MALARZ Z KONIECZNOŚCI
JA
Pani - mam mówić z nią o rytmie sił,
Które sprawują planet korowody.
Każże mi podać wina - abym pił,
Cukru i wody -
I siądź - na ramię zarzuciwszy szal,
Nieumiejętnie, jak nimfy szal kładą:
Błękitną niechaj on harmonią fal
Jak z skały spada kaskadą! -
Firankę - sługa niech odrzuci z szyb,
Księżyc potrzebny jest k'temu,
Naczynie szklanne złotych pełne ryb
Podamy jemu.
ONA
Owszem, lecz śpiesz się, właśnie bowiem czas,
Gdy fryzjer, Pinettim zwany,
Przyjdzie - a za nim służebnice wraz
Mnogie przyniosą falbany.
JA
Pani - mam mówić z nią o głosce A,
Ile przyniosła ludzkości?! -
Wspomnę, co mądrość ? a co znaczy łza ?
Nadmienię też o miłości.
Siądźże - i włosy swe grzebieniem zbierz,
Gdy ja - przylegnę na progu;
I będę, jak do feodalnych wież,
Śpiewał: nieznanej i Bogu.
ONA
Owszem - lecz śpiesz się, oto bowiem, kwiat
Nie będąc na czas zrobiony,
Odmieniać muszę włosów tok i szat,
Wieczór mój! - prawie stracony!
JA
Pani - ołówek pozwól mi wziąść ostry
30 I ten mój album podręczny;
Z natury zrobię szkic dla mojej siostry,
Będę ci wdzięczny.