BIOGRAFIE SPÓŹNIONE
W sporo lat po francuskim oblężeniu Rzymu ś. p. Józef Bogdan Dziekoń-ski zgasł spokojnie w Paryżu, na Batignolles, w jednopiętrowym domku przy małej uliczce połączającej ulicę Lemercier z Grande-rue. Na niewiele godzin przedtem mówił ze mną. Przy chwilach zaś ostatnich był niejaki Niemiec, adept ś. p. Bogdana (bo on adeptów miewał), i pocieszał gasnącego mówiąc, że „prawda i umiejętność nie zaginęły..."
Było tam jeszcze parę osób, z których wymienię mieszkającego teraz w Warszawie p. Polikarpa Gumińskiego, artystę-malarza.
Na niewiele czasu przed zgonem rył J. B. Dziekoński na miedzi - podług rysunku mojego - winietę dla Lenartowicza: Zloty kubek, i podpisane też jest z lewej strony na dole ryciny: „ryt. J. B. D." Książka zaś kiedy wyszła - sprawdzić jest łatwo.
Za dni rewolucji rzymskiej, po której nastało oblężenie, ś. p. J. B. Dziekoń-skiego w Rzymie nie było - myślę, że nawet nigdy w tej Stolicy-Dziejów on nie był.
Podobnych biograficznych błędów równa liczba spotyka się we wszystkich dziennikach warszawskich. Nic to jednak pismom tym nie ubliża. Jest to bowiem ogólne zapóźnienie, z którego takie potem wypływają błędy.
Epoki takiej jeszcze w dziejach pracy umysłowej w Polsce nie było, w której by publiczność obchodziła się szczegółami życiowymi swego pracownika; stąd też pochodzą w niedawnych nawet rzeczach ciemności i zatraty. Przecież i Malczewskiego osobistego odkopuje się jak w Pompejanum. .
I tak przeto już postępem jest, skoro kto wzmiankę uczyni, że taki a taki gdzieś umarł.
Uriieśnuertelnił to Juliusz Słowacki i monumentalnie na wieki określił, mówiąc:
Mniejszym inni stawiają posągi!
Ale u nas - o wyższym człowieku
Rzekną tyle - i to po wieku:
Taki rycerz lub mąż żyl ongi!