w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

PRÓBY

(JAKO WSTĘP DO «ZARYSÓW OBYCZAJOWYCH PIĘCIU»)


Błogosławione pieśni malinowe,

Błogosławione pieśni kalinowe;

Błogosławione otchłanne niebiosy,

Obłoki, wiatrem gnane jako stada,

I kołysane wiatrem ciężkie kłosy

- Duch się w harmonię męką nie układa:

By w pieśni stanąć, dość stanąć pod progiem;

Odetchnąć dosyć, by odetchnąć Bogiem!


Błogosławiona jest gorycz wiośniana,

Wśród pękających drzew rozpowietrzana,

Drzew, co od ziemi jak kolumny rosną,

Gdy w niebie miękkich gałęzi obręcze

Podobne mają do harf strojnych wiosną

I psalmem: „Święty!" - tak że patrząc, klęczę.


Błogosławione jest i obce daléj

Powietrze, które się jak mirra pali,

Rozpustujące z dzikiej lauru woni,

Pomarańcz złotem kapiące - i niebem,

Pod którym każdy głaz jak Memnon dzwoni,

Każdy lazaron, gdy zechce, jest Febem.


Błogosławiony i step ów bez końca

Oceanowej przestrzeni - na której

Nie mają spocząć gdzie promienie słońca,

Szmaragdowymi odpychane góry:

Z dumą żywiołu, co, jak chaos stary,

Mało się komu dał deptać - bez wiary!


Błogosławione islandzkie mroki

I cichość morska, taka - że umarli,

Nie mając w grobach zarówno głębokiéj,

Może by śmierci swoich się zaparli.

- Otchłanie morza i niebios otchłanie

Dnami tam w siebie patrzają, poza nie,

I fal jakoby nie było:

Cisza, co słowu nakazując ciszę

Zda się układać z samym Słowem-słowa,

Że swoich prac nie skończyło - -

Ocean taflą jedną się kołysze,

Jakby go właśnie osadzano z nowa,

Jakby się globu kończyła budowa,

Jakby tej było chwili odpomnienie,

Co końcem dzieła wzbudza zadziwienie,

Nie będąc jednem ni drugiem

Tylko coś - jakby koniec i początek,

Przedpotopowej tajemnicy szczątek,

Ducha wyorany pługiem.


Błogosławione jest próżniactwo człeka,

Co szuka, aby mu było wygodnie;

Poezja w usta by szła zdrojem mleka,

Wiek się nikczemnie nie kłopotał o dnie,

Natura z piersią czekała otwartą

I z swoim miękkim bogactwa welonem;

By każda twoja łza była otartą,

Każde uczucie było podzielonem;

A ty - bezkrwawą promienny zaletą,

Dobranych ludzi otoczony chórem

Żebyś był harfą... rzec chciałem: poetą,

Lecz mi to słowo przychodzi z oporem -


Błogosławione wszystko to - i nie to

Ale czy będę błogosławić tobie,

O! miasto wielkie - serc i kwiatów grobie? –

Gdzie, oddychając, cudze chłoniesz tchnienia,

Kroku niemocnyś zrobić pierworodnie.

Myślisz, żeś wesół - to nie twe wrażenia,

Cnoty nie twoje i nie twoje zbrodnie:

Nie jesteś! - z bruku wołają kamienie

Przechodź!" -


Dopiero - wśród tego miliona,

Dopiero w takim obozie ludzkości,

Dopiero tutaj, jeżeli nie skona

Pieśń twa - nie skona z niedokończoności

Jeśli anielstwo jej wyżywić zdołasz

Na każdą dobę, co jest przypadkowe

Rzucając na bok; jeśli nie zawołasz:

Ojcze! i niebo już nudzi mię płowe,

Jako wytartej szaty wielka poła -"

O! wtedy będę wierzył Muzie twojej,

Że bezwidnego filarem kościoła

Na safirowym utwierdzeniu stoi! –


Błogosławione i w myśli sferze

Złudzenia, którym - niestety - nie wierzę:

Bałwany różnych szkół i różnej doby,

Nie istniejące - a możne! - i nieraz

Wiekiem rządzące, jak wielkie osoby.

- Wyrazem jednym, jednym słowem: teraz,

Jakoby berła żelaznego siłą,

Bijące tłumy, się im pokłonią,

się przed ciosem zastawią mogiłą,

się zastawią krzyżem - nigdy dłonią!


Błogosławione te wszystkie mary,

Bo kto im szyję podesłał, szczęśliwy!

Miłości bole i cierpienia Wiary

Nie znane jemu - on zna tylko: wpływy

Mody-mniemania - i czasów-ukazy;

Lecz ty szaleniec - on mędrcem sto razy!


Jeśli więc w łunach tych ciebie zobaczę

Nie odmienionym i z gwiazdą na czole,

Której ci z włosem nie wydrą rozpacze;

Jeśli usłyszę cię mówiącym: „Wolę",

Mówiącym: „Kocham - chcę - jestem człowiekiem.

- Dłoń wyciągam, chociażby rozdartą

Z czystego złota wykowanym ćwiekiem;

Wyciągam moją dłoń, szczerze otwartą

Wszystkiemu, co jest zacne i godziwe" –

O! wtedy powiem, że pieśni twe - żywe!


Lecz nie tu koniec prób - ja wyznamoni

Poczekać zechcą na harfy rozpadek,

Na spopielenie tej, co grała, dłoni,

By tylko kamień i Bóg był ci świadek.

- Miłości otchłań i twardość-granitu

By tobie były, od szczytu do szczytu,

Jako monument utwierdzony w wieczność,

Że kochać śmiałeś, wierzyć, konać - i tu

Nie była twoją Poezją - konieczność! -