[ODPOWIEDŹ KRYTYKOM «LISTÓW O EMIGRACJI»]
I
„Twoje ogłoszone w «Dzieriniku Polskim» stały się powodem rozlicznych uwag i gospodarskich rozbiorów; dla jednych były za ciemne, dla drugich za cierpkie, a w ogóle, zważając na stopień, za zagadkowe, to jest, że ogół całości nie mógł odgadnąć, a pojedyncze ustępy uważał za ślinę w oczy.” Listy
„... dziś nie potrzeba płaszcza, na którym krawiec wyszył cały zodiak, żeby dowieść, że się jest astronomem - nie potrzeba hieroglifów, kiedy są czcionki. Chrystusa prawda stała się katolicką, powszechną...”
„Świat władców przeminął - rozdarł się razem z zasłoną na ołtarzu.”
„Kto się dziś kocha w misteriach, a z daleka tylko daje znać, że je posiada, nie ma miłości dla ludzi!...” itd.
II
Bolesna jest, że wszystko, cokolwiek - choćby już nie o bieżących interesach, które mogą obchodzić publiczność polską, ale o składających ją żywiołach - doraźnie i głośno się wypowie, że wszystko, powtarzam, nie inaczej, jeno osobiście jest przyjętym. Jest to jeden z dowodów, o ile ta publiczność, balsamu jawności użyć nie chcąc, niepubliczną się staje. Jest to jeden z dowodów tej niezaprzeczenie pewnej prawdy, iż o tyle tylko słuchacz-prawdy przyjąć ją może, ile ma jej - albowiem temu, kto ma, będzie dano. Jest to jeden z dowodów, że niezupełną prawdą jest, co dalej do autora powiedziano: „wiadomość o tym masz od początku nowej Ery”.Listów
Autor jest przeciwny pojęciu, iż nowa przyszła Era - jest przeciwny pojęciu, jakie o Ludzkości rozszerzono, albo raczej uważa je i - przed roztrwonieniem ostatniego europejskiego ruchu - uważał zawsze to pojęcie za czcze, za siły nie mające - za oderwane, narzucone, niewczesne i niehistoryczne.Listów
Twierdzi on, że czasy jeszcze trwają, że nie wywcześniła się Historia, że rozbije się o nią i najpotężniejszy geniusz, jeśli, zamiast z nią działać, mimo niej się pokwapi.
Ludzkość bowiem? - ja nie wiem, co jest Ludzkość - ona, nie istniejąc rzeczywiście, abstrakcją tylko świętą jest, inspirować może i powinna, i inspiruje też, ale obowiązywać nie ma siły. Narody co innego - te są, te żyją, cierpią, drgają - te, istniejąc prawdziwie, już nie inspirują jako Ludzkość, ale obowiązują rzeczywiście.
Pojęcie zatem nowej Ery i Ludzkości do ruchu wołającej, i że są czasy wypełnione, i że władzy Epoka przeminęła (dlatego iż Epoka bez-władności, albo raczej moment, nie Epoka nadszedł) - są to właśnie pojęcia chaotyczne, nieporządnie zaczute i niewczesne, przeciwko którym mówią.Listy
Każdy ruch, który z pojęć tej natury powstaje, jako z inspirującej tylko, a nie i obowiązującej siły, musi też być chwilowym się porwaniem - może pięknym uczynkiem być, i jest nim, ale nie jest dobrego-uczynieniem.
A że głosów o tym odrodzeniu Ludzkości nowej, czasów końcu etc., co krok u nas napotkasz - a że o tym wszędzie na gwałt dzwonią, więc wspomniało się, iż jest to pojęcie nie obowiązujące, bo niewczesne.
I mówiło się jawnie, bo jawność jedynym jest lekarstwem na polityczne - bo co jawne, to nie jest do nikogo osobiście zmierzonym, ale do czasu tego tylko. fata morgana
Trudno jest zapewne z oddalenia przeczuć, jaki prąd myśli tam przechodzi; że jednak na rzeczy tu francuskie społeczeństwo tamto się ogląda, to ciekawym byłoby porównanie kierunków, jakie jawność przybiera tam i tu, na Zachodzie. Są to elementarne wprawdzie rzeczy, ale strofowany o niejasność elementarnym musi stać się.
Jawności we Francji nad-użyto (co jeszcze jednym jest dowodem, że lubo całą prawdę nie bez pewnych względów głosić można), wszystko, co jest (co poufne, wewnętrzne), stało się tu publicznym - czego też skutkiem jest, na odwrót, że co publicznym być by winno, w zamian staje się skrytym. I tak, życie domowe każdego znanego choćby najmniej człowieka - krytyce, karykaturze, cenzurze publicznej tu podlega. Jest to jawności nadużyciem, z którego idzie zaraz w zamian, że co publiczne, to intrydze i ukartowaniu partii - a więc niejawności - jest poddanym. Jawność więc jest tu zbezwładnioną - nie czyni swego - nie jest sumieniem czasu swego, nie umoralnia względnej (to jest czasowej) politycznej narodu sumienności. intime
Jawność, będąc przymiotem obecności szczególnie, zawarła tu umysł francuski w tę doraźność, w te obecności zeszczuplenie, które dniowością już się staje i efemeryczną też ma wartość.
Dla obecności (to jest jawności) - z nieobecnym-względnie, to jest z niejawnym, to jest z przeszłym (z tradycją) i z przyszłym (z addycją) pozrywano - sekwencji nie ma prawie żadnej, albo guwernemantalna i mechaniczna tylko - niekonsekwentne zatem wszystko. Do takiego stanu doszła Francja przez jawności swawolne nadużycie, to jest doszła do tego, że granice słowa są odjęte, że sklepień nie ma, aby echem publicznemu słowu odpowiedzieć, że nie obowiązuje już jej przeszłość ani przyszłość podnieca.
Że moralność tego narodu polityczna szumnymi tylko frazesami albo interesem się steruje, a stąd nie-energia, sen i chaos.
Bo ilekroć w jakim społeczeństwie wielosumienie się rozłoży (na bez-sumienności swawolnych ojczyzn-idealnych), tyle razy albo realną jest bezwładność, gdyż na żaden krok prędki, stały, raźny takie (nie mające go czym usprawiedliwić w czasie) zdobyć się nie może społeczeństwo - albo więc, co powtórzę, rzeczywista ogarnia je bezwładność, albo jaki terroryzm idealny, albo resztka rutyny guwernemantalnej je podtrzyma policyjnymi niby środki, aż jednych nędza ukołysze, drugich szał się wypieni. I taki jest koniec wszystkich gwałceń, wszystkich Jowiszowań nieczłowieczych, wszystkich zbawień Ludzkości - nadludzkimi siły ukochanej.
Bo prawdę mówmy. Jest-że kto z nas tak szerokich piersi i umysłu tak wyrzuconego silnie w przyszłe, iżby Ludzkość ukochał sercem szczerym i mocą rzeczywistą?!... Nie jak ideolog ideę bez-serdeczną, bez-bolesną, bez-łzawą, ani jak fanatyk - wyobrażenie bez-żywotne na mózg mu przypadłe tęczy szybą; ale, mówię, ukochał rzeczywiście, w pokorze serca człowieczego, w prostocie jego, w mocy jego - w gotowości zawsze - w łzach poniekąd.
O nie! - nie ma takiego - albowiem był-już, jest-już, bywa... bywa promieniami i gwiazdami Łaski w piersiach człowieczych, które właśnie przez to i dlatego ku sobie się mają jakby one porozrzucane znosząc blaski (o Chrystusie to jest i o siejbie Jego złotych promieni; o odkupieniu Ludzkości - jednym słowem). A po tym Ludzkości od-kupieniu, kiedy pierwej skupiana wielkimi ludźmi i wielkimi wojny, i wielkimi była wyprawami w ogół jeden zewnętrznie ogarnięta; a po tym tedy od-kupieniu wewnętrznym przez Chrystusa Pana - cóż jest dalej ?
Owo - nie już o Ludzkość, o ten Sakrament, ten akt w wieczności, ten sentyment, ale o rzeczywiste idzie dobro. Owo, mówię, ostatni z Apostołów byłże tylko Ludzkości odkupionej sakramentalnym apostołem? - i nie zwałże się On (a mówię tu o Pawle Apostołem Ś.) NARODÓW?
Bo my dla Ludzkości bezpośrednio nie jesteśmy w stanie nic przyczynić - nie możemy żyć, mówię, to jest produkować bezpośrednio dla tej świętej abstrakcji - chyba tylko zaprzaniem, tylko umartwieniem, z-bez-płciowieniem, a więc jakby wyjściem za czas i za wszelką produkcję świata tego.
Jeśli tedy idzie o zbawienie Ludzkości nie przez naród (jak to dla jasności znów powtórzę), wedle mnie praca jest niewczesna, a wedle tego, co wczorajsze okazały wypadki, zmarnuje się wiele - nic nie zbawi. Bo nie jest uczeń nad mistrza, a Mistrz jest jeden i Pan jeden, Chrystus Pan. Bo, mówię, Chrystus się przesadzić doskonalszym nie da odkupieniem. Galilee vicisti!...
Pomiędzy więc Ludzkością wewnętrzną (umartwioną, zaprzaną, umarłą dla świata) a boleściami i trudami Dziejów świata tego, pomiędzy wiecznym a czasowym - jest jakoby pomiędzy dwoma stycznie ku piersiom Przedwiecznego zmierzającymi promieniami, i to, co czasowe, coraz więcej ku wiecznemu schylone, coraz więcej wiecznym zachwycone, aż przez coraz z-bożniejsze czasów sfery do Zbożnego czasu się włonimy, o czym zanucone jest powianiem pierwszego sztandaru broni polskiej, Chrystusowi lennej od początku - o czym pieśń nad kołyską narodu tego brzmi wyraźnie: „ziści nam - spuści nam - Twego Syna Chrzciciela Z-bożny czas”.
I dlatego czas gwałcić - to jest, naród minąwszy, w ostateczne Ludzkości rozwcześnienie się ciskać - ideologią jest niemiecką albo doktrynerstwem, albo szałem Francuzowi jedynie przyzwoitym. Bo jako jest Księżyc Słońca blaskiem niewidomego owian, tak jest naród Ludzkością dla Polaka. Bo poczęcie narodu jest z Miłości.
Tu elementarnych dodam kilka nieodbicie potrzebnych wiadomości.
Rasa albo plemię (moralnie rzecz biorąc) jest przeczeniem, jest odłączeniem, jest negacją - ona jest, bo się różni, ale siły złączenia pod karą śmierci mieć nie może. Owszem, żyje przeczeniem, potrzebuje wroga, by okazać, że jest jemu przeciwną, że się różni i czymściś cale innym jest.
Lecz skoro się plemiona zejmą w siebie, zespolą - z-miłują w imię powołania, jakie dla Ludzkości ostatecznej kwiatem z siebie mają wyprowadzić - skoro, mówię, łącznie (a więc miłośnie) i wewnętrznie (duchowo) się obejmą - skoro rasy, powtarzam, s-krzyżowane narodu moralną postać wezmą, to już ten, jak osoba, nie tylko jest tym, co go różni, ale i co łączy go z drugimi. Już miłości ruchawość, już żywotny pierwiastek w nim sprawuje.
I dlatego-to - roz-pasz naród jaki z niejawnych przeszłego i przyszłego warunków (to jest z dziejów) w ostateczną Ludzkości tryumfującej jawność (jeśli tylko to zdołasz, jeśli ślepy i gruby reakcji sens cię wpierw nie zetrze), rozwiąż, mówię, tak naród, a zdezorganizujesz naprzód słowo i publicznej jawności sens moralny, jak to o Francji wpierw mówiłem - a zdezorganizujesz czyn, bezwładniąc to, co jedno w historii usprawiedliwia czyn wszelaki (o politycznych mówię czynach, bezbożnych w gruncie swej natury, a zbożniejących wciąż przez naród, przez sumienie Ludzkości tej czasowej - do Ludzkości bezwzględnie już sumiennej i zupełnie zbożnej odniesione) - a zdezorganizowawszy czyn i słowo, mamże dalej rozwijać, co nastąpi?
Dasz jeść wszystkim, pić wszystkim-na niedługo, ale co życia jest, to zgaśnie - ale twoje wojska z sztandarami ogołoconymi z narodowego blasku pierzchną, a hetmany pójdą w policjanty z głodnym się ludem znów potykać, a pisarzom i mędrcom piersi weschną, a sztukmistrze nie znajdą, co już począć.
I nastąpi znowu rozłamanie, znowu parcjalność, znów niejawność - Intryga.
I powróci historia, ale drogami fatalnymi (jak to zawsze po stracie czasu bywa), a środki, którymiś rozwiązywał, do związania posłużą, lecz fatalnie, jak np. policje tajne i pasporty etc. sławnej Wielkiej Francuskiej Rewolucji, nową wywołujące rewolucję i niejedną jeszcze [nowymi] wynalazki.
Nie wyobrażaj sobie, proszę, iż pieniędzy brak nędzy jest powodem: pieniędzy nie brak - życia brak.
I zgody nie brak - życia brak!
Bo rozłamanie i niezgoda, i różnice jątrzące tam się zaczynają, gdzie brak życia - pierwej one bogactwem i wzajemną pomocą - którego sztucznie nie można absolutnie, a duchowo nie można dla braku czasu się doczekać.
Kwiat nie zarzuca korzeniowi, iż ten w ziemi przestawa ani korzeń się na kwiat nie obraża, który wyżej purpurę swą rozwiesił, pokąd życie rośliny i ich połączą. Życia więc przestrzegać, a nie śmierci - to jest miłość prawdziwa.publica salus
Ludzkości zaś, mówię, bezpośrednio jestżeś w stanie przyczynić coś, utworzyć, za-produkować?... Żyć, mówię, dla niej jestżeś zdolny? Nie! - środki tylko zaprzecznymi, tylko martwiącymi, tylko postem, bezpośrednio ku niej się unosząc woń okroplasz na ziemię.
Ale to, co twórczego - ale to, co życie niecącego, ale to, co dramy, nie rozpaczliwego albo w górę tchnionego i indywidualnego jest liryzmu - to, mówię, tylko przez Narody dla ludzkości, na końcu narodów świata świtającej, a przez Boga Człowieka w tobie pierwej.
Bo mimo historii faktu nie ma - cudy nawet kształtami człowieczymi w ciele czasu wschodzą, a bez tego cudowności by też w nich nie było. I chleb-powszedni-cudów, cnota, nie jestże boską siłą w ciele człówieczości mdławej otrzymaną? Jak więc duch mimo ciała, tak duch-człowiek mimo historii nic stanowczo i rzeczywiście nie postawi. Bo historię z-bożnić - praca jego. Bo nie dosyć ludzi jest nawracać, czasy też nawracać trza o tyle, o ile od tych nawrócenie ludzi onych zależy.
Jako rzeźbiarz pracuje w materii, ażeby materią być przestała, tak i w czasie Historia też pracuje człowieczymi ramiony, aby czasem być przestał, aby tenże w wieczność się wypełnił.
Lubo są chwile, kiedy człowiek powiada sobie jak on sługa Ewangeliczny: „Pan daleko - i nie widać go - dalej wiec ucztować z pijanicami i bić czeladź” - aż oto właśnie pan nadjeżdża, którego w pracy oczekiwać słudze onemu się znudziło...
Czynić więc pokój jest to z-bożnić warunki czasów historyczne. A rzeczy te krzyżem takim idą, że:
nad Historią Kościół jest,
pod Historią plemiona, czyli rasy,
a narody tylko są w Historii.
A Kościół, , w tejże przez się cóż zrobił? - miecza jąć nie może, prawa też bardzo nie wyprawił. Kiedy narody barbarzyńskie w ciemnocie swej ku niemu, jako ku jednemu światłości punktowi się odniosły, dałże im kolumny dwie sumienia publicznego w historii? - pojęcie kary i własności? Nie - pozostawił im miecz w ręku, na sumieniu onym narodowym w publicznych rzeczach zostawiwszy te początkujące społeczeństwa. BĘDĄC NAD HISTORIĄ
Toteż się nie wymaga od Kościoła ani śmieciem nań rzuca za to, iż narodom nigdy prawie ręki swojej nie podał - jak to dziś francuskie filozofy bardzo wymownie tutaj czynią - ale, Bogu dziękując za to, co w narodach przez sumienia pojedyńcze Kościół nam zaskarbił wielo-sumieniem tym publicznym (które jedno usprawiedliwiać może w czasie), dalej zdążać należy ku doskonalszemu wyprawieniu z niezbożnego prawa wz-bożny czas - z dążeń do wolności (które tylko stopniami Ludzkości są, nie celem) w bez-potrzebę wolności, w z-wolenie Boże - w wyzwolenie.
A plemiona i rasy, będąc i w przeczeniu, bo przeczenie jedynym ich sztandarem, cóż uczynić mogą? - burzyć tylko - zaprzeczać tylko - potem niknąć.POD HISTORIĄ
Więc na Północnym-Wschodzie nie przenarodowione w miłość wewnętrzną, tylko oklamrowane ledwo z gruba (zewnętrzną teoretycznego państwa formą) rasy i plemiona widząc;
więc na Południowo-Zachodzie rozpasanie z zakonu narodowości (a stąd zaraz i ubezwładnienie) widząc;
więc i Kościół świecący nad historią nie w cało-blasku swoim widząc - że bezwłasnowolnym prawie gestem ku ojczyźnie oko obróciłem - jak się w tym znajduje uważając - cóż tak szkaradnego uczyniłem?
*
Pisać wiele nie mogę - polityk nie jestem - czasu nie mam - do dziennika też pisząc [bibuły szerokość!] nie w harmonii z elementarnymi wymaganiami odsyłaczów i wszystkich tych objaśnień, jakich słusznie wymagasz - widzisz więc, że nie dosyć (jak to zarzucasz mi) powiedzieć: „Serce twoje, myśl twoja i krew twoja - nie twoje.” Nie dość śmierci przestrzegać - przeczyć nie dość - albo, jak niżej znów dodajesz: „Tajemniczego oddania myśli potrzebował świat, pokąd należał do władców; od czasu, jak się w nim Jezus narodził, należy do ludu, i myśl już odtąd powinna być powszechną, prostą, jak Ewangelia etc., etc.”
Otóż się powyżej okazało, że wszelka jawność, aby swoim zadziałała przymiotem, sklepień pewnych (a więc już granic) potrzebuje, i że te właśnie w samym biegu, w samym ograniczeniu niejawnością (to jest przeszłym i przyszłym), spotykamy.
A tu jeszcze w tej chwili zaraz się potocznie okazuje, że pół łokcia bibuły „Dziennika Polskiego” nie jest w stanie wszystkich podjąć objaśnień - a znowu gdzie indziej się publicznie bez wątpienia przekonasz, że gdybyś (wedle prywatności położenia swego nie działając) w te jasności wyraźnie się zacieknął, które ci ewangelicznymi się być zdają - o! jakże byś to z-niełaskawił łaskawego (jak mówią) czytelnika, jeśli najlżej owiane, a do rzeczy dzisiejszych nakierowane ogólniki - za ślinę w oczy poczytujesz?
W tym więc wszystkim, co mówisz, jest właśnie - przeciw czemu mówię!...
Jest pojęcie czasów-wypełnienia i wyhistorycznienia się Ludzkości rozbijane, drażnione cochwilowym trącaniem o pominięte czasów prawa i historii warunki.
Te pojęcia - dlatego właśnie, że je można sformułować rychło, dać naprędce - rozsiewane dawno, a częstokroć utalentowanym gnane słowem, nie w literaturze, to jest wiedzy i umiejętności, ale w życiu, to jest w mądrości - czynią:
że ubezwładniają jednych w duchy,
a z-niecierpliwiają drugich w...
Bo życia pierwsza jest potrzeba niźli środków do życia - bo odetchnienia - bo powietrza - bo ruchu potrzeba moralnego, a nie tylko... kurczeniem się, zaprzaniem i zwijaniem w węzeł dla ciasności położenia trudnego - a nie tylko ofiarą i hekatombą dla ludzkości przez śmierć i niebyt, lecz przez byt.
Zamień przeto zadanie narodowe na wszechludzkość oną, z rozpasania, nie zaś rozwinięcia narodowości wzeszła, a bezpośrednio dla niej czyniąc - jak to się wyżej powiedziało - tylko zaprzaniem się i śmiercią, tylko odkupywaniem jej na nowo i z Boską mierzeniem się ofiarą (nie z nią wstępowaniem) będziesz musiał spłacać tę niewczesność.
Niechże się więc nie dziwią ludzie (skądinąd świętobliwi), że - osobę minąwszy narodową, jako z diabła będącą, albo lekceważąc ją jak rzeczy przemijające świata tego i jak marność marności - że, mówię, nagle spotkać muszą Chrystusów nowych, nowych różnych odkupicieli Człowieczeństwa.
Niechże się też nie dziwią ludzie (skądinąd liberalni), że - osobę rninąwszy narodową jako z arystokratycznych i historycznych gniazd idącą, albo ją dla Ludzkości wszech-liberalnej lekceważąc - że, mówię, nagle tłum pobożnych (upobożnionych w chwili jednej) konserwatystów, godząc na nich, guwernemantalnej siły szczątkiem jakby trzonem bicza ich przepędza.
Niechże się nie dziwią abstrakcyjnych państw fabrykanci, że - s-krzyżując we krwi i w ciele rasy różne, a „mówiąc „ - nagle w onym ze krwi skrzyżowaniu s-krzyżowanie z miłości zasłyszawszy, czują, jak drugi rdzeń się wnętrzy, drugi się obowiązujący, mówię, węzeł w Państwa ciele podrzuca. I jak w siłę rośnie - walczy z Państwem, aby forma miłości wedle wagi czasów ustąpiła - jak zwalczony czasowo na wygnanie idzie etc. - o czym w innych było szerzej. Divide” etImpera” Listach
Niechże się nie dziwią filantropi, że zdradziwszy ojczyznę dla ludzkości, nagle ich suchotnicza, pustelnicza, owiewa bezżywotność - że ta jednych pędzi ku świętemu wychyleniu się za czas dla wieczności (dla odkupienia w części swojej onej to gorącej niewczesności), drugich jadem przepala i odspołecznia lub zrażonych samotnego owiewa mgłą żywota. Że wreszcie i cała mechaniczność finansowych obrotów nie wystarcza, bowiem praca milknie, a - co więcej - im ta żywotniejszej jest natury, tym uboższa w samym materiale, tym zbyteczniejsza - bezpotrzebna.
Bo nie od środków do życia, ale od życia środki doń i sposoby bezpośrednio zawisły. I tych nie brak jest nigdy, dopóki życia tylko nie brak.
Rzeczy te więc tak widząc, zapytałem się: cóż jest życie ono? - ono prawdy powietrze? - ono źródło wszelkiej ruchomości, bytowania wszelkiego i pokarmu?
Życie - jest to przytomność, a przytomność - obecność, a obecność jest jawność, z której rośnie sumienie, więc moc, więc krzepkość wielo-woli... - -i to jest wszystko, com powiedział.