w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

ESTETYCZNE POGLĄDY


Dziś JWielmożny Kalasanty P[awęż] G[ozdawa] był łaskaw udzielić mi na­stępujących kuku streszczeń z pamiętnika swojego:




Drezno, przyznam się, że lubię i nawet Sasa za lada co nie mam, bo jak go weźniesz, ażeby cię niósł w lektyce, to on cię i zaniesie, i odniesie, a ty so­bie świstasz i myślisz to to, to owo... I Sas pyszny jest, że niesie Człowieka! Tak ja kazałem się zanieść do Griingerblum, żeby też widzieć Rafaela, o któ­rym sporo mówią, i między drogościami świata te dziwo oglądać. Ale gdzie indziej poczciwe Sasy mię odnieśli i oto - słyszę - mój Rafael! To myślę sobie: czas teraz przypatrzyć się, i zwinąłem rękę w kułak, i odsądziłem się, ażeby dobrze rzecz widzieć - patrzę i patrzę - -

I przyznam się, że - z wielkim przeproszeniem - nic szczególnego nie zo­baczyłem: kobieta (za pozwoleniem) w powietrzu i mało co więcej. A prze­cież, końcem końców, mam oko tam, gdzie każdy inny! Troszkę to wszystko ludzie okrzyczeli i zrobili ciekawym - widziałem przecież naszego króla Zy­gmunta, kiedy przy kominku naszym zimowym alchemik mu z żaru wygrzebuje kasztany i pokazuje (a sam Matejko namalował także olejno), a jednakże o tym tyle nie nakrzyczano, ile o tej kobiecie w powietrzu (wi­działem też i Kraszewskiego pod pomarańczami).

Na co?! Że zawsze muszę zrobić poświęcenie (a to mi nieraz i sama żona moja wyrzuca), więc dla córki mojej, która ma angielską guwernantkę, to zrobiłem, Włochy przejechałem i że byłem w Pompei (Pompeją nazywają

jedne miasteczko włoskie, które zgorzało, gdy z Wezuwiusza ogień zapuścił ktoś - a nazywają Pompeją, bo tam musiano pompować niemało, żeby ugasić). Włocha nie tyle, co Sasa lubię, ale jest Włoch układny i zna się na ludziach - wszędzie, gdzie z żoną szliśmy, skakali z radości chłopcy i wołali: „Cielęca - Cielęta!", co znaczy w ich językuJaśnie wielmożni" (zapewne e-ccelenza).

W Paryżu jednakże, gdy widziałem Dyjannę pogańską, przyznam się, że stróżowi na piwo chciałem dać, żeby się do tej figury zbliżyć, a figury z ka­miennymi lędźwiami jako żywe.

Taka to, końcem końców, jest różnica pomiędzy Sławnym Rafaelem a tym drugim, co pogańską Dyjannę wyrżnął z kamienia.

Niechże im Bóg odpuści."


Kalasanty Pawęż Gozdawa, 1881


II


W dniach tych miałem przypadkiem w ręku liścik Heleny Modrzejewskiej w Londynie, do kogoś z mych przyjaciół pobieżnie dla interesu kreślony. Od­czytać się i odpatrzyć nie mogłem, śliczny ten szpargałek w ręku trzymając. Nawet przypadkowo odwrotnie użyte kartki herbowe papieru w harmonii z treścią i stylem. Zdawało mi się, że nieznany jakiś poemacik Alfreda de Musset, pomieszany nieco z Dantem i jego la Vita nuova, czytam. Jest tam w tym listku o Panu Bogu, o słonecznym promieniu, o mo­dlitwie, o materii jedwabnej na suknię, o teatrze i o bieżącym interesie... Udatnego więcej, nie pomnę, żebym co po polsku czytał. Cze­mu ta artystka wielka dla Anglików gra ? - nie pytam... mam przezorność nie dogłębiać przyczyn w społeczności, gdzie nikt nigdy uznanym, oce­nionym i użytym od paręset lat nie był (z wyjątkiem, jeżeli szło odorywczą manifestację praw lub pretensyj). Może nie gra po polsku dlatego, dla czego np. Adam Mickiewicz żył z pieniędzy szwajcar­skich i francuskich, a zegarek zastawiał, mając nie dosyć pewny obiad - i mówiono wtedy: „nasz Mickiewicz, chluba narodu!" Może dla następstw i przyczyny owej, dla jakiej, skoro ś.p. Zygmunt Krasiński konał w Paryżu, nie mogliśmy zatrzymać balu w Hotelu Lam­bert, bo już hrabina Gąsiorowska z Kaczkowskim tańczyła, i hrabia Błoci-kiewicz z Piasecką, Jastrzębski z Kurowską, a z Jabłońską Gruszkowski... Pejzaż sprzeciwiał się tragedii! Ale dlaczego Helena Modrzejewska nie pisze po polsku? Cóż za śliczne i literaturze nie znane zyskałoby się pióro? Mówię: nie znane, bo istotnie żeńskie, to jest prawie że te, którego piśmiennictwo ojczyste nie ma. Oficjalnie w literatury kartach zapisywane imiona, lubo arcycenne, więcej dostojności i atramentu literackiego niż żeń­skiego udziału w rzeczy przynoszą!

Zacna Drużbacka troszkę serem owczym i kalendarzem trąci. Deotyma, kanoniczna - kandelabrem woskowym lub zakrystialną kadzielnicą. Atoli istotna woń świeżo i udatnie zdjętej rękawiczki (gdy osoba do właściwej jej pracy się zabiera) zupełnie jest inna, ona może rozgrzałaby nawet Polkę -rzecz zarówno i arcywątpliwa, i niebezpieczna.