DO M... S.
«0 BALLADYNIE* (Dodatek)
Tobie - Sewerynowi i komuś trzeciemu winienem podziękować, iż chcieliście powyższe mówienia spisywać, tudzież tym przyjaciołom naszym, którzy uważali za słuszne koszt wydawnictwa podjąć. Ale Ty dałeś mi także sposobność wywiązania się, bo życzyłeś sobie, abym, dołączywszy rozbiór Balladyny, dołączył przez to samo wzorzec do czytania tragedyj Juliusza, o których szczegółowo mówić w kursie tak szczupłym byłoby to stracić całość obrazu. Czynię przeto Ci zadość, i sobie, bo życzeniu Twemu zadość-uczynić mogę.
Na pierwszy rzut oka Balladyna wydaje się fantazją w luźnym bardzo znaczeniu tego luźnego określnika - tak wydała się ona doraźnej masie czytelników po ukazaniu się świeżo wyszła książką. Tak, niestety, podobno, że i dziś dla większej bardzo liczby literatów wydaje się ta tragedia. A przyczyna tego leży raz w tym, iż Juliusz nie był architekta, jak Zygmunt, ani rzeźbiarzem, jak Mickiewicz, ale był to poeta-malarz, choć mógł bywać i tym, i owym - i poetą-muzykiem nawet, co wszelako po szczególe Opatrzność Bohdanowi wydzieliła.
x0
Drugi raz - przyczyna tego leży także i w tym, że do tragedii własnej stawił zarazem Juliusz teatr jakoby przenośny, w okładkach, że tak rzekę, książki schowany. Są tam dekoracje z liści rosami mokrych uwite - rzutami pstrego światła ozłacane - malin woni i konwalij pełne.
x0 Rozpruj książkę i przeciągnij po stole, pionowo karty jej stawiając, a okaże ci się gajów zielonych i chat, i baszt połamanych perspektywa, ojcowskiemu i pieskowo-skalnemu podobna wąwozowi. A to wszystko jasności planu pierwotnego i, że tak rzekę, harmonii zasadniczej szkieletu
samego nie uwidomia - osi dramatycznej nie okazuje - typów nie uwydatnia - owszem, zamglewa rysy główne i unieczytelnia rzecz, lubo w sposób dziwnie powabny.
x0
Wszelako zdam Ci sprawę z moralnego budownictwa, które tragedię tę wydało, i wypowiem wszelkiej osoby herb stanowczy, ale pierwej nadmienię to, co powiedział czy napisał gdzieś August Cieszkowski o apo-gryfach . Mędrzec ten powiada, iż nie tylko pierwotnej epoki apo-gryfy (to jest: po-nad-zwykłej budowy pisma), ale nawet i te, które udawanie za cel miały, w epokach późniejszych pisane, należy pomiędzy źródła prawdy historycznej umieć kłaść-to jest: że z jakąkolwiek bądź wolą rzucane światło, skoro się je sprawiedliwie zebrać i uśrodkować potrafi, wielce użytecznym bywa. Nadmieniam to dla osób, które wszystko, cokolwiek poza literaturą czarną druku-książki wyczytuje się, uważają zaraz za poetyzowanie i naciąganie do rzeczy, których drukarz ołowianą czcionką nie zagwoździł, a o których przeto, jak to mówią, „autor ani myślił..."
Po tym wstępie - od czegóż zacznę?... Oto powiem Ci naprzód, że razu jednego, może we śnie, zdarzyło mi się znajdować jakoby w miejscu, którego piętra i posady noga moja nie czuła, iż uwęgielnioną miały podwalinę, a którego sklepień czy firmamentu pojąć naraz nie mogłem... Ale w światła smugu, który szeroką ciemność jakby wielkim pasem przepływał, zobaczyłem, iż stał człowiek-muzyk przed organami.
x0 I widziałem, że, jedną ręką grając, drugą w górze ruchy i zwroty czynił, jako gdy kto gęsta magiczne rzuca. A kiedy wpatrywałem się długo i postrzegłem, że muzyk ten współcześnie gra i sklepienie mularskim robi narzędziem, aby echom tonów przezeń wygranych właściwym było, tedy bardzo mi żal się zrobiło i chciałem płakać, myśląc, jak dalece trudne jest życie pieśni! A głos przyjaciela mego jednego, co już tu nie żyje, zawołał na mnie, mówiąc: „Oto jest Polak..." I od tego czasu, ani na polu sztuki, ani życia, ani wiedzy i czynów politycznych, nie dziwi mię mnóstwo bardzo wyjątkowych tak położeń, jako i zawiłych na pozór gmatwanin. Owszem, j asne częstokroć i oficjalnie okaźne więcej mi zadawa trudu, skoro uczytelnić je zamierzam, niż zawiłe.
Czy pamiętasz te czasy, kiedy po 1830 roku cale prawie polskie piśmiennictwo w góry i lasy poszło gminnych poszukiwać podań-kiedy wyraz bajka nabrał powagi - wyraz gawęda stał się między stylu rodzaje policzonym nazwiskiem - wyraz, nie znany pierwej, klechda od-me-pomniał się -kiedy przysłowie Salomonową nieledwo koronę filozoficzną wdziało - kiedy w kraju Wójcicki Kazimierz Władysław akcenta nie znane salonom świetnym bez fraka wprowadził w towarzystwo, a w Paryżu Chopin grał mazurki i obertasa, których nieraz porcelanowe pasterki z czasów Ludwika XV (ani wiedząc o tym, co czynią) słuchały?!...
x0 Kto ten czarodziejski flet dał w ręce myśli polskiej ? - czy to zrobiło się przez statut jakiego towarzystwa ku temu zorganizowanego, z prezydentem-wieku i kasjerem, i pod-kasjerem ?... bynajmniej!... Po listopadowego powstania upadku - po upadku powstania, które gminnych elementów objąć i uhistorycznić współ-udziałem nie mogło czy nie umiało, czy nie chciało - nastąpiło przecież lat kilkanaście literatury wyłącznie gminnej... dura lex, sed lex est-tak było!
Balladyna jest dzieckiem 1839 roku na świat wyszłym - ale pocznę od siostry jej Aliny, z dzbanem swoim glinianym na głowie w las zabłąkanej i stojącej tam, jako się spotyka kariatydę grecką, po zwalonej świątyni jakiej pozostałą. Któż ona jest, ta smukła, cicha, piękna - prawie że w tragedię nie wchodząca, a bez której właśnie że tragedii nie byłoby! Ta wypchnięta nożem siostry z bram żywota i śmiercią barankową dramatyzująca bez-osobiście całość sprawy? - ta, o której poeta jeden kiedyś mówił:
...cicha, jak baranek
Na chorągwi kościelnej...
- - jest to właśme że kryształ sam najczystszy tego wielkiego i bezwyraźnego pojęcia, które nazywamy słowem Lud.
x0 A siostra jej? - a Balladyna, zabijająca ją jakoby trafem i za fraszkę - za dzban jeden malin, jak sama mówi, lubo i dlatego zarazem przy tej fraszce, aby zostać Grabi Kirkora żoną... kto to? - kto jest tą Ludu siostrą?... Parafiańszczyzna!
Dlatego to ona wyprze się starej matki swojej, skoro sama już w zamkowym rozbłyśnie życiu świetnością dworską - potem godności zajętej obowiązek pojedna kłamstwem i tajemnicą z wszelakiej natury licencjami i rozpustą - potem tajemnica w niej rozdzieli ją, i pocznie wiedzieć, co spowiednik, a co konieczności położenia i godność zajęta każą.
x0 I stanie się fatalną, a siły fatum dziejowego w ręce jej się kłaść poczną, wcieleń sobie szukając - więc i panować-koniecznie będzie musiała, ale już nie będzie sobą nigdy, bo larwa jej zostanie na udziałanym tle włóknami wypadków rozciągnięta jak malowany obraz - piorun ją zabić musi, bo ona jest elementem już, nie osobą - bo ona jest piorunem, który nie uderzył jeszcze, a więc nie zabił się sam, niszcząc miejsce własnego skonu. Oto ona - oto panowanie jej - koniec i początek:
Król-kobieta, piorunem boskim zastrzelony.
Zamiast w koronacyjne, bić w pogrzebu dzwony.
Kiedyż zaś to się stało, że Parafiańszczyzna odsunęła w grobową ciszę siostrę swoją rodzoną, Lud, sama pnąc się wyżej i panowanie rozszerzając bez-historycznymi sposobami? Gdzież Tradycja wtedy znajdowała się z pontyfikalnymi mocami senatu swego?... Oto - dramatyzuje dalej Juliusz sprawę tę zawiłą, skoro uosabia Tradycję w Pustelniku-królu: Pustelnik jest Tradycją, tak jak Alina Ludem, a Balladyna Parafiańszczyzny postacią. Do Pustelnika, do tradycji, więdnie i bezwiednie, przypadkiem i umyślnie, gościńcem i ścieżkami zarosłych cierniem manowców, wszystko końcem końców zabłąkiwa i ostatecznie wraca.
x0 Jedyna cale określona osoba, z tej tragedii osób wszystkich wyjątkowa skończonym charakterem: Kir-kor - rycerz - szlachcic republikancki - mąż, jakiego istoty żaden polski poeta nigdy tak nie określił - człowiek serca swobodnego, wiary prostej i ręki dużej - sam powiada o sobie na początku:
Rady zasięgnąć warto u człowieka,
Który się kryje w tej zaciszy leśnej,
Pobożny starzec -
I oto takiemu serca odrodzonego mężowi Tradycja w osobie Pustelnika daje naprzód klejnotów korony Rzeczypospolitej zrozumienie - kluczem odmyka Dawidowym mistyczną pieśń zaczątków sprawy narodu, co w następnych, Homera godnych, rysach i wierszach jest objęte:
...ku ojczystej stronie
Wracali niegdyś od Betlejem żłobu
Święci królowie — dwóch Magów i Scyta.
- Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu jak w lesie - bo zboże
Rosło wysokie jak las w kraju Lecha.
Więc, zabłądziwszy, rzekł: „Wyprowadź, Boże!"
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
Królewskiej chaty - bo Lech mieszkał w chacie;
Wszedł do niej Scyta i rzekł: „Królu bracie,
Idę z Betlejem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przede mną,
Aż tu zawiodła..." - itd.
- a dalej o klejnotach dziejów Rzeczypospohtej mówi:
...stąd nasza korona.
Zbawiciel, niegdyś wyciągając rączki,
Szedł do niej z Matki zadumanej łona
I ku rubinom podawał się cały,
Jako różyczka z liścia wychylona,
I wołał: caca!...
Jakoż pięknie to i po cudownemu staje się, iż taki tylko mąż jak Kirkor bezpośrednio dojść mógł tradycji wątku, lubo tyle się postaci rozmaitych około królewskiej Pustelnika chaty okręca. Ale też to jest człowiek, u którego Dziś jest jeszcze historią:
Dzisiaj (mówi on) odrobić chcę całą pańszczyznę,
A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy
Z drogą małżonką - całą ci Ojczyznę
Włożę na barki - a gdy będziesz dźwigał
Rzeczy i ludzi, to ja się zakopię
W zamku spokojny...
x0 Niechby mi dościgał
Sad owocowy - niechbym małe chłopię,
Dzieciątko może, na ręku kołysał,
O to się modlę... Ty mi zaś co roku
Z tronu do chaty listy będziesz pisał;
Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku
Biały gołąbek i pod skrzydełkami
Przyniesie powieść, pełną tych wielkości,
Co budzą uśmiech, i sen pod lipami
Dają smaczniejszy...
A indziej znów do ludu się odzywa ten rycerz, miecz ocierając:
- O! Lachy, ja, nieznany rycerz,
Nie mogę przesławnemu władać narodowi;
Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
Głowy mojej - czyniłem to dla szczęścia ludu;
- Jam stworzony do ciszy wiejskiej i prostoty;
Dla mnie za ciężką była nawet godność Grafa,
I zniżyłem ją szczeblem, pojąwszy w małżeństwo
Zamiast jakiej królewny ubogą chłopiankę.
Tą chłopianką wszelako Alina miała być, nie zaś uosobienie Parafiań-szczyzny w postaci Balladyny, która, słysząc słowa rycerza ludowi rzeczone, najkolosalniej już w charakterze swoim dramatycznym występuje, bo zapiera się tak ulubionego swego, dla malowanego na herbie garnka malin, jako siostry i matki swojej krwawo wyparła się.
x0 Rozsądny człowiek powiedziałby, iż błąd jest wielki ze strony tak nieskalanie karmazynowego jak Kir-kor człowieka łączyć się miłości węzłem z dziewką jakąś w legendowy sposób; prokurator odrzekłby na to, iż kryminalne podstępstwo uwikłało Grafa w tę sprawę, tragik zaś ani rozsądnym tylko widzem, ani prokuratorem być nie może. Trudniejsze nad te dwa stanowiska wydzielono jemu od wieków! Urzędnikiem on królestwa, co bywa tylko z tego świata, ale które jest wcale nie z tego.
Felicisńma culpa Kirkora jest tylko następstwem usunięcia się tradycyjnych sił od realnego wątku w pustelni zacisze. Tradycji dość jest odkląć się i wyjść za kulisy, aby przekląć. Gdyby władzy tej Tradycja nie miała, władzy, mówię, przez samo usunięcie się swoje, cóż by władzą spirytualną było? - Sofoklesowskie „niestety!", czyli dzisiejsze „za późno" tu się odgrywa:
...Czemu się ten rycerz
Dwudziestą laty pierwej nie urodził ?
Byłem na tronie - to kraj cały płodził
Same poczwary: jak niezdatny snycerz,
Który w kamieniach szuka ludzkiej twarzy
I czyni ludziom podobne kamienie,
Ale bez duszy... Czyliż przyrodzenie,
Nim stworzy, długo o stworzeniu marzy,
Długo próbuje, naprzód tworząc karcze,
A potem ludzi - jak Kirkor.
Smutne to jest i bardzo smutne to malin pełnego dzbanka rozbicie w tragedię Juliusza rozwinięte: Lud omackiem w lesie zabity - Tradycja odklęta w pustelnictwo - Mąż jedyny, przy którym wszystkie męże przez poetów naszych kreślone blednieją, przy którym Mąż z Nie-Boskiej komedii jest niepewnym siebie deklamatorem albo wielkim tylko na poczętą postać zarysem - Mąż osobny, Kirkor, fatalnością tragedii na zgubę wie-dzion - Parafiańszczyzna jedna dalej i coraz dalej rozlicznymi larwami swymi pnąca się, a w ostatnim sług poczcie karierzystów już (jakich uosobieniem jest von Kostryn) chwytająca się... - czasu coraz mniej-pokradziony intrygami - pogwałcony!... - pioruny, te elementów sobie zostawionych wyraziciele, już bliskie.
x0
Tacyt mógłby czytać Balladynę i może łzę by w oku poczuł, a czytało ją kilkanaście tysięcy rodaków czytających- - - czytających? -
Osoby fantastyczne: Goplana, Chochlik, Skierka, przeznaczone są do odmieniania dekoracji tego teatrum przenośnego - są one tłem. A ktoś mi powie przecież: „Skądże się bierze znowu, iż tło natchnąć może takiego Grabca, syna pijanego zakrystiana i w dnie tabula-rasa społeczności, trafem na najwyższą wynieść godność?"
Ach! kochany M..., jest to tajemnica stanu: gdzie indywidualności zaprzestaną dziejowej pełnić służby, tło zaczyna być wszystkim i nazwiska nawet różne arcypoważne nosi - czasem nazywają je: la force des choses... raison d'État... fusion... confusion etc....
A w społeczeństwie tak ochwianym w posadach swoich skąd pochodzi nareszcie, że nimfeiczna postać ukocha właśnie że rubasznego Grabca?... To może znów z powodu, że nimfeiczna, że, jak powiada tragik, galaretowa - może wyanieliła się ona technicznymi środkami pielęgnowania i toalet, może, że tak powiem, technologicznie ciało swoje ubóstwiwszy, trzeba jej za to potem kości twardych, jak bezszkieletowemu polipowi, i gotowa jest rzucić przejrzyste ręce swoje na kark rubasznego zakrystiano-wicza - na pierś podpiłego Grabca - nie wiem!
To wiem tylko na pewno, że Filon, pasterz, po zabiciu ludowej Aliny cały liryzm swój do Greków liryki odnieść musi - nie ma on już od kogo się wywiedzieć, co z rodzimej poezji w gajach i polach szumi. Straszny to jest człowiek, który płakać po pęknięciu drogiego sobie serca na swój sposób nie potrafiłby. Z fletem wierzbowym w ręku jednym, a z mitologicznym słownikiem łacińskim w drugim ręku, zdaje się przechadzać po Sofiówki parku - a to cmentarz! Przed sądem kryminalnym postaw tego płaczka, aby świadczył, to właśnie że on pierwszy zdradzi, bo precyzję sumienną lirycznymi zagmatwa frazesami - i rozpłacze się.
x0 Ze społeczeństwa tak rozstawionego, z typów tak postawionych - jakież grupy nareszcie rozdzielić mogą między siebie ogólnego życia tajemnicę?...
Kostryn: Dwóch językami walczyło po mieście,
Lud namawiając do boju...
Balladyna: Gdzie oni?
Kostryn (wskazując): Pan Burmistrz Kurier i Pismo. Koniec