągły zapala
I jeden Ulissowi wrócić nie pozwala.
*
Alić Neptun nawiedził Etiopię daleką...
(Jest to kraj, gdzie zapada firmamentu wieko
I gdzie lud na dwie części swą rozdziela ziemię:
Pomiędzy plemię wschodnie a zachodnie plemię.)
Tam bóg syci się dymem hekatomby, która
Pomięszała krew jagniąt z krwią dzikiego tura.
Natomiast bogi inne na Olimpu szczytach
Goszczą, w Jowisza gmachu, który, na zenitach
Człowieczeństwa i bóstwa władnąc jednakowo,
Do zgromadzonych w kole pierwszy bierze słowo.
Spomniał albowiem piękność Egista, jak kona
I jak ubił go świetny syn Agamemnona,
Czego obraz że pamięć przywodzi mu żywa,
Tak się do nieśmiertelnych Jupiter odzywa:
„O! jak bez-rozumiale szemrzą przeciw bogom
Ludzie - nie przysądzając zła własnym nałogom,
Lecz nam... i jeszcze cierpią na urągowisko
Praw, których gardząc siłą wzywają nazwisko.
Wszak nie inaczej Egist wziął żonę Atryda
Mężobójstwem; acz spomnieć mógł, iż zło się wyda.
Merkur sam z przestrogami naszymi doń śpieszył.
On, co niegdyś, Argusa gromiąc, pierś mu przeszył,
On uczył, że wyroki dojrzeją w Oreście,
Gdy dorośnie, gdy stanie w rodzinnym swym mieście,
Czego atoli Egist że nieskoro słucha,
Ciosem jednym postradał małżonkę i ducha.”
Tu Minerwa - bogini safiroźrenica –
Przerwie: „Sprawiedliwości wszelkiej jest granica,
Najwyższy Ojcze, synu samego Saturna!...
Podobną zbrodnię zemsta niech króci powtórna:
Lecz mnie rozdziera serce, gdy mąż bez przygany,
Jak Uliss... tyle znosi! losem urągany,
Na morzach, i to jeszcze gdzie sam środek fali
Głównym się węzłem wrzątku swojego krysztali.
Wyspa jest ówdzie, borem kryta: tam w jaskini
Mieszka dzikiego córka Atlasa, bogini,
Córka boga, któremu znane są otchłanie
Mórz i sam sklep niebieski winien utrzymanie.
Ona-to żeńskiej sztuki używa wszelakiéj,
By tęskny jeniec wreszcie zapomniał Itaki!
Lecz on umarłby chętnie, gdyby w zgonu chwilę
Widział choć dym kominów znajomych mu tyle.
Acz i to serca twego nie wzrusza, o! Panie
Olimpu: jakby Uliss zasłużył wygnanie,
Ani się ofiarami zalecał swojemi
Przy argijskim okręcie, na trojańskiej ziemi.
Czymże? mąż, który serce i ramię ma dzielne,
W równi z niecnym zasłuża gniewy nieśmiertelne ?”
Tu Jupiter, któremu chmury się piorunią,
Rzecze: „Cóż to dziecinne usta twe seplunią?...
Jażbym kiedy boskiego Ulissa zapomniał,
Który nie tylko wiedzą śród ludzi z-ogromniał,
Lecz i przestronne niebo napełnił kadzeniem
Bogom, co się odziały niebieskim sklepieniem?
Lecz niemniej Neptun ziemię falami otoczył -
A Uliss w czaszce jego Cyklopa się broczył
I oślepił mu wielkie czoło Polifema,
Któremu równych między Cyklopami nie ma,
Bowiem idzie on z rodu samego Neptuna
Przez Toosę, córkę króla, gdzie wielka laguna.
Stąd-to Neptun, choć stracić Ulissa nie może,
Między nim a Ojczyzną rozbałwanił morze.
Atoli Olimpijskiej wyrokiem narady
Gdy się Ulissa poprze, on ujdzie zagłady,
Ani co Trójzęb zdoła sam, lecz gniewu zwolni,
Skoro się bogów mnogie uznanie zespolni.”
K'temu błękitnowzroka bogini, Minerwa,
Rzecze: „Niech już zbyt długa nie uwłóczy przerwa
Takowego wyroku, lecz stawa się czynem...
(Ojcze! któryś samego Saturna jest synem),
I jeżeli zaprawdę to po bogów myśli,
By raz już wrócił Uliss, Merkurego wyślij
(Który zgromił Argusa) - każ, niechaj Merkury
Leci i dotknie stopą Ogygijskiej góry -
I tchem jednym nasz wyrok poniesie bogini,
Która warkocze jasne z włosów długich czyni,
By tak ona, jak Uliss wreszcie się dowiedział,
Zakreśloną że dobę wygnania przesiedział.
Ja synowi Ulissa pójdę w piersi włożyć
Moc ducha, by się nie dał lada czym zatrwożyć.
Chcę - by obfitowłose zebrawszy Acheje,
Przedstawił im publicznie żal swój i nadzieje,
I jako zalotników natrętna gromada
Krętorogie mu tryki rżnie i woły stada.
Po czym wyszlę go jeszcze do Sparty, do Pylo,
By brał o Ojcu wieści, badał, jeśli mylą?
I sam przeto, własnego używszy rozumu,
Tej nabrał dostojności, co wyróżnia z tłumu.”
To gdy rzekła, pod stopę podsunie sandały
Nieśmiertelne, lecące, gdzie chce, lotem strzały,
Całe wytworem złota urobione giętko,
Ponad ziemie i morza, rzutkie jak wiatr, prędko.
Bierze i włócznię swoją walną, która grotem
Brązu gwiaździ, a łamie bataliony grzmotem,
I chorągwie, i wodze nieraz z ziemią równa,
Skoro swe ku nim zmarszczy czoło... Jowiszówna!
Tak zaś z Olimpu szczytów gdy mknęła - już stawa
W Itace - już w przedsieniach Ulissa, gdzie wrzawa,
Sama, z brązową włócznią, lecz wziąwszy pozory
Wodza Taffianów, Menta...
...Onej właśnie pory
Dziewosłębni śmiałkowie w przysionkach siedzieli
Na skórach wołów, które pierw oburącz cięli,
I bawili się graniem w kości - zaś służebni
Starsi i rącze chłopcy, w goszczeniu potrzebni,
To leli wino w kruże, to, gąbki z-brzmiałymi
Stoły omywszy, biegli z przekąski smacznymi,
Ustawiając potrawy ponętnie i czysto
I wszelką służąc rzeczą, mięsiwem rzęsisto.
Telemak, sam że prawie podobny do bogów,
Pierwszy boginię zoczył stojącą u progów,
Właśnie gdy siedział smętny między zalotniki,
Marząc, by kiedyś rodzic weszedł w te okrzyki,
Uznał syna, powrócił prawe obyczaje,
Za wszystkie progi domu wyrzuciwszy zgraję.
Stąd-to on dostrzegł Pallas - wstał i prosto idzie
W głąb przysionku, gdzie stała oparta na dzidzie,
Oburzony uczuciem szlachetnego sromu,
Iż czasu tyle gość mógł czekać w progach domu!
Skoro zaś przy niej stanął, wziął rękę jej prawą,
Przejął włócznię brązową - i głosem nad wrzawą
Panującym rzekł: „Gościu! przyjmij pozdrowienie.
Naprzód uczczonym będziesz - potem i jedzenie
Zechcesz spożyć... dopiero, o ile się godzi,
Powiesz, coś zacz? czym służyć? i co cię przywodzi?” –
A to rzekłszy, szedł naprzód. - W Telemaka ślady
Stąpały kroki gościa, Minerwy-Pallady.
Aż gdy weszli do wnętrza siedziby spaniałej,
Telemak poniósł włócznię, gdzie inne już stały
Ulissesa pociski, przy wielkiej kolumnie,
Powspierane na gwoździach krzywionych rozumnie;
Gdy zaś boginię powiódł dalej ku tronowi,
Podesłał dywan, co się dowcipnie wezgłowi,
I zasunął pod stopy ławeczkę poziomę;
Sam siadł obok, oblicze mając nieruchome
Ku zalotników ciżbie - by, wręcz oddalony,
Gość jego przez tych nie był śmiałków obrażony
(I aby nieco mówić zdołał o Ulissie).
Zaraz służebna wbiegła - ta, na srebrnej misie
Złotą nalewkę wniósłszy, przyrząd uczyniła
Do rąk mycia i gładki stół wdzięcznie okryła.
I dopiero poważna klucznica z swej strony
Niesie chleby, a wgląda, jak stół zastawiony?
Hojnie świadcząc tych rzeczy, co zależą od niej.
Marszałek różność mięsa podaje wygodniej,
Złote stanowi kubki, gdy zwinny chłopczyna,
Herold, pilnie uważa, dolewając wina.
Tu zalotnicy butni całą weszli zgrają,
I ci trony, a owi ławy zasiadają.
Heroldowie im wodę na ich leją dłonie,
Dziewki chleb łamią w kosze, chłopięta na stronie
Po same wręby wina nachylają w kruże,
A każdy z gości sięga po zakąski duże...
Dopiero że gdy więcej jeść ni pić nie mogą,
Wtedy ich umysł inną ulatuje drogą,
Gwoli śpiewom i tańcom, które tym porządkiem
Są uwdzięczeniem uczty mniej niźli jej szczątkiem!
Alić z heroldów pierwszy podał Femiusowi
Cytarę - i choć śpiewak nieskoro się słowi
W obliczu zalotników, forminks go sam budzi,
Melodyjnie więc począł nucić dla tych ludzi,
Gdy Telemak u skroni błękitnoźrenicej
Bogini, by nie mogli zajrzeć natrętnicy,
Te szeptał słowa: „Gościu luby! nie racz, proszę,
Obrazić się, jeśli ci wyznam, co ponoszę:
Oto, widzisz, cytara i pieśń ich zachwyca,
Czynić zaś to snadno jest u mego rodzica,
Dobra albowiem cudze trwonią i własności
Męża, którego może deszcz wybiela kości,
Lub morska je gdzieś fala tłucze w poniewierce.
Zaprawdę!... gdyby śmiałków tych zajęcze serce
Nagle zoczyło żywą postać bohatera
W Itace swojej, każdy, co się dziś ubiera
W tę purpurę, w te złoto... każdy! z onej rzeszy
Przeniósłby zyskać wawrzyn na gonitwie pieszéj.
Lecz dziś, gdy Uliss przepadł gdzieś fatalnym zgonem,
Ani już myśleć... ani bywać pocieszonym,
Lubo ten, ów z wędrownych nieraz zapowiada,
Że wróci on... Ach! taka nadzieja... to - zdrada.
Ktoś ty? i skąd? ojczyzny twojej gdzie gród albo śródek?
Rodu - jakie zacnoście?... i na nawie jakiéj,
Który sternik cię przywiódł do brzegów Itaki?
Lub do którego z ludów chełpisz się należyć?...
- Że pieszo nie przybywasz, zbyt łatwo uwierzyć.
Otwarcie mów, czy obcym jesteś tu i nowym?
Albo bywałżeś może gościem Ulissowym?
Wielu albowiem przyjmał w dom, i ze swej strony
U niejednego chętnie był sam ugoszczony.”
Modrooka mu na to Minerwa odpowie:
„Szczegółów tych, ktokolwiek rad, niech się już dowie,
Gdy powiem mu, że jestem Mentes, że się szczycę
Wodzą Taffiów, co biegle rzucają kotwice,
Anchi-laos mym ojcem - wszedłem tu w zatokę
Z okrętem, lecz na morza ciemne i głębokie
Płynę - i aż do ludów cale innej mowy!...
Mam się z Temesu - weznę ładunek brązowy
Za świecące żelazo, które w zamian pławię - -
Okręt mój tkwi u brzegu przeciw miasta prawie,
Pod tą Nejusa górą, co się borem jeży,
W miejscu, które zatoce Retrusa należy.
- My zaś (mówię: twój rodzic i ja) powzajemrie
Bywaliśmy zażyli - dziś - spomnieć przyjemnie.
Laert, gdy go zapytasz, niemało dopowie...
Powiadają, że siwy rycerz stradał zdrowie
I ani go dopatrzeć na ulicach miasta:
Sam gdzieś... zgrzybiała przy nim jedyna niewiasta,
Co mu podawa napój lub pokarm, gdy wraca,
Posępnie się wlekący śród drzew, które maca
W sadzie własnym, winnicą zieloną bogatym...
Słowem... cóż mówiliśmy?... stanąłem więc na tym,
Że Ojciec twój śród obcych jeśli szuka drogi,
To, myślę, dla tych uwłok, które stręczą bogi.
Boski-Uliss albowiem żyw jest bez-zawodnie
Kędyś!... gdzie arcyczęsto potworni lub zbrodnie
Bohaterom uwłóczą - śród morza otchłani,
Na wyspie jakiej, którą ocean tyrani.
Tu - zaiste, że słowo proroctwa wyrzekę,
Zaś i spełnienie jego bynajmniej dalekie...
Powiem prosto, co same bogi w usta kładną,
Ani augurem będąc, ni Sybillą żadną:
Nie będzie Uliss z dala ojczyzny - nie będzie!
Choćby go opasali łańcuchami wszędzie,
Fortel wynajdzie rzutkim dowcipem lub czynem.
Teraz zaś szczerze mów mnie: jestżeś jego synem?
Taki duży - podobien, doprawdy, i z lica
Niesłychanie... i z oczu ślicznych do rodzica!
Jać się znam! po tylekroć bo z nim ucztowałem,
Nim ruszył na Trojańską z kwiatem Argów całym,
Krocząc od brzegów w nawy głębokie z odwagą:
Alić odtąd ni on mnie nie spotkał, ni ja go.”
Roztropny więc Telemak w te odpowie słowa:
„Cudzoziemcze! ze wszech miar zaufaj, że mowa
Szczerą jest - moja matka uznaje mnie synem
Ulissa... ja... nie widzę, bym równał mu czynem.
Któż wreszcie zna się z gruntu na sobie?... och - bogi!
Nie pochodzęć od męża, co gdzieś umarł z trwogi
O skarby swe - przeciwnie, dziedziczę zniszczenie,
Nieszczęsnego widoczne jestem pokolenie - -
Lecz, iż spytałeś?... mówię...”
Poględna-błękitno
Minerwa: „Z czasem... - rzecze - zarówno zaszczytną
Poczniesz dolę, skoro cię Penelopy łono
Powiło, jakim jesteś, nie jak cię uczono...
Zmieńmy wszakże tok rozmów...
...powiedz mnie, ot, kto są
Te biesiadniki - jaki pożytek ci niosą?
Ucztę to albo swaty oglądam? – nareszcie
Miałażby to być wdzięczna zabawa niewieście?
Zwłaszcza że w domu twoim przyszedłszy się tuczyć,
Nie poprzestają tobie wyraźnie uwłóczyć.
Tak że rozsądny człowiek zgorszyłby się dawno
Ludźmi tymi i onych ochotą niesławną.”
Tu roztropny Telemak: „Że wiedzieć chcesz więcéj,
Cudzoziemcze! wiedz: był to ongi dom książęcy.
Znamienicie spaniały, gdy śród swojej właści
Żył bohater, lecz teraz wszystko się przepaści
Wolą bogów, a srogie przeznaczenia siły
Imię Ulissa więcej niż czyje zgładziły.
I - zaprawdę - że mniej bym nad Ojcem zabolał,
Gdyby był zginął - gdyby legł - już bym to wolał
Gdyby, uniesion z pola Troi po wygranéj,
Skonał... toćby Achejów cały sejm zebrany
Monumentem go uczcił, syn by odziedziczył
Głos historii, nie z czymś się bezimiennym liczył.
Lecz tak, jak jest, bez wiedzy, bez świadków znikniony,
Niecnych zaledwo harpii uradował szpony,
Mnie zaś bezpłodnym żalem, zaiste, nie skąpiéj,
Żalem - i więcej jeszcze... bo tym, co nastąpi.
Oto już teraz wszyscy, którzy są udzielni
Na Dulichium, na Same - wszyscy ludzie celni
W krzemienistej Itace, w Zacyncie lesistym,
Kłonią się matce mojej afektem strzelistym,
Tak że naprzód dom zniszczą, potem w domu władzę,
I nareszcie mnie stracą - boć i ja zawadzę!"
„Bogi-wielkie! - Pallas mu na to we wzruszeniu –
Zaiste, Ojca ci brak o twardym ramieniu,
Jak go ja pomnę, we drzwi gdy wchodził z toporem
W ręce jednej, we wtórej z łowieckim przyborem,
Z dwoma pociski - z tarczą - z tym uśmiechem zdrowym,
Gdy od Ilusa (co jest synem Mermerowym)
Powracając, pierwszy raz weszedł w progi nasze,
Rozweselał się - prawił - i wychylał czasze.
Ówdzie albowiem płynął był on w szparkiej nawie
Po truciznę, iż nie ma zajadliwszej prawie,
Ku usrożeniu grotów z miedzi przeciw wrogom:
Iluś dać mu jej nie chciał, zlękły ująć bogom
(Zlękły gniewu, co w równi nad wszystkim zawisa),
Lecz dał mu jej mój Ojciec - tak kochał Ulissa!
- Porównym przeto, jak go ja pomnę, gdyby się
Zjawił tu... o! jakże by przez ciebie, Ulissie!
Byli śmiałkowie owi smętnie poswatani...
Lecz - czyli wróci? będąż wreszcie ukarani?...
Rzeczy te (jeszcze w fałdach szat i na kolanie)
Tulą się w dłoniach bogów - -
- - bądźże i sam w stanie
Obmyśleć coś przeciwko temu najazdowi...
Lub posłuchaj - niech każde z słów cię zastanowi:
Jutro - Acheje zwołaj - weź bogów na świadki,
Rzecz miej do zgromadzenia, wtórą rzecz do Matki,
Butnych zagaj, by w swoje wracali dzielnice,
Matka zaś niech, jak z nowa szlubione dziewice,
Mieszka w ojcowym grodzie - ci, pełni ochoty,
Niechby się przesadzali w darach na zaloty,
Gdy ja plan tobie podam inny - -
- - weź żeglarzy
Dwudziestu - okręt, jaki najlepiej się zdarzy,
I płyń, by o tak dawno Ojcu oddalonym
Powziąść coś ludzkim słowem (co najbardziej onym,
Które od Jupitera samego pochodzi,
Ludziom wybrzmiewa sławą w ślad i nie uwodzi).
Do Pylos naprzód - gdzie jest boski Nestor – daléj
Do Sparty, gdzie są, którzy najpóźniej wracali
Z Achejów o mosiężnej piersi; żyjeć przecie
Jasnowłosy Menelas, ostatni, jak wiecie.
- Wszelako - choćbyś powziął, że Uliss jest żywy -
Musisz jeszcze rok czekać, bądź przeto cierpliwy.
Lecz gdybyś się dowiedział, że zmarł, to z powrotem
Monument postaw, tudzież, z pompą i ze złotem,
Wyrządź cześć... po czym Matce dozwól wybrać męża.
Aż dopiero gdy się tak wszystko po-okręża,
Wtedy przemyślaj w sercu, dowcipem lub siłą
Pomścić, co tobie w twoich prawach uwłóczyło.
Dzieckiem nie jesteś, ni do pacholąt zabawy –
Pomnijże, jakiej boski-Orest dobył sławy,
Zabiwszy ojcobójcę, chytrego Egista –
Niechże coś i przez ciebie latopis skorzysta!
Mój drogi! bądź zwycięskim, niech przykład ci służy,
Ile żeś jest i wcale gładki, i już duży.
Ja teraz do rzemiosła powracam i sprzętu,
Zniecierpliwionych ludzi zwołać u okrętu,
Ty o wszystkim, co rzekło się, zachowaj pieczę,
Ucz się tak doskonale pełnić, jak się rzecze.”
Więc roztropny Telemak z swej strony zaczyna:
„Zaprawdę, Cudzoziemcze! żegnasz mnie jak syna,
Ani zdołam zapomnieć serdecznej przestrogi –
Lecz dlaczego ten pośpiech ? - z-gotuj się do drogi
Przez świeżą kąpiel... czekaj, chcę, ażebyś raczył
Unieść i dar, który by jak spomnienie znaczył...”
Lazurowzroka na to Pallada: „Radzę ci
Do powrotu go schować pogłównie w pamięci...
Mnie coraz bardziej nagli godzina podróży.”
- Rzekła i jak ptak znikła, który lecąc wróży,
W serce jego albowiem odwagę natchnęła,
Pamięć ojca, rzutniejszą gotowość do dzieła,
I myśl, którą Telemak natrafiał zdziwiony,
Że to stało się z Boga...
...i roz-promieniony,
Na podobieństwo-boskie-jasny, wszedł do sali,
Gdzie dziewosłębni piosnek wesołych słuchali.
A śpiewał im wieszcz taki, że aż ucichnęli...
Pieśń zaś była: jak marnie Acheje ginęli,
Gdy opuszczali Troję - gdy za nimi w ślady
Obosieczny gniew pędził tej samej Pallady.
Mądra Ikara-córka, z komnaty na piętrze
Słuchając nuty, treść słów pojęła i wnętrze:
Dwie więc służebne panny wziąwszy, z obiej strony
Za nią idące - zeszła na próg wychylony
Pomiędzy kształtne odrzwia...
...twarz, z profilem czystym,
Miała przymgloną nieco owiciem przejrzystym,
Boska-między-niewiasty!... gdy dwie jej panienki
Miały swemu wiekowi odpowiednie wdzięki.
Potem, we łzach, te słowa Penelopa powié:
„Femius!... mam jedną prośbę, przystępną wieszczowi,
Który - umiejąc pieśni dla ucha czarowne
Lub wreszcie i kantyki przystępne i równe –
Czemuż nie śpiewa jakby pospołem siedzący
Śród ludzi, którzy pijąc słuchają niechcący...
Lecz ów tren serce moje najostrzej przeszywa,
Żal mój głębiej go umie, choć słów nie używa.
Cenię - szlachetnej głowy pamięć i wyprawę
Męża, który Helladzie przyniósł dobrą sławę!”
Tu - roztropny Telemak ze swej rzeknie strony:
„Matko! czemuż to śpiewak ma być poganiony,
Skoro za świętym idzie natchnieniem? – Azali
Nie Jupiter to raczej, ważący na szali
Sprawiedliwość i wszystko mający na pieczy,
Wydziela ludziom błogie lub fatalne rzeczy,
Jako sam chce i rad jest... Bogu? więc przygana
Lub winić pieśń? dlatego że jest zrozumiana?
On! gdy głosi porażkę Danausa synów,
Czyni, co sztukmistrz, świeżych gdy szuka wawrzynów.
Niech, owszem, serce twoje umężnia się bardziéj
I słuchać prawd pouczy, a duch bólem wzgardzi.
Przecież nie jeden Uliss na Trojańskiej zginął,
Wielu Greków krwi strumień po gardło opłynął.
Powróć w progi! gdzie cicho igła się nawleka,
Krosna są ówdzie, kłębek niecierpliwie czeka,
I rozkazuj... by panny były ci powolne;
Co do rozpraw? - te, że są doniosłe i wolne,
Męskim przystają duchom - - choć niejednakowo...
Najpierwej mnie... że jestem tu panem i głową.”
To Penelopa słysząc, w sercu zatrzymała,
Zacnością słów przejęta - i poszła, jak stała,
Dwie za sobą służebne mając stąpające,
I legła, i łzy lała w wezgłowie gorące
Za Ulissem, aż niebo mająca w swym oku
Minerwa snem jej błogim ulżyła z obłoku.
Zalotnicy tymczasem, że mrok już zapadał,
Gwar czynią: każdy niby do snu się układał
W łoża, których zmieniali porządek, jak chcieli.
Telemak śród tej ciżby, gdy tak się weseli,
Stanąwszy, w te rzekł słowa:
...„Zaiste-byłoby
Piękniej dosłuchać pieśni, wzruszającej groby,
I podobnego bogom wieszcza - - aniżeli
Bruździć i bluźnić, nim się pójdzie do pościeli.
Lecz na dziś... pełńmy jeszcze tę ucztę niesfornę,
Będziemy mieli jutro walne ciało-zborne.
Tam ja zawezwę wszystkich przed majestat-prawa,
By gdzie indziej się przeniósł utratek i wrzawa.
Każę wam z progów wszystkim ustąpić niezwłocznie,
Czas ku temu... swym niechaj każdy sprawom spocznie.
Gdyby zaś zdało się wam więcej przyzwoicie
Zrujnować dom człowieka, co poświęcił życie,
To - rujnujcie go dalej...
...Z mej strony, na progu
Uczynię szlub ze wszech miar widzącemu bogu,
Bym oglądał, jak jeszcze pod sklepem tej sali
Grom Jupitera jednej głowy nie ocali.”
Skończył tak. - Oni, wargę ściągając zębami,
Podziwiali wymowę... lecz zawsze ci-sami!
Antinous, Eupita syn, rzekł:
...„Telemaku! –
Widoczna, tak ze stylu harangi, jak smaku,
Do ila? mogą bogi w serce ludzkie włożyć,
By się kto i wysłowił, i nie dał utrwożyć...
Jak patriota jednak, drżę o wyspy berło
(Którą morze dokoła swą o-pienia perłą...),
Drżę!... by Jupiter, nazbyt mając cię w swej cenie,
Nie zrobił królem... mimo świetne pochodzenie...”
„Antinoe! - Telemak ku niemu zawoła –
Czy mniemasz, że być królem? uląkłbym się - zgoła!
Zgniewa cię to po dwakroć!... nie myślę wszelako,
Bym wbrew Jupiterowi pogardził Itaką,
Ani nazwałbym tego rzemiosłem bez ceny –
Przynajmniej dom uchować łatwiej od obsceny!
- Wiem-ci ja, że w Itace morzem operlonej
Jest niejeden, to młody, to wiekiem schylony,
Równy mi pochodzeniem... Z owych przeto jaki,
Pod niebytność Ulissa, weźnie tron Itaki...
Ja rad zostanę królem śród własnej ustroni,
Śród zyskanych mi sławą ojca mego broni...”
W swojej kolei mówiąc, odrzecze mu na to
Polyba syn Eurymak: „Mój arystokrato!
Kto? Itaki oblanej morzem tron dostanie,
Wiedzieć? - te rzeczy jeszcze w fałdach szat i na kolanie
Bogów leżą!...
...zażywaj praw, jakoś ich zażył,
Ani mniemaj, by kto cię wywłaszczać poważył.
Itaka jest przez ludzi jeszcze zamieszkaną –
Powiedz raczej, mój miły! z jaką to nieznaną
Osobą szeptaliście ustroniem okryci?...
Kto to był? i od kogo pochodzić się szczyci?
Ród jego? ziemie jego? i Ojczyzna? - gdzie są?
Czyli przybył dług spłacać, który milczkiem niesą,
Czy też o Ojcu twoim podawał nowiny? –
Nagle znikł!... ani gościa? znamy - ni przyczyny,
Lubo nie zda się lichym, by tak znikł bez znaku...”
Tu - roztropny Telemak rzecze:
„Eurymaku!
Powrót mojego Ojca zda się być już rzeczą,
Której ja zaniechałem... Są, co mu nie przeczą,
Lecz tych niech Matka moja z wróżbity się radzi,
Z roznoszącymi wieści, gdy traf je sprowadzi.
Gość jest jednym z zażyłych mojego rodzica,
Imię jego jest Mentes, w Taffos jest stolica,
On to rządzi Taffiany, którzy są żeglarze
Arcydzielni!...” (Mówiąc to, Telemak jednakże
W duchu swoim dostrzegał, że mówił z boginią!)
Tu znów wszyscy do tańca - znów gwar wielki czynią,
Ucztując i śmiałkując do późnego mroku,
Aż się rozeszli z mętem lub gorączką w oku.
*
I dopiero Telemak, wielkie mnóstwo rzeczy
Przemyśliwając, jak ów, co ma gród na pieczy,
Miał się ku spoczynkowi... Był zaś dom osobny
W dziedzińcu, równie widny wkoło i ozdobny.
Tam szedł Telemak, przed się mając, jako zwykle,
Córkę-Opsa, Pizenor jej dziad, Eurykle,
Matronę biegłą w rzeczach roztropnych niemało.
(Kupił ją Laert jeszcze, kiedy była małą,
I dał dwadzieścia wołów! poważał jak krewnę,
Skąd miała zachowanie stateczne i pewne,
Cenna w równi dla pana domu i dla żony.
Telemak miał się dla niej jak kto spokrewniony.)
Tak szedł, gdy właśnie przodem świeciła mu ona...
Uchylił drzwi, gdzie rama gładko jest zrobiona –
Z lekka na łoże przysiadł... i tunikę miękką
Odrzuciwszy - podał ją Eurykle ręką,
Która, przejąwszy ubiór, złożyła go wdzięcznie,
Zadzierzgając przy łożu równo i podręcznie,
A to spełniwszy, poszła - i srebrnym pierścieniem
Wzięła klamkę - zewnętrznym nawlekła rzemieniem
I zamknęła...
...noc całą! śród miękkiej tkaniny,
Telemak marzył plany, podróże i czyny.
Koniec pierwszej Rapsodii
1870
RAPSODIA VI
[w. 71-109]
To Alkinous rzekłszy, na sługi zawoła,
Którzy, wraz pełniąc rozkaz, naprzód wiodą koła
Wozu bystre, a potem muły, i takowe
W uprzęgi zakładają do jazdy gotowe.
Zaraz dziewczę Nauzyka z izby swojej zbieży,
Niesie cienką bieliznę i co przynależy,
I wszystko to na gładkie układa siedzenia.
Matka jej kosz podawa, smaczne w nim jedzenia
I pieczeń zimna. Nadto, sama jeszcze niesie
Miech szyty z koziej skóry, który winem dmie się.
A gdy na wóz już dziewczę skoczyło, dołącza
Flaszkę złotą, co miękki olejek wysącza,
By płeć swoją namaścić miała czym dziewczyna.
Nauzyka cugle bierze i bicz, i zacina,
By co najskorzej jechać ze swymi pannami
I z całym sprzętem tymi rączymi mułami,
Których stąpania echo powtarza dalekie...
Jadąc tak, przybywają niebawem nad rzekę
I w miejscu błogim, gdzie są wygodne bystrzany,
W których może być przedmiot najmniej czysty prany,
Stawają. Panny naprzód, gdy wyprzęgły muły,
Odgoniły je, aby złotą trawę żuły
Brzegiem rzeki, co kręto murawę przerzyna.
Potem bieliznę z wozu dziewczynie dziewczyna
W ręce rzuca, aż wszystką zebrawszy starannie
Wniosły do głębi, na dno tłocząc - i jak w wannie
Stopami swymi mieszą te rzeczy do piasku,
Każda coraz z własnego rada wynalazku.
Aż skoro pranie doszło do tego wytworu,
Że ani cieniu plamki na rzeczach ubioru,
Dopiero je te panny starownie zebrały,
Uściełając na piasek spłukany i biały,
Gdzie wszystek żwir już słone pierw omyły fale,
Z szumem parte z oddali ku wybrzeżnej skale.
Dziewice zaś kąpielą całe orzeźwione,
Namaściły olejkiem włos i zwiały w stronę,
I wieczerzać usiadły na darni nad rzeką,
Schło zaś, co prane było, w słońcu niedaleko.
Aż Nauzyka i dziewy, dostawszy znów siły,
Wstały, i wstążki z włosów na wiatr odrzuciły,
I poczęły grać w piłkę... Tą zaś, co chór wiedzie,
Rytm mierzącą taneczny śpiewaniem na przedzie,
Była Nauzyka - -
Rzekłbyś, że nie jest inaczéj
Dyjana sama, strzałę kiedy ciskać raczy
Na Erymancie albo urwistym Tajgecie,
Tropiąc dzika lub sarnę posuwistą w lecie,
Gdy serca jej otuchę nimfy polne czynią,
Córki boskie! porówni radosne z boginią...
Lecz ona je przechodzi więcej o pół czoła,
Że ją odpozna zewsząd; chociaż dookoła
Wszystkie śliczne, choć, okiem gdzie rzucisz, nawyka,
Odpoznasz ją...
Tak była śród swoich Nauzyka!
RAPSODIA XI
[w. 13-51]
Okręt dobił wtórego krańca oceanu
O głębokim korycie i pełnym bystrzanu,
Gdzie czernieje grodzisko i lud: Kimmeriony,
Miasto i lud w ciemnoście mroków spowiniony.
Słońca tam nie widziano, gdy się wzbija w stropy,
Ani skoro się w morskie pogrąża zatopy,
Lecz jedną noc ustawną, jak pienie lamentu
Nad śmiertelnymi ciężko zwisłą z firmamentu.
Przybywszy ówdzie, rzutko utwierdzam kotwicę,
Byka wywieść i czarne owce niewolnice
Każą - nareszcie brzegiem okeanu kroczym,
Pokąd miejsca od Kirke znanego nie z-oczym.
Tam dopiero Perimed mój z Eurylokiem
Podtrzymują ofiary, więc mam ich pod bokiem,
Sam zaś miecza gładkiego od biodra dostanę
I grzebię dół na łokieć stromy w każdą ścianę,
Po czym, wstawszy, wypełniam libację dokoła,
Miodem - pierwszą, a wtórą - winem lanym w zioła,
A po trzecie i wodą, każdym dołu brzegiem,
I jeszcze mąki białej podsypuję śniegiem.
Dopiero-że z wewnętrzną ducha gorącością
Wezwę umarłych czaszki, delikatne kością,
Klnąc się, że skoro brzegi ojczyste zobaczę,
Sutą ofiarą w grodzie moim ich uraczę,
Najśliczniejszą ze stada podam jałowicę
Na stos, który złotymi sprzętami rozświécę,
Tyrezjasowi danie osobno wypełnię
Trykiem, który jest jak noc czarny w swojej wełnie.
Aż skoro ich tak ujmę, to modły - to szluby,
Wszystkie te zmarłych dusze czekające próby.
Wówczas dopiero owce rżnę nad rowu głębią,
Bucha krew suto...
...duchy się z Erebu kłębią!
Były to panie młode i młodzieńcy świetni,
Starcy złamani bólem, cisi i szlachetni,
Dziewice, których serca zranione niedawno,
Męże walk, z włócznią w piersiach miedzianą i sławną,
Ze zbrojami krwawymi... To zaś wszystko z szumem
Groźnym zowąd i stamtąd nad rów wali tłumem.
Aż blady strach już począł panować nade mną:
Krzyczę tylko na moich, choć mętno, choć ciemno,
By jak najprędzej, owce odarłszy pobite,
Palili stos - - Znów wołam: o szluby obfite
Nieśmiertelnym! - o możną Plutona przyczynę!
I surową ażeby czcili Prozerpinę!...
Sam zaś od lędźwi mojej jasny miecz pochwycę,
Stanę - i między duchy przed się płazem świécę,
Blade i wiotkie czaszki odwiewam nawiasem
(By nie chłypnęły z rowu krwi...
...aż z Tyrezjasem
Mówić pocznę...).
1870
AW tym czasie... starałem się wytłumaczyć modlitwę największego wodza, jakiego do dziś znają dzieje.
Kochanowski do przekładu psalmów użył rytmu Homerowegoi dlatego to obrazowe części są u Kochanowskiego prawie malowniejsze niż w hebrajskim, ale cała psalmistowska, duchowa i piosenna wewnętrzna logika ucierpiały. Wprawdzie Homer prawie współczesny, bo na one czasy lat jakie sto nic w sztuce nie znaczyło - jednakowoż właściwszym byłby lubo sześćkroć późniejszy Pindar, także i z tego jeszcze względu, że u Pindara są żywioły wschodnie! B Vulgata zaś, że jej nie tyle o poezję szło (jako sztukę), ale raczej o duchową Psalmów logikę profetyczną, musiała nieraz dodawać to wyrazami, co było tokiem pieśni w oryginale, albo odrzucać to, co w przekładzie na prozę ciężyło, aby głównie utrzymać całość pojęć!
I tak np.: „12. Quoniam supervenit mansuetudo: et corripiemur" - wcale tego w oryginale nie ma wyrazami, tylko jest tokiem pieśni w ostatnich strofach i uczuciem całości utworu wyrażone. I tak też uczyniłem. Są to nieuniknione przekładów konieczności!