XCII. CACKA
Myśliłem ja - że Lira i że Styl,
Choć fala je nosi jak łabędzia,
Nie obliczającego dróg i chwil,
Choć cel mają w sobie, są - narzędzia!
*
Myśliłem - że gdy Lud nie ma bytu,
Że słowu jeżeli brak powietrza,
Dotyka wieszcz kluczem u zenitu,
Skąd aura na świat płynie letsza.
*
Ja - myśliłem, że każda ze strun wie,
W jaką porę? wydzwonić co? i gdzie?...
I myśliłem - że przez ich balsamy
Upowinowacone różności
Czynią - iż spóźnionych prawd nie mamy -
Spóźnionych dla miękkiej drażliwości.
*
Myśliłem! - że wieszczów było tyle.
Ile jest blizn dotkliwych ? - a które
Przez form-czary - przez stosowną chwilę -
Opatrują się i leczą w porę---
*
Och!... ja byłem błędny i sam chory:
Ponętniejsze jest lir przeznaczenie -
Są one dla prawd... czym w oknach sztory.
Na których wstrzymują się promienie,
Wyświecając płótno malowane,
Z malakitowemi krajobrazy,
Ze źródłami ametystowemi,
Pasterkami owianemi w gazy...
Z ziemią tą... co - nie dotknęła ziemi!
*
One śnią: że szyba?... to - posadzka!
One nucą: „Stąpaj, bez poręczy,
W objęcia Fantazji, co się wdzięczy..."
---cacka - cacka!!