w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

V. LILIE


Konna rozmowa czasem nie jest nieprzyjemna,

Zwłaszcza, gdy księżycowa noc, od spodu ciemna,

Od góry jasna, srebrzy drzew wierzchołki pełne,

Jak runa owiec, gęsto puszczających wełnę.

Młyny gdy przy tym szumią na stawach, dalekie,

A ku drodze się dęby schylają kalekie,

I jest smętno - konie zaś, z jednej będąc stajni,

Strzyżeniem ucha szepcą wzajemną pociechę,

Że spocząć pod znajomą powracają strzechę.

W podobny czas do domu zjeżdżać zwyczajni

Jerzy i Wiesław - pierwszy na siwym, a owy

Na jabłkowitym, perskim, który ma podkowy

Kute w Tobolsku, grzywę czarną, kulę w karku,

jest od Kabardyńca kupion na jarmarku.


Jechali więc tyłami stodół, dzwonnic, młynów

A był nad nimi księżyc pełny, srebrny, cały,

Jak rzymski medal męża, dojrzałością czynów

Zupełnego, co w tryumf przeszedł arkiem chwały,

Jak pieniądz srebrny z czasów tragicznych Cezara,

Na którym legionisty postać z ciężarami

Wojennymi wykrągla się kształtem filara,

Albo jak dawna polska złotówka z orłami.

- Jechali tak w opłotach starego smętarza

Żydowskiego, co kirkuth zwą u arendarza.

- Kamienie białe, z wierzchu księżycem srebrzone,

Sterczały naokoło, jak widma, gdy nocą

Z marmury się podnoszą cicho i szczebiocą

Do siebie, czy od ludzi nie spostrzeżone?


Jechali tak, gdy Jerzy - z rozmowy w gościnie,

Skąd wracali - te słowa z westchnieniem wywinie:

Smutno, o! smutno - wielkie rozdarcie na świecie,

Na które gdyby ludzie lekarstwo wiedzieli,

Ile że jest lekarstwo, ustaliby przecie

Rozdzierać się i męczyć. - Pan ciągle kościeli

I jedna - oni dręczyć się i targać wolą

Rany zadawać, nie jak chirurgowie śmieli,

Lecz jakoby oprawce - węglem, gwoździem, solą

I żółcią - " Alić Wiesław odpowie mu na to:

Próżność i wywyższenia się żądza to czyni:

Zaradzić temu ? - chyba, że wolności stratą

Konieczną - i cenzurą, co jak Ochmistrzyni

W opiekę weźmie - silną także dyktaturą.

- Albo zaradzić temu jeszcze można chłostą

Sprawiedliwości Pańskiej - głodem, gromów chmurą,

Najazdem i zarazy obrzydliwej krostą."


Więc Jerzy rzecze, dając siwemu ostrogę:

Bóg tylko, że jest wiecznym, i ci, co mu chwały

Zaprzeczyli, obierać taką zwykli drogę

Człowiek zaś, nieśmiertelny zarówno jak mały,

Nie mniemam, by skutecznie tychże sprężyn użył

Dłużny jest - cóż więc? gdyby nadto się zadłużył?"

To mówiąc, przejeżdżali łąkę ścieżką wąską,

A konie, cugle mając z lekka opuszczone,

Igrały nozdrzem z każdą po drodze gałązką.

- Strzemiona na wierzch siodeł były zarzucone

Niedbale, niby obrót mowy w zaufaniu

A było zorze, jakby tuż na przedświtaniu

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Lilie wonne opodal rosły - - - - - - - - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Przeto Jerzy

Te powie słowa: „Gdyby, co wiedzieć należy,

Wiedzieć chciano i pomnieć chciano wszech-przytomnie,

Pomnieć i ufać temu całą prawdy siłą:

To zaś jest, co te lilie mówią teraz do mnie -

To zaś jest, co tym liliom powiedziano było

Przed wiekami, na puszczy - tam. Gdyby wiedziano,

Że mimo żądz i miotań, więcej się nie staną

Na cal jeden nad tyle, ile stać się mogą;

Że ani włosa barwy zmienić nie w stanie,

Ale - że biada! jeśli wsteczną pójdą drogą,

Nie dotrzymawszy miary - \O! najdroższy panie,

Jakżeby dziś już równo było na planecie,

I nikt na krnąbrne sarkać nie musiałby dziecię!

I ani by zdradzano, ni podstępowano,

Ni oczerniano, święcąc kropidłem rozsądku

Albo umiejętności. - Wtedy by w porządku

Przedwiecznym dojrzewano i zmartwychwstawano.

Wtedy by odpoznano, że zazdrość-bezsilna,

Ślepa-zawiść, praktyczność bez Boga - omylna,

I że się nie zda na nic kłamać w Imię Boże,

Lub zbożnieć w imię kłamstwa - że, chcecie albo nie,

Prawda zwycięży! choćbyś w grot ubrane słonie

Popędził na nią, choćbyś na tortur łoże

Wyciągnął."

A więc Wiesław tu wstrzyma swojego

Czerkieskiego - i czapki przed krzyżem uchyli,

I rzecze: „Dzięki Tobie, Ojcze! - ze wszystkiego

Mojego serca, iżeś tym, co się spysznili

Umiejętnością zakrył rzeczy te - a onym

Prostaczkom je objawił ciemnym i wzgardzonym."


Modląc się tak, wesoło do dom powrócili - -

To zaś wszystko działo się o nocy, bo we dnie

Może by wstydem było modlić się przed krzyżem*

Przydrożnym - raz, że fraszki nie dają powszednie,

Drugi raz, że to droga traktu z Żytomierzem,

Kędy powozy jeżdżą - zaś ostatni, trzeci:

Że skoro chcesz się modlić, to wnijdź do komory

I sam z Przedwiecznym zostań, jak z ojcem dzieci

To ostatni jest powód -

- nie najmniejszym wtóry!

* Pisane 1852.